Upadek (one shot)

443 36 8
                                    

Amanda była zła. Jej wściekłość jednak nie objawiała się szaleńczym zrywem, napadem furii czy zachłannym zaczerpywaniem powietrza, przy jednoczesnym powstrzymywaniu się przed bolesnym zaciskaniem pięści. Całą irytację tłamsiła w sobie, czując jak wypala ją ona z dnia na dzień, pozbawiając ostatków nadziei. Nadziei na lepsze jutro. Amanda była zła. Była zła na samą siebie. Była zła, bo nie potrafiła docenić.

Jej niegdyś beztroskie życie uleciało w powietrze, podobnie jak polityczno-wojskowe sojusze, równowaga, a i nawet ludzka życzliwość.

Myślała, że ma wszystko: ukochaną babcię, wspaniałego narzeczonego, puchatego kocurka, malutki, ale przestronny domek i umiejscowiony za nim niewielki sad. W najskrytszych snach nie przypuszczała, że do szczęścia może jej zabraknąć tylko jednego. Ropy naftowej.

Po kilku już miesiącach, gdy świat obiegła informacja, iż wyeksploatowano z ziemi ostatnią baryłkę, ludzkość zaczęła toczyć bój o przetrwanie. I choć Amandy otoczenie pozostało fizycznie takie samo, to jednak praktycznie cała jej rzeczywistość rozpadła się na kilka drobnych kawałków, przybierając czarno-białych barw. Straciła pracę, bo jako logistyk, nie była w stanie zarządzać maszynami, które bez paliwa stały jedynie w miejscu i rdzewiały. Babcia nadal była ukochana, ale już nie tak samo zdrowa. Zima tego roku była wyjątkowo sroga, a w piecu nie było czym palić. Puścili z dymem gałęzie uwielbianych drzew owocowych, stare meble i fotele. Spalili wszystko, co mogli, aby poczuć choć odrobinę ciepła. Węgiel, mimo że nadal jako surowiec był dostępny, to nie miał jednak jak dotrzeć do pojedynczych domostw. A nawet jeśli cudem udałoby się go przetransportować, to jego cena została wywindowana ku astronomicznym wartościom.

— Nie ma mowy! — Amanda zablokowała swoim ciałem dostęp do jej pokaźnej biblioteczki. Była gotowa pobić się ze swoim narzeczonym Kacprem w imię książek. Jak mogliby odbudować świat, skoro chcieli pozbyć się najważniejszego?!

— Kochanie. — Dwudziestopięciolatek spojrzał na nią z czułością i z prośbą wymalowaną na twarzy. — Wezmę tylko kilka pozycji — próbował ją przekonać. — Część z tych książek znasz na pamięć. Musimy się ogrzać.

Amanda przymknęła powieki, czując jak odpowiedzialność zaczyna ją dusić. Dotychczas sądziła, że jest silną kobietą. Lubiła stawiać na swoim i nie bała się wyzwań. Od czasu do czasu potrzebowała spontaniczności i nuty szaleństwa. Teraz wydawało jej się, że jej odwaga i zapał do życia umykał, podobnie jak światowa harmonia i porządek. Nie wierzyła, jak jeden głupi surowiec mógł wstrząsnąć światem, tyloma miliardami ludzi. Podobno naukowcy pracowali już nad alternatywami. Ale Amanda wiedziała, że nie ma się co łudzić. Ci, których było stać, żyli dalej jak pączki w maśle.

Niesprawiedliwość... To określenie, które idealnie wpasowywało się w charakter naszego świata, niezależnie od epoki, rozwoju cywilizacyjnego czy kulturowego. Równi i równiejsi to nie abstrakcja. To rzeczywistość, która wyrządza krzywdę. Jak bardzo chciałby ktoś temu przeciwdziałać, nigdy mu się to nie uda. Sprawiedliwość to utopia i im prędzej człowiek się z tym pogodzi, tym prędzej uwolni się z żalu, ciążącego mu na sercu. Żaden system, żadna idea, żadne rządy, żaden człowiek nie jest w stanie zapewnić nam sprawiedliwości. Argument jest jeden: każdy człowiek jest inny, ma różne upodobania. Nawet jeślibyś cały świat, każdego z osobna, poczęstował jednym czekoladowym cukierkiem, to część i tak poczuje się oszukana.

— Wolę kokosowy.

— Dlaczego on dostał swój ulubiony a ja nie?

— Mam alergię na czekoladę.

UpadekWhere stories live. Discover now