- Kate! Śniadanie! - Z dołu dało się słyszeć głośnie wołanie mojej matki.
- Zaraz! - Zdążyłam ledwie ubrać swoją ulubioną bluzę, gdy ta już weszła do mojego pokoju.
- Specjalne zaproszenie Ci trzeba dawać?! - Podniosła bardziej głos.
- Witamy w normalności. - Przewróciłam oczami. - Mówiłam że zaraz przyjdę.
- Masz minutę, inaczej do szkoły pójdziesz bez śniadania. - Zatrzasnęła za sobą drzwi.
- To nie stodoła! - Podniosłam głos oburzona.
Szczerze, to jest mi to obojętne czy coś zjem, czy nie. Często wychodziłam z domu bez śniadania. Podeszłam do szafki aby wziąć szczotkę, klasyczna kitka wystarczy. Nigdy nie lubiłam chodzić w jakiś fikuśnych fryzurach. Wzięłam plecak, spakowałam potrzebne mi książki na dziś i zeszłam na dół. Wchodząc do kuchni zauważyłam same pustki, czysty stół i kartka na lodówce: "Ostrzegałam". Wzięłam ją do ręki, rozdarłam na małe kawałki, które zaraz potem położyłam na blacie. Cóż, nie będę nad tym rozpaczać. Zakładając słuchawki, sięgałam jednocześnie po wodę, włożyłam ją do bocznej kieszeni plecaka aby mieć chociaż czym się napić. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z domu. Była 7:30, lekcje na 8:00, zdążę.
Idealnie z czasem, punktualnie o 8:00 weszłam do klasy siadając obok Leny.
-Znowu przyszłaś pieszo? - Zapytała wyciągając podręcznik do fizyki.
-I na dodatek bez śniadania. - Zaśmiałam się ironicznie.
-Przewidziałam to, wzięłam Ci bułkę. - Wyjęła ją z plecaka aby mi ją pokazać.
-Dzięki ale dziś zrobię jej na złość i nic nie zjem. - westchnęłam.
-Coś nie tak? - Skrzywiła się.
-Nie, wszystko w porządku. Męczą mnie po prostu te codzienne kłótnie z nią w domu. Nie mogę jej się zwierzyć, poprosić o pomoc, usiąść obok. Dosłownie nic. Czasem myślę czy mnie w ogóle zauważa. - Położyłam na ławce mój zeszyt. - Czasem to na prawdę boli.
-Może spróbuj jej pokazać że bardziej Ci zależy? - Włożyła mi bułkę do mojego plecaka. - To masz na wszelki wypadek.
-Ym, to nie pomoże. - Wyjęłam piórnik.
-Warto próbować, w razie co, możesz zawsze napisać do mnie. Pomogę Ci. - Posłała mi uśmiech. - Jeśli będzie nawet taka potrzeba, to przyjdę i z nią porozmawiam.
-Jej nic nie zmieni. - Walnęłam lekko dłonią o blat ławki. - Nie raz już próbowałam. Było dobrze tylko wtedy gdy bawiłam się w jej lokajkę. Przynieś, wynieś, pozamiataj.
-Nadal uważam że powinnaś usiąść i z nią porozmawiać. Nie będzie tak źle. - Złapała mnie za ramię. - Dasz radę.
-Wolałabym umrzeć niż z nią rozmawiać. - Nerwowo odrzuciłam jej ręke. - Nie wiesz jaka jest. Nie mieszkasz z nią na codzień.
-Fakt ale mam młodsze rodzeństwo i też wiem co to znaczy, "przynieś, wynieś, pozamiataj". - Puściła mi oczko. - Dziś o 20:00 do Ciebie napiszę i się zapytam jak przebiegła wasza rozmowa.
Burkłam pod nosem.
-Dobrze? - Uśmiechnęła się triumfalnie.
-Dobrze. - Odetchnęłam.
-Zuch dziewczyna! - Do klasy akurat weszła nauczycielka.
Po skończeniu lekcji, czekałam w szatni na Lenę. Jeśli spędzi tam mniej niż 5 minut, możesz czuć się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
-Wreszcie. - Powiedziałam z założonymi rękoma.
-Wybacz, Lucas mnie zagadał. - Przełożyła plecak na drugie ramie. - Idziemy po drodzę na obiad?
-Nie jestem głodna. - Wyjęłam z plecaka wcześniej daną mi przez nią bułkę. - Mam co jeść gdy wrócę do domu.
-Ja stawiam. - Powiedziała trochę zirytowana.
-Śpieszy mi się. - Warknęłam. - Kiedy indziej. Dziś i tak nie mam nastroju do jedzenia czegokolwiek.
-Nie mów tak. - Z jej twarzy znikły resztki uśmiechu.
-A gdy przychodzi mi na myśl to że mam z nią pogadać, uh, mam mdłości na samą myśl o tym. - Wzdrygnęłam się.
-Po prostu już chodźmy... - Pociągnęła mnie za rękę.
Odkluczając drzwi domu, przeleciał mnie dziwny dreszcz. Widzę że już moje ciało ma dosyć gdy wchodzi do tego domu. Kiedyś się stąd wydostanę. Podczas zdejmowania butów, układałam sobie w głowie dzisiejszą rozmowę z matką. Może to zadziała i poprawi sytuację między nami? Jak to mówią, warto spróbować. Poszłam do kuchni, wyjęłam jej ulubione ciastka i rozłożyłam je na talerzu. Następnie zaparzyłam jej kawę. Zawsze ją pije gdy przychodzi z pracy. Może tym zacznę lepsze relacje. Patrząc na zegar i widząc że mam jeszcze 10 minut do jej powrotu, ruszyłam do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku, wyjęłam słuchawki z szuflady, podłączyłam je do laptopa i włączyłam swoją ulubioną muzykę aby wyrzucić sobie z głowy złe myśli.
Słyszałam jak matka weszła do domu, stanęłam przy schodach opierając się o ich balustradę. Czekałam aż się rozbierze i wejdzie do kuchni. Miałam nadzieje że chociaż w jej duszy pojawi się uśmiech z powodu zaparzonej kawy i ciasteczek. Wychwyciłam dźwięk włączonego czajnika, może chciała dolać gorącej wody aby kawa była cieplejsza? Starałam się cicho zejść ze schodów. Wślizgnęłam się do kuchni, rodzica w pomieszczeniu już nie było. Kawa ode mnie stała praktycznie nieruszona a ilość ciastek była taka sama jak na początku, gdy je wykładałam. Przyznam, zrobiło mi się przykro, mimo tego weszłam do salonu. Rodzicielka siedziała na kanapie trzymając w ręku inny kubek z kawą, na ławie miała otwarte dokładnie te same słodkości które jej przygotowałam zaraz po wejściu do domu. Czułam jak łzy mi napływają do oczu, starałam się je powstrzymać. Przełknęłam ślinę, usiadłam obok niej i pomyślałam że może rozmową uratuję tą sytuację.
-Cześć, jak było w pracy? - Udawałam zadowoloną jej powrotem.
Nie usłyszałam odpowiedzi.
-Dziś w szkole nauczycielka wybrała mnie do odpowiedzi, za którą dostałam 5. - Zmyśliłam coś na szybko aby zwrócić na siebie jej uwagę. - Cieszysz się?
Ignorowała mnie. Budziła się we mnie jednocześnie agresja i rozpacz.
-Rozumiem... - Wstałam i wyszłam z pokoju. Idąc na góre przecierałam łzy. Jestem nikim. Wiedziałam że tak będzie, zawsze byłam dla niej niewidzialna. Wzięłam komórkę i napisałam SMS'a do Leny:
"Nic z tego, ja już dla niej nie istnieję. Chcę stąd uciec, zniknąć z tego świata raz, na zawsze."
Bez wahania kliknęłam na ikonę "Wyślij".