Moi znajomi jak zawsze stchorzyli.
Musiałem wejść sam do tego domu.
Podejrzewałem ze tak będzie, oni zawsze tak robią.
-Dobra tchórze! Idę sam!
Gdy Ci pyłu już daleko z tąd ja wszedłem drzwiami które były oznakowane liczbą jeden. Przed domem była taka tabliczka ze dom na dziewięć pokoi i wogule.
Pokój ten wyglądał typowo. Kilka plastikowych duchów sztuczne pajęczyny i tak dalej. Moją uwagę przyciągnęła jednak lampa która stała w kącie. Mrugała na przemian białym i czerwonym światłem. Muszę przyznać ze gość który to robił musiał być w tym niezły. Po chwili rozglądania odnalazłem drzwi z wydrapaną dwójką. Ten pokój zaczął mnie niepokoić były w nim trzy szkielety i krzesło. Na myśl mi przyszłą opowieść Piotra który mówił o trzech osobach które z tąd nie wyszły.
-przecież to jakaś bzdura. powtarzałem sobie .
Zainteresowały mnie jednak dźwięki które dobiegały niewiadomo z czego.
Nie zauwarzyłem tu żadnych głośników ani nic. Głos ten przypominał jak by śpiew dziewczynki.
Po dłuższej chwili poszedłem dalej do pokoju numer trzy.
Ku mojemu zdziwieniu tu niczego nie było. Po prostu ciemność i nic więcej.
Mimo iż to się wydaje głupie, najbardziej się obawiałem tego że już nie wyjde bo niewiedzialem gdzie się podziały drzwi tuż za mną. Błądziłem i błądziłem lecz bez skutku.
W pewnym momencie uderzyłem głową w ścianę. Zastanawiałem się co jest grane, później do mnie dotarło ze to jest może jakaś zagadka. Obmacywałem ścianę i w końcu znalazłem klamkę pociągnełem za nią i już znalazłem się w pokoju numer cztery. Przeżyłem szok gdy znalazłem się w wielkim pomieszczeniu który wyglądał dosłownie jak dżungla.
Spojrzałem do góry, tylko korony drzew nie widziałem sufitu.
Gdy szukałem wyjścia poczułem jak by komar mnie ukąsił, im próbowałem go zabić lecz go nie widziałem. Im bardziej szedłem w głąb tego lasu tym bardziej ból narastał. Aż w końcu nie był do wytrzymania. Czułem że coś mnie zżera. Popatrzyłem na ciało i nic nie zobaczyłem. Zastanawiałem się co to ma być. Biegłym przed siebie ile się da. Aż w końcu znalazłem drzwi i ból ustał. Na drzwiach była zapisana liczba pięć. Pokój wydawał się normalny.
Podobnie do tego pierwszego.
Pomyślałem ze to jakaś odskocznia i chwila przerwy. Usiadłem i się zastanawiałem.
-co to do cholery jest?!
-to się nie dzieje na prawdę
-to jest jakiś sen!
Chwilę później wstałem i wszedłem do pokoju numer sześć.
-o Kurde!
To co zobaczyłem było niemożliwe!
W pokoju było krzesło a na nim dziewczynka. Miała szarą sukienkę
Długie brązowe włosy a w ręce trzymała misia.
Zapytałem niepewnie.
-od ilu lat już tu jesteś?
Milczała.
Ok. Rozumiem że nie jesteś zbyt gadatliwa.
Gdy rozglądałem się za drzwiami ona podąrzała za mną.
-dokąd idziesz chłopcze? zapytała.
-Wiesz, szukam drzwi. Nie wiesz może gdzie one są?
Popatrzyła na mnie wrogo i wykrzyczała.
-Nie uciekniesz z tąd!
-Ale ja muszę z tąd wyjść. Odpowiedziałem
Wtedy dziewczynka się Po prostu rozpłynęła. Zastanawiałem się długo co to miało znaczyć. Po chwili zaczęło mi dzwonić w uszach. Upadła na ziemię i krzyczalem.
-Ratunku! Pomocy!
-Już z tąd nie wyjdziesz. Mówiłam Ci!
-Dlaczego mi to robisz!?
W rady dziewczynka głośno krzyknęła o uciekła. Dzwonienie ustało a ja znalazłem się w pokoju numer siedem.
W tym pokoju było tylko krzesło i mój sobowtór. Dokładnie taki sam jak ja.
-zabijesz mnie, zrobisz mi krzywdę. Powtarzał.
-spokojnie nic Ci nie zrobię, wogule kim ty jesteś?
-Kłamiesz! Zabijesz mnie!. Wykrzyczał
Zrozumiałem że muszę Ci Po prostu olać. Powtarzał w kółko.
-zabijesz mnie, zrobisz mi krzywdę.
Na wprost zobaczyłem drzwi. Niestety były zamknięte.
Na koszulce mojego sobowtóra był narysowana klucz. Wtedy zrozumiałem co jest grane. Mam go zabić aby wyjść...
Pod krzesłem zobaczyłem nóż.
Zanim zdąrzyłem coś pomyśleć
On powiedział
-skoro ty nie zabijesz mnie, to ja zabije Cię!
Wziął nóż i popędził w moją stronę.
Naszczęście zdąrzyłem w miarę szybko zareagować i powaliłem go na ziemię, złapałem za nóż i wbilem mu go w klatkę piersiową. Ostatnim tchem powiedział do mnie.
- a nie mówiłem zrobiłeś to.
Drzwi się otworzyły
I tak wszedłem do pokoju numer osiem.
Byłem zszokowany, to był mój własny dom. Cieszyłem się że to już koniec.
Chciałem jak najszybciej Pobiedz do pokoju rodziców. Jednak to co zobaczyłem to był koszmar.
Moi rodzice leżeli na kanapie z poderżniętymi gardłami. A w rogu stał mój sobowtór z nożem. Zanim zdąrzyłem coś powiedzieć przebiosłem się do pokoju numer 9.
Cieszyłem się że to w końcu koniec.
Był tam stół z popartą a w niej pięćset złotych z dołączonym listem. ,,Brawo udało Ci się przejść cały dom bez końca . Mamy nadzieję że dobrze się bawiłeś. Wybuchła śmiechem. Śmiałem się całą drogę do domu
Ale najbardziej rozśmieszyło mnie to że na drzwiach mojego domu byla napisana krwią liczba dziesięć.
CZYTASZ
Dom Bez Końca
TerrorCzęść. To moja pierwsza opowieść i bądźcie wyrozumiali bo dopiero zaczynam. Historia opowiada o mężczyźnie który zawsze uważał że ,,Domy Strachów" to jakieś kpiny, lecz gdy się przełamał i wszedł do jednego z takich domów zrozumiał że może już z n...