Droga do szkoły jak zwykle minęła mi szybko. Na szczęście jutro już piątek i rozpoczną mi się ferie zimowe. Choć nie wiem czy to tak dobrze, bo pomimo że nie lubiłam w szkole ludzi to uwielbiałam lekcje. Mimo wszystko i tak się nie uczyłam w domu, ponieważ nie widziałam sensu w tym. Na szczęście mam dobrą pamięć i dużo zapamiętuje z lekcji, inaczej bym nie zdała nawet gimnazjum.
Szkoła jak zwykle. Ponura, te same mury i kraty na oknach. Można się poczuć jak w więzieniu, chociaż ja czułam się dzięki nim bezpiecznie jakkolwiek to brzmi. Przekroczyłam próg szkoły i uświadomiłam sobie, że jestem grubo spóźniona na lekcje. 7:20 trwa już lekcja fizyki. Już jest po mnie. Jak nigdy zaczęłam biec do sali nr 8, chociaż po kliku metrach już się zmęczyłam. Zaznaczam, że mam bardzo słabą kondycję. Tuż przed samą salą usłyszałam krzyki dobiegające zza rogu. A, że jestem bardzo ciekawska sprawdziłam co to. Zza rogu było widać dziewczynę która właśnie płakała i mężczyzna który był bardzo zdenerwowany. Zauważyłam że jej policzek był mocno zaczerwieniony, prawdopodobnie ją uderzył.
-I co teraz będzie?- spytała roztrzęsiona brunetka.
-A co ma być? Dam ci pieniądze i sama sobie poradzisz z tym.
-Ale ja...
- Nie ma żadnego ale!- krzyknął facet i podniósł na nią rękę.
Zastanawiałam się czy czegoś nie zrobić, ale w końcu facet bez słowa od niej odszedł. Na szczęście w drugą stronę, a dziewczyna, siedziała i łkała. Kiedyś bym coś zrobiła w tej sprawie lub ją przynajmniej pocieszyła, ale nie widziałam sensu. Przecież to nie moja sprawa...
Odwróciłam się na pięcie i zawitałam na lekcje fizyki. Jak widać było, pani bardzo się ucieszyła...
-Przepraszam, za spóźnienie prze pani- powiedziałam z lekko obawą w głosie.
-Masz szczęście, że dziś mam dobry humor, siadaj!
Ta dobry humorek, ale w sumie bywało gorzej. Niestety było tylko wolne miejsce koło chamskiego Freda. Nie dość, że wkurzał wszystkich to jeszcze uważał się za lepszego od innych.
Uśmiechnął się do mnie tym swoim cwanym uśmieszkiem. Już nienawidzę siebie za to, że się spóźniłam. Usiadłam na miejscu i wsuchałam się co pani mówi. Na szczęście do końca lekcji nic mi nie zrobił, ale i tak gdyby coś zrobił nie umiałabym się mu odegrać. To było aż za dziwne, może najwidoczniej zrozumiał, że lepiej mnie zostawić w spokóju.
13:00 na szczęście dziś kończę wcześniej i będę mogła spędzić dobrze wolny czas. Niebo na razie nie zapowiadało żeby coś padało, więc jak wróciłam do domu wzięłam plecak i rower i pojechałam do parku w którym lubiłam przesiadywać.
Słońce ogrzewało moją bladą twarz, czułam się w tym momencie jak dziecko które jest szczęśliwe z każdej chwili, które nie ma żadnych problemów, które ma przyjaciół. Ale rzeczywistość była inna. Niestety.
Nagle usłyszałam huk, dobiegał on gdzieś za mną. Obróciłam się, a tam ujrzałam białe auto które było rozwalone na strzępy i również niebieskie które najwidoczniej uderzyło w nie. Auto białe, miało w środku ludzi. Bez chwili zawachanie pobiegłam do auta i otworzyłam błyskawicznie drzwi od tyłu auta. Była tam dziewczyna o brązowych włosach lekko kręconych na końcach. Niestety nie widziałam twarzy, ale jej ciało było całe pobijane a w jej nodze utkwił kawałek szkła z którego leciała krew. Szybko wyjęłam dziewczyne i położyłam ją na ziemi. Kiedy odgarnłam włosy z jej czoła zobaczyłam twarz która się nie może powtórzyć w prawdzim życiu. Te same rysy twarzy te same ubrania co z tamtego dnia. To byłam ja. Wstałam z ziemi i nie mogłam uwierzyć co się dzieje. Szybko otworzyłam drzwi z przodu samochodu... Zawsze poznam te twarze. Moi bracia. Już się nie ruszali, już nie mówili, nie śmiali się z moich żartów, już nie oddychali... Ich ciało opadało bezsilnie. Umarli. Moi bracia którzy byli mi tak bliscy. Nie żyją, nie ma ich ze mną i już nigdy ze mną nie będą, już nigdy nie pocieszą. Upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć i szlochać.
-Max... Nie wygłupiaj się, choć pójdziemy na gofry do tej cukierni co lubisz.
Wierzyłam, że mi odpowie, ale tak nie było. Wstałam z ziemi i przytuliłam go jakbym miała już nigdy go nie zobaczyć, ale tak było...
-Jack, już nigdy ci nie zabiorę twojego jedzenia. Przysięgam, obudź się tylko a kupie ci tyle słodyczy ile będziesz chciał... Proszę...Tylko się obudź.
Nagle zaczęło mnie boleć serce. Ból był nie do zniesienia, serce kuło i zaciskało się jeszcze bardziej gdy wykonywałam jakikolwiek ruch.
Upadłam z hukiem na ziemię i nagle zrobiło się ciemno i słyszałam tylko szum morza przy którym powli zasypiałam.Cdn
CZYTASZ
Szum Morza
Short StoryHistoria o pewnej dziewczynie która przeżyła traumatyczne wydarzenia w których zgineli jej bracia. Teraz próbuje żyć na nowo. Czasem próbuje walczyć o lepsze jutro, ale czy będzie jej się to udawać. Czy w końcu dziewczyna znajdzie przyjaciół. I wyle...