Prolog

281 16 0
                                    

Siedziałem w parku na jednej z ławek. Brudna farba schodziła płatami ze starego drewna nasączonego wilgocią dnia poprzedniego. Wczoraj padało, dziś z nieba lał się żar. Na moim czole pojawiły się pierwsze krople potu. Koszula przesiąknęła zapachem zmęczenia oraz ekscytacji. Odkąd pamiętam, nienawidziłem lata.

Omiotłem wzrokiem widok rozprzestrzeniający się przede mną. Piaskownica była pusta, żadne dzieci nie bawiły się w niej, jedynie kilka zabawek-jakieś wiaderko, łopatka-leżały porozrzucane niedbale w stercie piachu. Zero oznak życia-z małym wyjątkiem. Drobna blondynka, na oko nie więcej niż sześć lat, z dwoma kucykami na głowie, beztrosko kręciła się na żółto-czerwonej karuzeli. Jej bladoróżowa sukienka powiewała przy każdym najmniejszym podmuchu, ukazując pulchne nóżki. Uśmiechnąłem się pod nosem, z kieszeni spodni wyciągając lizaka. Na pewno nie odmówi.

Zastanawiałem się, gdzie podziała się matka dziewczynki. Głupia suka, pomyślałem w tamtym momencie, doprawdy głupia. Zostawiać dziecko na pastwę okrutnego losu.

Wstałem z ławki, otrzepując spodnie. Opiłki zaschniętej farby przyczepiły się do czarnego materiału, brudząc go rdzą. Westchnąłem, czując krążącą w żyłach wściekłość. Te spodnie kosztowały prawie że połowę mojej wypłaty.

Powolnym krokiem kierowałem się w stronę roześmianej blondynki. Głupiutka, śmiałem się pod nosem, nie ma pojęcia, co ją czeka.

-Cześć - zacząłem niezgrabnie, drapiąc się po głowie. Udawanie zagubionego, zdezorientowanego dorosłego pomaga zdobyć zaufanie bachorów-nauczyłem się tego przez lata przygotowań.

Dziewczynka zmierzyła mnie nieufnym spojrzeniem. Zauważyłem w jej oczach blask strachu. Od razu przeszedłem do rzeczy i wyciągnąłem zza pleców pomarańczowego lizaka. Blondynka pokręciła przecząco głową.

-Mamusia zabroniła mi brać słodycze od nieznajomych.

Uśmiechnąłem się kpiąco, ale z podziwem przytaknąłem.

-Jesteś bardzo mądra. Ile masz lat?

-Pięć. - Przybliżyła się w moją stronę, wyraźnie zaciekawiona uwagą, jaką jej poświęciłem. W duchu roześmiałem się, ponieważ kilka chwil wcześniej była zagubiona i bredziła coś o matce, która zabroniła jej kontaktów z obcymi. Nie zdawałem sobie sprawy, iż dzieci bywają aż tak bezmyślne.

-W porządku. Jestem nowy w okolicy - wyjaśniłem, promiennie się uśmiechając. Wciskanie kitów zawsze działa. - Twoja mamusia zadzwoniła do mnie i powiedziała, żebym cię do niej przyprowadził.

Oczy dziewczynki rozszerzają się w szoku.

-Naprawdę? Miała wrócić. Obiecała.

-Tak, cóż... - Głupi bachor, niech przestanie zadawać te idiotyczne pytania. Nie miałem czasu na takie drobnostki-musiałem działać szybko, inaczej mogło skończyć się to tragicznie. - Musimy iść - warknąłem i zatkałem usta dziewczynki dłonią.

Uniosłem ją ku górze, gorączkowo rozglądając się dookoła. Obiecałem sobie, że nie będę działał pochopnie. Gwałtowne ruchy były wykluczone, ale gówniara zdenerwowała mnie na tyle, że wcześniejsze postanowienia przestały być istotne.

Niosąc blondynkę w jednej ręce, a drugą zakrywając jej buzię, żeby tylko nie krzyczała, wydostałem się z parku. Podążałem leśną ścieżką, kiedy usłyszałem krzyki. Matka bachora najwyraźniej wróciła. Biegłem, aż nie uznałem, że jestem w wystarczającej odległości i na razie nic mi nie grozi.

-Posłuchaj uważnie - zacząłem i postawiłem dziewczynkę na ziemi. - Masz udawać, że jestem twoim ojcem, jasne? - warknąłem, nerwowo wycierając łzy, spływające po jej pulchnych, rumianych policzkach. - Zamknij się! - Panika ogarnęła moje ciało, które spięło się natychmiast. - Jeden krzyk, jeden, kurwa, pisk, jeden najmniejszy dźwięk, a nie chcesz wiedzieć, do czego jestem zdolny. A teraz - rozpakowałem lizaka z przeźroczystej folii i wepchnąłem go pomiędzy jej drżące wargi - masz trzymać go w buzi, udawać wesołą i, kurwa, żadnych słów, rozumiemy się? - Skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie.

Trzymając jej spoconą dłoń, nerwowo zaciskającą się na mojej, spacerowałem powolnym krokiem ku mojej kryjówce. Nieuchronnie zbliżaliśmy się do miejsca, gdzie mała miała zakończyć swój żywot.

Moje serce w tamtym momencie biło szybko. Było to spowodowane rosnącą ekscytacją, a także zalewającym mój umysł podnieceniem. Oczami wyobraźni widziałem już jutrzejsze nagłówki w gazetach.

Seryjny morderca, polujący na wasze dzieci grasuje w Londynie. Strzeżcie się.

Zbrodnia Doskonała - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz