Przychodzi taki czas, kiedy jednak okazuje się, że funkcjonowanie mimo braku obydwu nóg jest możliwe. Istnieją protezy, które są co prawda marną imitacją oryginału, ale jednak są. Jeśli wystarczająco wiele razy coś sobie wmówisz, może się okazać, że to kłamstwo stanie się kiedyś prawdą.
Tak samo było ze mną. Wmawiałam sobie, że moje nowe "nogi" są bardzo dobre, bo chociaż istnieją tu i teraz, a nie spoczywają pochowane pod ziemią z dala ode mnie. Nie było łatwo się jednak do nich przyzwyczaić.
Początkowo widziałam Ją wszędzie. Przechodziłam przez malutki park i widziałam jak biegnie, wykonując codzienny trening. Robiłam zakupy i widziałam Jej ulubione jedzenie, którego przecież już nigdy więcej nie zje. Była wszędzie, jednocześnie wypełniając i tworząc pustkę, która na przemian wciągała mnie i wypychała. Przez kilka pierwszych tygodni zmagałam się z ciągłymi pytaniami o Nią, ludzi ciekawiło dlaczego już Jej nie widują. Odpowiadałam spokojnie na ich pytania, tłumaczyłam, pocieszałam i sama przyjmowałam wyrazy współczucia. Kiedy wszyscy już wiedzieli o tragedii, pytania i bezsensowne słowa zastąpiły jeszcze bardziej beznadziejne spojrzenia. Było dziwnie, jakby czekali na moment, kiedy wreszcie nie wytrzymam i zaczną walić głową o chodnik, krzyczeć oraz wyrywać sobie włosy z głowy, a oni z ulgą będą mogli zadzwonić po kogoś z psychiatryka, żeby zabrał do miejsca, gdzie dostanę najlepszą pomoc i opiekę. Czekali na moment, kiedy wreszcie będą mogli powiedzieć "Szkoda, taka dobra dziewczyna..." albo: "Musiała się kiedyś załamać, to była tylko kwestia czasu". Jakby nie mogli się doczekać, aż moja obecność przestanie zatruwać ich atmosferę żałobną ciszą. Jednak czas mijał, a ja wciąż przemierzałam te same ulice, chodziłam do tych samych restauracji i sklepów, aż wreszcie minęło tyle czasu, że ludzie przestali zachowywać się przy mnie inaczej. Skończyły się przyciszone rozmowy, odwracanie wzroku na mój widok, czy udawane wyrazy współczucia. Ja też zaczęłam się przyzwyczajać. Wciągnął mnie wir rutyny, praca i zwyczajne obowiązki. Poznałam nowych ludzi, zobaczyłam nowe miejsca i choć często nawiedzały mnie myśli "Szkoda, że Jej tu nie ma", "Spodobałoby się Jej tutaj", to moje ciało przyjęło protezy, a moje serce nie odrzuciło przeszczepu, który nawet nie wiem jak ani kiedy, ale po prostu nastąpił.
Leżałam na dachu mojego bloku, wyobrażałam sobie, że Ona leży tuż obok mnie i że razem obserwujemy rozgwieżdżone niebo.
- Odstawiłam żyletki - mówię, jakby chodziło o jakieś witaminy, a nie samookaleczanie się. - Wystarczy, że moje serce jest już pełne blizn, moje ręce nie muszą już ich nosić.
Przez chwilę poczułam Jej obecność, jakby była wyraźnie obok mnie. Piękna i nieuchwytna. Wiedziałam, że jest ze mnie zadowolona, że jest dumna.
- Do zobaczenia - szepczę patrząc na odległe gwiazdy i wyobrażając sobie, że Ona jest jedną z nich.
YOU ARE READING
I nawet kiedy odejdziesz...
Short StoryJedno krótkie i podszyte bólem opowiadanie o stracie i cierpieniu, nieodłącznych elementach życia człowieka.