Rozdział 8

4.7K 488 233
                                    


Gdyby ktoś zapytał Jimina, dlaczego to zrobił, powiedziałby, że to przez uporczywą myśl. Myśl, że ich nie potrzebuje. Powtarzał to sobie od momentu, gdy wyszedł z dormu, po tym jak przyłapał resztę zespołu na wesołym zebraniu, na którym robili bóg-wie-co. Jedno było pewne, zorganizowali je bez niego i co gorsza obgadywali go. W końcu słyszał swoje imię. Mogli dalej bawić się świetnie w swoim własnym towarzystwie. Nie potrzebował ich.

Był Park Jiminem. Ludzie się nam nim rozpływali - nad jego urodą i charakterem. Mógł skinąć na dowolną dziewczynę w tłumie i majtki same by jej spadły. Męskich fanów też mu nie brakowało. Było wiele gąsek na łące, nie musiał mieć akurat jednej z tych siedmiu, prawda?

Tylko nieważne, jak wiele razy to sobie powtarzał, wiedział, że to bzdura. Mogło być wiele gąsek na łące, ale wszystkie były za szklaną szybą zbudowaną z jego sławy. Były totalnie nieosiągalne. No bo jak to sobie wyobrażał? Zabranie fanki do hotelu po koncercie nie wchodziło w grę. Oznaczało kłopoty, nagłówki w brukowcach i złośliwe komentarze. Słowem: skandal.

Trudno było poznać kogoś przy ich trybie życia, gdy pracowali przez większość dnia, a czasem i nocy, gdy ciągle byli w rozjazdach. Od miesięcy nie widział się z rodzicami, a jego kontakt z przyjaciółmi ograniczał się do wymiany wiadomości na chacie. Miałby mieć czas dla dziewczyny lub chłopaka? Nie było szans.

Bangtani byli tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Mieli te same problemy, ten sam chory styl życia. Łatwo było utrzymać w tajemnicy przed światem ich relacje. Pozornie był na nich skazany. Jednak nie miał jednak zamiaru tego zaakceptować. Gdyby tak miało być, to oznaczałoby, że jest skazany na bycie samotnym wśród trzech szczęśliwych par, a Jimin nie chciał być sam. Nie zasługiwał na to.

Nie potrzebował ich. Miał zamiar to udowodnić.

Złapał pierwszą nadarzającą się okazję.

Gdy menadżer ogłosił, że będą robić materiał o jego solowym projekcie, Jimin spodziewał się, że posadzą go przed kamerą i każą mu opowiadać. Nie musiał się nawet specjalnie zastanawiać, co chce powiedzieć. Frazesy o tym jak ciężko pracował, że ma nadzieję, że fanom się spodoba i że prosi o wsparcie i dużo miłość miał już we krwi. Na koniec serduszko z palców i słodki uśmiech. Miał za sobą dziesiątki takich wywiadów. Kręcili je po każdej nowej płycie i każdym nowym teledysku.

Jednak tym razem asystentka, która była odpowiedzialna za przygotowanie tego filmiku, chciała zrobić coś w stylu "making off". To też nie było nic nowego, tylko, że gdy nagrywał piosenkę, nie nakręcono ani minuty materiału. Miał więc teraz udawać przed kamerami, że pracuje w studio.

Jiminowi robiło się niedobrze na myśl, że znowu ma śpiewać te peany na cześć Hoseoka, ale nie protestował. Odgrywał swoją rolę, starając się brzmieć i wyglądać perfekcyjnie. Nie był pewny, czy ktokolwiek zauważył, że jego uśmiech jest nieszczery. Asystentka na pewno nie zauważyła.

Właściwie wydawało się, że ma swoją pracę totalnie w nosie. Była bardziej skoncentrowana na producencie, którego zaprosiła do nagrania niż na Jiminie. Oczywiście mężczyzna nie mógł pojawić się na filmiku, wytwórnia dbała o jego prywatność (choć Armys i tak doskonale zdawały sobie sprawę, jak wygląda Slow Rabbit). Jednak jego głos słychać było zza kadru, gdy wydawał polecenia, zatrzymywał muzykę i puszczał nagrane fragmenty. Na dwóch lub trzech ujęciach z góry złapały się jego nagie stopy i asystentka skomentowała to, mówiąc, że będzie musiała zrobić cenzurę.

Jej śmiech był irytujący. Dokładnie tak samo jak maślane spojrzenia rzucane w stronę Slow Rabbita.

Jeżeli cokolwiek mogło teraz wkurzyć Jimina jeszcze bardziej, to udane życie uczuciowe innych ludzi.

W trójkącie uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz