a glass of wine

914 120 28
                                    

Lubił czasem tak po prostu wyrywać się z tego całego zgiełku, jaki miał w pracy. Lubił wieczorem pójść do jakiegoś baru, mógł być nawet mugolski, nie miało to dla niego większego znaczenia. Lubił czasem odpocząć przy jakimś mocnym trunku. Lubił słuchać opowieść różnych innych ludzi, którzy także pragnęli takiego relaksu. Wyobrażał sobie wtedy, że jest właśnie tą osobą. Zwykłą osobą, której nie rozpoznają na ulicy, która nie musi rozdawać setki autografów dziennie i, której największym zmartwieniem jest brak mleka do porannej kawy czy złe oceny pociech w szkole. Też chciałby mieć tylko  takie problemy, ale obecnie na stanowisku jakie obejmował w ministerstwie, było to niemożliwe.

Westchnął, opatulił się bardziej płaszczem i ruszył w dalszą drogę. Był dopiero listopad, ale temperatura była już często na minusie. Harry nie był zbyt wrażliwy na zimno. Przyzwyczaił się. Po jakimś czasie mógł dojrzeć zarys klubu, do którego zmierzał. Było już późno: dwudziesta druga, może trzecia. Nie było prawie ludzi na chodnikach. Nic dziwnego, przecież musieli zadbać o swoją rodzinę. On takowej nie miał.

***
Jak każdego wieczoru stała za barem, jak każdego wieczoru mieszała najróżniejsze gatunki alkoholu ze sobą tworząc trunki i jak każdego wieczoru narzekała na to wszystko.

Och, Pansy marnujesz się w tej dziurze.

Za każdym razem powtarzała sobie tym podobne rzeczy.

Kocham Cię, ale decyzja o pracy tutaj nie była jedną z najlepszych.

Niby chciała odizolować się od tego całego świata czarodziejów, w którym była wychowywana, ale nie chciała upaść tak nisko! Przecież nie była stworzona do usługiwania jakimś mugolom! Prawda była taka, że nie lubiła rozmawiać o tym, co działo się w trakcie wojny czarodziejów. O tym, że urzędnicy ministerstwa zamordowali jej rodziców za pomoc Czarnemu Panu i że oni tak naprawdę nie robili tego z własnej woli. Od kilku lat byli zastraszani tak jak większość innych śmierciożerców. Ale Ministerstwo było bezduszne, nie chciało wierzyć, że to nie było z ich woli i zabili rodziców Pansy podczas ucieczki, a jej kazali się ukryć i odciąć się od czarodziejskiego świata. I zrobiła to, bo była pewna, że Ministerstwo nie dałoby jej spokoju. Nie utrzymywała kontaktu z nikim ze szkoły. Tęskniła za nimi, to prawda. Astoria, Draco, Blaise byli jej przyjaciółmi, ale ich drogi się rozeszły. Może musiało tak być? Może to przeznaczenie...

— Ej, kelnereczko! — męski głos wolał znad stolika. — Dwa piwa, już!

Ugh, wystarczy jedno zaklęcie, tylko jedno zaklęcie i ten niewyparzony mugol leżałby już martwy.

Ale dobrze wiedziała, że nie może tego zrobić. Namierzyliby ją natychmiast i resztę życia spędziłaby w Azkabanie. Przejechała tylko palcami po kieszeni, w której znajdowała się jej dawno nie używana różdżka.

-Proszę chwilkę zaczekać!- odkrzyknęła tylko i zaczęła napełniać szklanki.

Obsłużyła klientów  i wróciła na swoje miejsce, biorąc gazetę w rękę. Zatopiła się w lekturze.

— Dobry wieczór — przerwał jej ciepły, męski głos.

-Przepraszam, może pan powtórzyć?- zapytała zdezorientowana, podnosząc głowę znad lektury.

— Powiedziałem "Dobry wieczór". Chciałbym złożyć zamówienie — mężczyzna był na oko w jej wieku i wydawał się dziwnie znajomy.

— Zaraz... czy my się przypadkiem już nie spotkaliśmy...? Potter...? — zapytała z niedowierzaniem zakładając swoje długie, czarne włosy za uszy.

— Co proszę?

— Nie udawaj, że mnie nie poznajesz — prychnięcie.

— Nie udaję — zaciekawiony mężczyzna siada przy blacie, na przeciwko baru.

𝐚 𝐠𝐥𝐚𝐬𝐬 𝐨𝐟 𝐰𝐢𝐧𝐞. hansy one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz