O tym, że coś się wydarzyło wiedziałem tuż po kolacji zjedzonej na mieście wraz z moimi najlepszymi przyjaciółmi ze świątyni. Wracaliśmy we czwórkę, ja, Aksil, wysoki szesnastolatek z Korelii, Uriah, czternastoletni Twi'lek i trzynastoletnia Unoi z Coruscant. Wszyscy byliśmy padawanami, na różnym stopniu, ale tego wieczoru łączyło nas jedno. Prawie wszyscy nasi mistrzowie znajdowali się na misjach. Misjach tak niebezpiecznych i ryzykownych, że nawet nam nie pozwolono udać się z nimi.
Wyjątkiem był Aksil. Jego mistrz, Eeth Koth oznajmił mu dzisiaj rano, że następnego dnia wyruszają na Korelię wraz z kilkoma oddziałami klonów. Aksil starał się cieszyć z zadania, jak kiedyś, ale utrudniał mu to fakt, że czasy się zmieniły. To prawda, nigdy nie żyliśmy w pokoju. Zawsze w jakiejś części Galaktyki toczył się konflikt, a Rada Jedi miała o czym rozprawiać. Teraz natomiast znaleźliśmy się w środku jednej, wielkiej, nieokiełznanej burzy. Walka toczyła się na wielu frontach, co doprowadziło do tego, że prawie wszyscy mistrzowie i rycerze opuścili Świątynię Jedi.
Odkąd pamiętam, zawsze pełna była rycerzy. Obdarzeni Mocą jednoczyli się tam, szkoląc się i tworząc jedną, wielką rodzinę. Mistrzowie, padawani czy nawet młodziki mogli czuć się tam bezpiecznie, jak w domu. Teraz? To smutne, ponieważ pozostali tam tylko zaniepokojeni adepci. Najbardziej jest mi żal najmłodszych z nas, młodzików. Od pewnego czasu moc pragnie nam coś przekazać. Czujemy to wszyscy. Nieokreślony strach i niepokój.
- Poczuliście to? - z zamyśleń wyrwała mnie Unoi, której czarnoskóra twarz przybrała pełną niepokoju minę. Szła obok mnie, cichym i płynnym krokiem po wybrukowanym chodniku, a wiatr rozwiewał jej czarne włosy, pozaplatane w mnóstwo cienkich warkoczyków. W jej brązowych oczach odbijały się światła szyldów klubów i barów oraz reflektory śmigaczy.
- Coś się stało! - zgodziłem się, czując, jak gwałtowna fala negatywnej energii przepływa przez moje żyły. Starałem się panować nad emocjami i głosem, ale niezbyt mi to wyszło, gdyż wydało mi się, że wypowiedziałem to nieco wyżej niż zwykły piętnastolatek.
- Nie przesadzajcie, młodziki! - zaśmiał się Aksil, błyskając białymi zębami, które kontrastowały z jego śniadą karnacją i czarnymi, zaczesanymi w niewysokiego irokeza włosach i warkoczykiem tego samego koloru, opadającym mu na ramię. - Wszyscy coś czujemy i tonie od pięciu sekund. Mamy wojnę, Sevin, jakbyś nie zauważył.
- "Próbuje wszystko obrócić w żart" - pomyślałem. - "Musi być naprawdę przerażony, żeby stłumić śmiechem i błyskotliwymi uwagami swoją intuicję."
- Aksil, oni mają rację - zielone oczy Uriah'a błyszczały jeszcze mocniej niż zazwyczaj. - Zamiast zgrywać nie wiadomo kogo, mógłbyś skontaktować się ze swoim mistrzem i spróbować dowiedzieć się o co chodzi.
Aksil chciał protestować, ale widząc spojrzenia swoich przyjaciół od serca, postanowił dać za wygraną.
Przyśpieszyliśmy kroku, podczas gdy ten próbował wezwać mistrza Koth przez komunikator, lecz mistrz nie odpowiadał. Nasz niepokój nasilił się, a gdy Aksilowi nie udało się nawiązać połączenia telepatycznego, dotąd spokojny padawan, porzucił owe niepokonane opanowanie i pogodę ducha. Przypominało to zdjęcie maski. Jego piwne oczy zrobiły się wielkie ze strachu, a oddech przyśpieszył się.
- Coś mu się stało... - wyszeptał z niedowierzaniem.
- Nie tylko jemu! - skrzywiła się Unoi. - To... To jest przerażające!
- Powinniśmy jak najszybciej wracać do Świątyni! - Uriah położył zieloną dłoń na rękojeści swojego miecza świetlnego, który zwisał mu u pasa.
CZYTASZ
Nightmare 66 II Star Wars ff
FanfictionIIone - shotII Jedna noc, która okazała się zagładą dla Zakonu Jedi ukazana z perspektywy młodego padawana.