*dodatek*

41 10 11
                                    

 Słowa Jongdae ociekały ciepłą słodyczą i niosły wspomnienia lata, pisząc podziękowania za spędzony czas i za pomoc w powrocie do domu. Nie pisali dużo, lecz w miarę regularnie, dowiadując się coraz więcej i więcej rzeczy. Ciężki był żywot Minseoka, rannego ptaszka, gdy chłopak pisał do niego po północy, a ten nie potrafił odmówić sobie wielu godzin pisania, narzekając później na wory pod oczami i nieustające ziewanie, tłumione gorzkim posmakiem porannej kawy. Poświęciłby dużo by tylko móc poczuć to samo co czuł tego pamiętnego dnia na dworcu, dlatego dawał z siebie aż tyle. Wraz z nadejściem zimniejszych dni, klawiatura coraz rzadziej się odzywała. Rozmowa raz w miesiącu sprawiała ból, ale uczucie zrozumienia oraz dziwnego spokoju zawładnęło uczuciami Minseoka i nie przejmował się tym tak.

Za to skupił się na zbieraniu monet na kolejny wyjazd w sierpniu i ustawienia sobie wolnego. Nie okazało się to trudne i wraz z początkiem sierpnia, stał ze swoim nieodłącznym plecakiem, machając kartonem, mając na celu przyciągnąć kogoś do autostopowicza. Nie wiedział co bardziej przyciągnęło do niego uwagę, czy kolorowy papier czy może strój tygrysa, ale cóż... zadziałało. Kolorowy van, pełen różnorakich wzorów z przyciągającą wzrok pacyfką z przodu zatrzymał się przed nim. Rozległ się długi klakson i dzikie wrzaski.

-Zmierzamy w tym samym kierunku, przyjacielu. Wsiadaj! -- wydarł się mulat siedzący za kierownicą, a dredy kiwały się we wszystkich kierunkach przy energicznych ruchach. Dwa razy nie trzeba było mu mówić, otworzył boczne drzwi i wszedł do środka. Odjechali z piskiem, a Minseok dopiero wtedy przyjrzał się wnętrzu i sporej liczbie osób jakie się tam znajdowały. Na samym końcu, wśród poduszek i kocy leżała przepiękna rudowłosa kobietka, ubrana w koronowy biały bralet, czerwone dzwoniaste spodnie, owinięta amerykańską flagą. Odsłoniła śnieżnobiałe zęby zza krwisto czerwonych warg i pomachała mu dzwoniącą dłonią dzięki licznym bransoletą, by po chwili oddać się pocałunkom z jednym z dwóch leżących obok niej mężczyzn. Jego blond kosmyki przekryły twarz dziewczyny, a ciało w samych bokserkach jakby zaborczo objęło dziewczynę, przyciśniętą do drugiego mężczyzny z krótko ściętymi włosami, kreślącego kółeczka na jej biodrze i wypalającego z uśmiechem skręta, którego dym wolno wylatywał przez otwarte okna. Na samym środku, na prowizorycznym, niskim stoliku ustawiona była szisza, a wokół niej dwóch różowo włosych mężczyzn, wpatrującego się teraz w niego roześmianymi oczyma. 

-Co tak stoisz, siadaj i zapal sobie -- Odezwał się jeden z nich, wyciągając w jego kierunku jeden z węży przymocowanych do dzbana.  Aromat lukrecji dostał się do jego płuc, po czym opuścił jego płuca, na co dwójka zareagowała brawami. Dowiedział się, że Ci roześmiani różowo włosi mężczyzni to Baekhyun i Chanyeol-para przyjaciół, która uciekła z swoim domów przed gniewem swoich rodziców oraz otoczenia na wieść o ich uczucie względem siebie, piękna czerwonowłosa dziewoja, której na imię Hyunah, a dwójka obok niej to jej partnerzy Hyojong oraz Hoetaek, czyli dwójka zupełnie różniących się charakterem, co nie przeszkadzało leżącej między nimi partnerce. Przez pewne powikłania w ich życiu ich drogi niespodziewanie się połączyły, a bliskość tak bardzo potrzebna w tym czasie spowodowała, że ich relacje wyglądały zupełnie inaczej niż jest to powszechnie akceptowane. Jednak oni się tym nie przejmowali i żyli w dziwnej symbiozie ciesząc się każdym dniem, bo nigdy nie wiedzieli kiedy się to skończy. Dalej był Kyungsoo i to własnie ten krótko ścięty chłopak, siedzący obok kierowcy go zauważył, bo ten był zajęty szukaniem paczki paluszków, która wpadła mu gdzieś między nogi. Zobaczył ten smieszny strój tygrysa, gigantyczny plecak, który sprawiał wrażenie jakby cały dobytek chłopaka się w nim znajdował i nie mógł nie kazać samochodu i zabrać autostopowicza. Minseok był mu za to wdzięczny, mimo, że zauważył, że ten ma zdecydowanie za dużo agresji do siedzącego obok Jongina, który był bardzo barwną postacią. Dredy, a w niektórych wplątane nitki z piórkami lub koraliki, roześmiane oczy, mnóstwo kolorowych tatuaży z motywem kwiatów i cudowny głos, podczas wydzierania się do radia, które nie zawsze chciało współpracować co rozśmieszało towarzystwo, już dawno uhuhanych sziszą. Gromada ta poznała się przypadkowo, na różnych festiwalach-Soo z Jonginem-na poboczach dróg-znaleźli ich dwójkę ubranych jedynie w bieliznę, nie odzywających się do siebie-czy-jak w przypadku tria w przydrożnym barze, gdzie Jongin zgarnął ich do swojego vana, gdy uciekali przed właścicielem z strzelbą, chcących pieniędzy za niezapłacony posiłek. Ratował dupska im wiele razy, co zmiękczyło serce Minseoka i wprawiło go z cudowne uczucie lekkości, wcale nie za sprawą smaku lukrecji w ustach. Jongin nie śpieszył się, robił wszystko w swoim tempie jak zdążył zauważyć Minseok, żył w swoim świecie, a wszyscy zdawali się to akceptować. W końcu nie mogli narzekać, po części uratował ich życia i mimo, że niektórzy opuszczali kolorowego vana to zawsze do niego wracali. Nie dziwił im się, pasowali do siebie, uzupełniali.  

Spotkanie Złoto Uśmiech |xiuchen|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz