- Ty chyba sobie żartujesz!- warczę w stronę Manuela. On chyba oszalał, w życiu się nie zgodzę!
- Mała, za tydzień nie zostanie ci nic na koncie- patrzę na niego z mordem w oczach, mimo że ma cholerną rację. Naprawdę nienawidzę, kiedy ktoś ma rację.
Miałam znośne życie, niekiedy nawet byłam skłonna je polubić. Małe przytulne mieszanie na obrzeżach miasta, które dzieliłam z kotem. Egoistycznym, przychodzącym tylko po jedzenie - kotem. Ale kochałam go, on jako jedyny nie uciekł ode mnie, w porównaniu do większości ludzi.
Miałam cudowną pracę! Wystarczyło tylko usiąść na krzesełku, parę razy włożyć jakąś ciasną sukienkę i uśmiechać się w stronę aparatu.
Może nie byłam sławna, a zdjęcia dodawano do jakiś nudnych gazet, ale to mi wystarczało. Fotograf oczarowany, a ja szczęśliwa, że prawie nic nie muszę robić.Miałam chłopaka, ba! Narzeczonego. Układało nam się wspaniale, zamierzaliśmy nawet razem zamieszkać.
Układało mi się, ale wszystko cholerę wzięło.
Pracę straciłam na rzecz jakiejś laluni, która chyba bardziej starała się o pracę w przemyśle malarskim. Nie powiem, udowodniła mi, że umie idealnie wytapetować na twarzy pięć warstw.
Narzeczonego straciłam, kiedy zobaczyłam go na imprezie obmacującego jedną ze starszych, majętnych kobiet.
Typowe.
Płakałam? Co ty! Po prostu zapychałam się miętowymi lodami oglądając 3 sezon ''Pamiętników Wampirów''.
Żeby było jeszcze zabawniej, to mieszkanie też straciłam. Tak jakoś się zapomniało, że jak się wynajmuję to się płaci. I to tyle na ile bez pracy nie było mnie stać.
A teraz? Siedzę przed Manuel'em z walizką i kotem w klatce. Szukam jakichkolwiek powodów, które sprawią, że mój ukochany braciszek zmieni zdanie. Nie ma opcji, ja tam nie jadę.
- A trenera pytałeś? Pewnie się nie zgodzi!- przybieram zwycięską minę.
- Akurat szuka fotografa, a ty pracowałaś tam.
- Byłam modelką, to oni mi robili zdjęcia- wzrusza ramionami, jak gdyby ta informacja nic nie zmieniała.
- Jeden pies, widziałaś aparat? To umiesz go obsługiwać. Proste? Proste, porobisz zdjęcia z konkursów i tyle, trenerowi się wszystko spodoba.
Kiwam głową, po raz kolejny wyrażając sprzeciw.
- Zostaję tutaj.
- A rodzicom mówiłaś? Pewnie będą wściekli- zaciskam pieści i zastanawiam się w jaki sposób uderzyć bruneta. Z pięści w nos, czy kopnąć go pod stołem w to ich czułe miejsce?
- Nie zrobisz tego.
Na pewno to zrobi.
- Gdzie jest moja komórka, hmm, mama mówiła, że mam do niej zadzwonić w tym tygodniu i powiedzieć co u mnie, jakieś ploteczki...
Patrzy na mnie, uśmiechając się bezczelnie, a ja mam ochotę zdzielić go w tą głupią mordę. Jak rodzice dowiedzą się, że straciłam pracę będzie po mnie! Zacznie się znowu gadanie, że źle postąpiłam wybierając prace modelki, a nie pielęgniarki. Może i miałam to wykształcenie wyższe, ale kompletnie nie pamiętałam nic z medycyny.
Znając życie, Kevina oddaliby do schroniska, albo jeszcze sprzedali. Choć wątpię, by ktoś kupił tego grubasa.
- Manuuu!
Rozważając każde za i przeciw. Mając jasną odpowiedź i 100% wyniki na "nie", wzdycham tylko ciężko, łapiąc jego rękę.
- Dobra- mruczę widocznie niezadowolona.
Nie miałam wyboru.
- Ale co dobra?- on jest głupi, czy głupi?
- Manuel!
- Chcę to usłyszeć Mads, chcę byś wiedziała, że wygrałem.
- Ugh, będę jeździć z wami na te głupie zawody z głupimi skoczkami, którzy w głupich kombinezonach skaczą na głupich skoczniach- wycedzam przez zęby, a mężczyzna (o ile go można tak nazwać) ponownie przybiera szeroki uśmiech.
- Bez tych głupich brzmiałoby wybornie.
Manu woła kelnerkę, która po chwili daje mu rachunek. Znudzona patrzę, jak wymieniają się numerami, przecież my właśnie wyjeżdżamy! Już widzę jak od Japońców będzie do niej dzwonił...
- Idziemy, znaczy jedziemy na przygodę!
Załamana ciągnę swoją walizkę, a skoczek zabiera mojego kota.
Umieszczaam z trudem walizkę w bagażniku, gdy ten ciołek stoi i się śmieje.
- Nie, co ty, nie potrzebuję pomocy.
- Nie wcaaaaaaaale.
- Sarkazm bracie, sarkazm.
Chłopak śmieję się wesoło, a ja jestem totalnie zażenowana jego nieogranięciem.
Mam nadzieję, że nie mam tego w genach.
- Postaram się, aby było dobrze.
Zdziwiona nagłą zmianą tematu unoszę na niego wzrok.
- Zmusiłeś mnie do wyjazdu.
- Inaczej przez swój honor wylądowałabyś pod mostem. A uwierz mi, lądowania to ja chcę widywać tylko na skoczni.
Przytakuję i zamykam klapę od bagażnika.
- Martwisz się.
- Czym niby?
- Maddie... Gdybym po ciebie nie przyjechał, dziś spałabyś na jakiejś ławce, a rodzice nic by nie wiedzieli dobre pół roku. Mieszkanie byś wynajęła, ale za twoje grosze starczyłoby na tydzień. Twój chłopak... Już go nie masz, no tak. Cholera, nie wiem, wydaje mi się, że nawet jeśli jesteś Madeline Fettner, to i tak trochę się martwisz.
- Może?- śmieję się nerwowo, bo cholera teraz rozumiem, że zostałam bez niczego.- Tym, że straciłam przyjaciół, przez chłopaka, który później mnie zdradził? Tym, że nie mam prawie nic na koncie, ani dachu nad głową? Tym, że straciłam pracę, a skutkiem tego jest podróż z moim bratem i jego głupimi kolegami?- biorę głęboki oddech i staram się uspokoić głośno bijące serce.- Po prostu jedźmy już. Gdziekolwiek.
Przecież rodzina Fettner się nie boi, jesteśmy niezniszczalni. Uśmiecham się fałszywie i wsiadam do samochodu brata.
- Masz mnie, marna pociecha, ale zawsze coś.
- Nawet więcej niż coś, ale nie oznacza to, że się cieszę, pamiętaj- poważnieję i wpatruję się w widoki za oknem.
- Cokolwiek- mruczy i przyspiesza.
Nie mam zielonego pojęcia, co się stanie, choć zawsze byłam pewna i miałam wszystko poukładane...
Nie tym razem. Tym razem podejmuję wewnątrz siebie ryzyko, lecz trzymam się jednej zasady. Muszę pozostać obojętna, by potem się nie rozczarować.
Ponieważ z wiekiem rozumiesz, że nigdy nie wiesz, czego spodziewać się po ludziach.
CZYTASZ
Nocne Loty
Fanfiction- Wydaje mi się, że w nocy się śpi, a nie podziwia gwiazdy, Hayboeck. Powoli odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął niemrawo. Nie minęła sekunda, a pociągnął mnie w swoją stronę, przyciskając lekko do barierki. Uniosłam głowę, patrząc na niego z...