***

217 12 11
                                    

Mogę żyć całe wieki. Jestem królem, jestem władcą. Teoretycznie mogę wszytsko co zechcę. Nie mogę jednego. Dać wiecznego życia osobie która na to najbardziej zasługuje. Nie mogę też cofnać czasu jaki był mi dany na kochanie tej osoby by kochać ją bardziej. Ile to już lat? Trzydzieści....? Nie to były Trzydzieści trzy lata. Trzydzieści trzy lata panowania na tronie mojego ukochanego. Tyle lat mojej miłości do niego. Dziś zegar się zatrzymał a kalendarz zamienił się w popiół.

Stalem nad jego łózkiem przygladając się jak dusza opuszcza jego ciało... jak płuca się zapadają w oststnim oddechu, serce cichnie. Tak wyrażnie słyszałem jego bicie nawet będąc w swoim własnym pałacu zajmujac się codzienymi obowiazkami króla.

Już nigdy nie usłysze... Nie docieralo to do mnie... Dla Elfa śmierć była nienaturalna. Nieprawdziwa... Tutaj ogladałem ją w najgorszym wydniu.

Cięgle chuczały mi w głowie jego ostatnie słowa skierowane do mnie. Wymówione przy jego dzieciach wiec zaszyfrowane... och! on do końca zatrzymywał dla siebie naszą tajemnice. Aż do oststniej chwili życia dbał o moją reputację.

„Dziękuję Ci za przyjęcie mnie... za opieke... pomoc... proszę... zajmij się moją rodziną"

Tak... Dla mnie jego słowa właśnie te, były najwiekszym wyrazem miłości. Dzieci, wnuki i prawnuki Barda były dla niego najwiekszą wartością. To że poprosił o opiekę nad nimi... to tak jakby poprosił mnie o rękę. Chociaż... przecież to zrobił... Rok po tym jak się poznalismy.

Nie byłem w stanie nawet mrugnać. Nie mogłem przy jego rodzinie nawet go dotknąć. A tak bardzo chciałem! Chciałem go trzymać za rękę...

Wiedziałem że ten dzien nadejdzie. Wiedziałem doskonale ze on jest człowiekiem, widziałem jak się starzeje, mogłem dostrzec każdą nową zmarszczę na jego twarzy... Widziałem jak z biegiem nawet nie lat a miesiecy coraz ciężej się mu poruszać. Dla elfa ten czas był jak zmruzenie powiek... musiałem się nauczyć nie zamykać oczu. By nie stracić ani chwili z czasu jaki był nam dany...

Jego wnuczęta płakały. Bain starał się je uspokoić... Najmłodsze wyprowadził razem ze starszymi zeby się nimi zajeły.

Ile już minęło... godzina? Dwie....? trzy minuty?

Bain położył mi rękę na ramieniu mowiąc coś do mnie. Chyba chciał bym też wyszedł. Nie rozumiałem albo raczej nie docierały do mnie słowa jakie do mnie kierował. Sam ciegle wpatryalem się w twarz ukochanego. Myślę ze czekałem aż oddech mu wróci, aż otworzy oczy, uśmiechnie się swoim najpiękniejszym uśmiechem.

Żona syna Barda wyciagneła przygotowaną szatę pogrzebową, chciała go przebrać...

Poruszylem się dopiero kiedy ujęła dłon mojego mężczyzny i usiłowała ściagnąć z jego palców obrączkę. identyczną jaką ja posiadałem... Nasz symboliczny ślub, pamiętam jak dziś, nad jeziorem, wiosna, kilka wymienionych przysięg... miłość i namietność na jaką stać było tylko człowieka.

W ułamku sekundy znalałem się przy niej.

- Zostaw... Proszę. – szepnęłem cicho, nie zoriętowałem się kiedy samemu odsunąłem jej dłonie i uklęknąłem przy łożku przyulajac jego rękę do swojej twarzy.

Nie zauwarzyłem kiedy zacząłem płakać.

Kobieta była w szoku. Odsunęła się jak oparzona. Bain wziął ja za ramiona i odprowadził z pokoju. Zdawało się ze pozwolił mi porzegnać się z mężem...

Był tak podobny do ojca, miał taki sam uśmiech i tak samo smutne oczy. Rozumiał bez słow tak jak on...

Uniosłem twarz zeby zaraz wcisnąć ja w klatkę Barda. Nie słyszałem tam już bicia serca, nie czulem też jak porusza się ona przez oddech. On uwielbiał jak tak się przytulałem... śmiał się wtedy i twierdził ze jestem uroczą przytulanką.

Nawał wspomnien zasypał mi umysł. Kazde z nich raniło mnie jak szczylet chociaz przeciez były to szczesliwe wspomnienia...

Pierwsza wymiana spojrzeń tuż przed bitwą pięciu armii w namiocie.

Pierwsza szczera rozmowa o uczuciach i naszych zmarłych żonach. gdzie z nikim nawet z synem o tym nie rozmawiałem.

Pierwszy śmielszy dotyk.

Pierwszy pocałunek, ten niewinny i nieśmiały, potem ten namietny i pełen rozpusty.

Pierwsza wspólna rozkosz tutaj... w jego domu, na jego łozku.

Pierwsza kłutnia, jak i pierwsze godzenie się.

Zaręczyny, symboliczny ślub.

Schadzki, rozmowy o przyszłosci, o tym jakby to było pęknie gdybyśmy moglibyć razem bez ukrywania się...

Mój płacz zamieniał się powoli w histerię. Starałem się jednak nie krzyczć z bólu...

Ujalem jego twarz i pocałowałem ten oststni raz. Nie było dla mnie ważne ze byly to usta starca. Całowałem je przerazony brakiem reakcji...

W końcu znów wtuliłem twarz w jego klatke.

Tego dnia zatrzymał się dla mnie czas. Skonczyło się coś na co czekałem ponad sześć tysiecy lat... W chwili gdy znalazlem się w ramionach ukochanego byłem pewny ze to dla niego się urodziłem i żyłem. Dziś stał się moj koniec świata.

Nie pamietam co się działo potem. Chyba Bain odsunął mnie od zwłok swojego ojca. Wpomniał prawdopodobnie o pogrzebie jaki planował na drugii dzień...

Samego pogrzebu również nie pamiętam. Wiem że Legolas mi towarzyszył... Opowiadał mi potem ze w mowie porzegnalnej powiedziałem coś czego się po sobie niepodziewałem.

Nie wiedziałem jak zostałem zrozumiany... Chociaż było mi w tym czasie wszytko jedno.

„Długowieczność to przekleństwo. W wiecznym życiu ogląda się tylko stratę... Nie ma w takim zyciu niczego podniosłego, bo sam świat nie jest wieczny. Wszytsko się ciągle zmienia. Jest tylko jedna, jedyna dobra rzecz w wieczności. Miłość. Miłość nigdy nie przemija, jeśli jest szczera i prawdziwa. Nikt nie kocha tak mocno jak Ludzie. Poznałem Was. Poznałem wasze życia... Kochacie tak mocno bo wiecie ze wasze ciała są smiertelne. Jedyne co po was zostanie to miłosć właśnie, owoce te miłości. Dzieci, wnuki... wasi następcy. Jestem szcześliwy ze dane mi było pozmakować tej ludzkiej miłości i nauczyć się jej... Dziękuję mojemu drogiemu przyjacielowi i jego rodzinie. Bard... Bard nie był a jest... On nigdy nie umrze tak naprawdę bo pozostał w miłości..."

Tak Bard nie umarł. Ja bylem wieczny wiec i jego miłosc, moja milosć. nasza wspólna nigdy nie zginie. bedę ją pielegnował. będę wspominał chodzby miało mi to rozerwać serce.

Czasem czuje jak on jest przy mnie. Czasem czuje jak mnie obejmuje. Czuje jego zapach w prywach wiartu... Czuje smak w ulubionym winie. Słysze jego głos w ciszy korytarzy... On jest ze mną. Będzie na zawsze... Kiedy zginę połaczę się z nim... Wtedy już na wieki.

Ostatni dzień [Bard x Thranduil - Hobbit]Where stories live. Discover now