Syczała lekko z bólu. Nic dziwnego...nadal miała świeże rany.
-Dziękuje Kaneki - powiedziała cicho i odsunęła się lekko.
Jej usta tak kusiły...Nie mogłem się skupić na odpowiedzeniu jej. Miała je duże i strasznie malinowe...Ciekawiło mnie czy faktycznie tak dobrze smakowały jak wyglądają.
Dopiero, gdy pomachała ręką przed moimi oczyma, ocknąłem się.
-Co mówiłaś Mai? - spytałem strasznie zakłopotany.
-Dziękowałam Ci za wsparcie - odparła z nutką irytacji w głosie i próbowała wstać.
-Nie ma za co Mai... - pomogłem jej nieco z tą czynnością.
Mai szła w stronę drzwi, ale tuż przed tym, gdy już położyła swą dłoń na złotej klamce, zatrzymała się i odwróciła twarzą w moją stronę.
Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze.
-Coś się stało Mai?
-Teraz już tylko bez marzeń, bez celów... - złapała się za głowę i wygięła ją lekko -Wszystko, co mam, to ten zepsuty świat, mój drogi Kaneki.
-Nie mów tak nawet. Nie możesz ciągle żyć przeszłością Mai. Wiem, że zaakceptowanie takiej straty nic nie da, bo twoja radość na zawsze pozostanie niedostępna...ale zrozum - wziąłem głęboki oddech i podchodziłem bliżej -To od Ciebie zależy czy będziesz teraz popadać w skrajności czy jednak postarasz się otworzyć swoje zatrute smutkiem powieki i spojrzeć teraz na to z innych stron.
Nie odpowiedziała nic. Po prostu spojrzała na mnie tymi szklanymi oczyma i szybko wyszła. Myślałem nad jej słowami. Myślałem bardzo długo nad tym incydentem. Nie rozumiałem po części Mai. Nie rozumiałem tego, że w takim odstępie czasu od jego zasranej śmierci, ona nadal żyła tym, co już dawno minęło. A żadne łzy, modlitwy czy nawet jej pieprzone zachowania nie mogły przywrócić go do życia. Miałem tylko nadzieję, że przeanalizuje moje słowa i zacznie normalnie funkcjonować. Inaczej pomogę jej w tym i powiem o moich uczuciach, które po takim czasie i po tylu błędach nadal nie wygasły doszczętnie.
Ktoś nagle wszedł do pokoju. Była to Touka-chan. Właśnie...musiałbym jej powiedzieć o tym, że ten związek nie ma teraz kompletnie sensu. Cholera...a mogłem zostać ranionym a nie ciągle tylko ranić innych. Wszyscy byliby szczęśliwi na przekór wszystkiemu.
-Touka... - przybrałem poważną minę.
-C-coś się stało Kanekuś? - nienawidziłem jak zdrabniała moje imię. Pytając o to, widocznie zbladła widząc moją nieprzyjemną minę.
-Tak, muszę Ci o czymś powiedzieć - zrobiłem chwilę przerwy i złapałem się za czoło -Z początku naprawdę byłem szczęśliwy, gdy mogłem być z tobą w takich relacjach...jednak teraz..
-R-rozumiem... - przerwała mi -Ty nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać, wiesz?
Byłem zaskoczony jej reakcją więc siedziałem cicho i patrzyłem na nią wielkimi oczyma.
-Po prostu ty nigdy się nie zmieniasz...nigdy się nie zmienisz. Zawsze zostaniesz tym samym ghulem co wtedy, gdy Cię znalazłam na ulicy. Brudny, zapłakany, zagubiony. Taki właśnie jesteś teraz, mimo, że tego nie widzisz. Ale uwierz, można to wyczuć na kilometr.
-Przepraszam, że tak wyszło Touka - drapałem się po karku i spuściłem głowę.
-Spoko, po prostu od teraz nie wchodź mi w drogę... - zmieniła swoje beztroskie, fioletowy oczy na pełne złości ghule oczy -I już nigdy nie mów mi o swoich emocjach. Nie interesują mnie już one - powiedziała wrogim i uniesionym tonem. Wychodząc z pomieszczenia mocno trzasnęła drzwiami.
Kolejna trudna rozmowa. Miałem dość już tego dzisiejszego dnia. Pomaszerowałem w stronę swojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Po drodze przypomniało mi się o tym, że na tacce z kawiarni przyniosłem kawę więc poszedłem szybko odłożyć ją na dół. Touka rzuciła mi podobne spojrzenie jak podczas rozmowy. Nie chcąc dziś już na nikogo patrzeć, wróciłem ponownie na górę.
Następnego ranka, prawie w południe.
Obudziły mnie ciepłe promienie słońca, które padały na moją twarz. Ociężale wstałem i podszedłem do okna. Otworzyłem je delikatnie i spojrzałem na ulice pełną już ludzi i różnych pojazdów. Zaburczało mi w brzuchu.
-Pora coś zjeść... - powiedziałem do siebie i w pośpiechu się ubrałem.
Wyszedłem z pokoju i pokierowałem się w stronę kawiarni. Już na schodach czułem ten przyjemny zapach kawy.
-Ohayo! - przywitałem promiennie wszystkich.
-Ohayo Kaneki-Kun! - odpowiedziała mała Hinami, która pomagała Touce z naczyniami.
Szukałem Mai po całym pomieszczeniu, ale wcześniej poprosiłem o filiżankę kawy. Znalazłem ją, siedziała w samym kącie, od razu przy oknie i obserwowała ludzi. Kompletnie nie wiedziałem jak do niej podejść i co jej powiedzieć.
-Kaneki, masz tu swoją kawę i zanieś też drugą dla Mai-chan - powiedziała obojętnie Touka.
Bez słowa wziąłem dwie filiżanki i szedłem powoli do jej stolika. Serce kołatało mi szaleńczo. Po tej rozmowie z wczoraj krępowałem się cokolwiek do niej powiedzieć.
Czy muszę? Naprawdę to robisz Ken..
-Mai...kawa, o którą prosiłaś - podałem jej filiżankę. Wzięła ją bez słowa i dalej patrzyła na świat za szybą -Czy mógłbym się dosiąść?
Spojrzała na mnie tajemniczo morderczym wzrokiem. Sam nie wiedziałem czemu...
-Skoro musisz, to jasne.
-Dziękuję Mai-chan - odpowiedziałem czule i wziąłem łyk przyjemnie gorącej kawy.
-Błagam tylko nie chan. Mam dość jak każdy się tak do mnie zwraca - popiła kawę i poprawiła swoje rękawy od nieco za dużej bluzy.
-Wybacz... - wziąłem głęboki oddech -Słuchaj...Myślałem dużo nad tym co ty mi powiedziałaś i również o tym co ja Tobie powiedziałem.
Cisza.
-Uważam, że faktycznie powinnaś się już otrząsnąć po tym. Wiem, że łatwo nie będzie, ale chcę Ci pomóc z tym Mai.
Cisza.
-W zwątpieniu ciągle myślę o tym czy to naprawdę się stało, ale takiej rzeczy już nie cofniesz Mai. Nie dasz rady wskrzesić go swoim aktualnym stanem czy nawet łzami i modlitwami.
Cisza. Ale tym razem nie kontynuowałem tej rozmowy. Czekałem aż w końcu on także się odezwie.
-Powiedz mi Kaneki...jak mam żyć, kiedy wokół nikt nie rozumie mnie? - spojrzała na mnie smutno i rozpłakała się.
YOU ARE READING
Dźwięk mojej samotności
Short StoryKontynuacja książki "Rozmowa ze zdrajcą". Miłego czytania, Szalov.