#Prolog

593 19 3
                                    

-Chodź,kici kici!-Brunetka nawoływała małe,czarne zwierzę,które nieufnie wpatrywało się w nią zielonymi oczami.-Nic ci nie zrobię.-Dodała kucając.Kot uciekł tak szybko jak się pojawił. Dziewczyna wstała wzdychając ciężko. Zgarnęła ze stołu wcześniej przygotowane sześć porcji przypieczonego mięsa. Położyła je ostrożnie na wielkie wiadro z rybami przeznaczonych dla Smoków. Zapakowała wszystko na wielki wóz kołami i skierowała się na arenę gdzie Jeźdźcy ćwiczyli. Dziewczyna nie miała daleko wiec mijając innych mieszkańców-witając się z nimi-po paru minutach była już na miejscu. Drużyna była w środku treningu. Brunetka odstawiła przyniesione rzeczy w kąt jak robiła to zwykle. Chciała zwrócić na siebie ich uwagę nie podchodząc zbyt blisko widząc że jak w amoku wymachują toporkami czy siekierkami. 

-Hej! Przyniosłam jedzenie!-Krzyknęła. Astrid nie spodziewając się jej wrzasku-rzuciła w jej stronę toporem mając na cel obronić się. Zielonooka zgrabnie ominęła broń,która wbiła się w kamienną ścianę za nią.

-Wybacz Astorio!-Wykrzyknęła podbiegając do niej.

-Nic się nie stało.-Wyszeptała.-Przyniosłam jedzenie.

-Wspaniale!-Do dziewczyn podszedł chudy brunet. Zielone oczy przekazywały taką radość ze jego oczy same zdawały się uśmiechać. Mimowolnie na twarzy brunetki pojawiły się rumieńce. Przyszły wódz podobał się jej odkąd pamięta. Dlatego zawsze gdy przynosi jedzenie wychodzi praktycznie od razu chcąc ukryć zawstydzenie.-Jestem głodny.-Oznajmił.

-Jedzenie macie tam gdzie zwykle.-Odparła wskazując na miejsce gdzie znajduje sie pokarm.

-Zostaniesz na treningu?!-Krzykną podchodząc w stronę jedzenia.

-Nie,mam dużo roboty.-Po raz kolejny odmówiła. Nie chciała spędzać z nimi więcej czasu niż to konieczne. Wie ze Czkawka zaproponował to ze zwykłej kultury. Tak naprawdę cała szóstka ograniczyła się do tego ze znają tylko jej imię i specjalizacje na wyspie. Była tylko dziewczyną z wioski. Dziewczyna w sumie nie miała nic do roboty. Z nudów zapewne uda się do Pyskacza.

-Wcale nie.-Wtrącił się Sączysmark  karmiący swojego pupila.-Narazie nie masz żadnych obowiązków.

-Skąd to wiesz?-Spytała Astrid.

-Ja...po prostu wiem.-Powiedział zakłopotany.

-Rzeczywiście nie mam nic do roboty ale pewnie pójdę do Pyskacza mu pomóc.-Westchnęła pocierając twarz ze zmęczenia.

-Myślę ze dzisiaj sobie poradzi.-Powiedział Czkawka.-Co wy tak siedzicie w ciszy? Jedźcie.-Po tych słowach wszyscy jakby przypomnieli sobie o doskwierającym im głodzie. Każdy wziął porcję i usiedli na podłodze w kole. Astoria przyglądała się jedzącym przyjaciołom opierając się o kamienną ścianę. Astrid i Czkawka zawzięcie o czymś dyskutowali przez co blondynka uderzała go w ramię. Bliźniacy jak zwykle się kłócili,Śledzik coś czytał a Sączysmark opierał się o swojego smoka. Astoria ze smutnym uśmiechem oddaliła się cicho ciągnąć za sobą wózek.

-Astorio!-Usłyszała dobrze znany jej głos. Odwróciła się w stronę posiwiałego mężczyzny. Zamiast ręki ma hak. Czasami ma inne narzędzia,które go zastępują. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

-Witaj Pyskacz!-Pomóc w czymś?

-Nie. Dzisiaj już nie.-Powiedział uśmiechnięty.

-Oh,to co się stało?

-Jak tam u ciebie?

-Całkiem dobrze. Miałam dzisiaj dużo roboty.-Odparła przeciągając się nieznacznie.

-A jak u mamy?

-Wiesz jak. Nadal się nie pozbierała,minął dopiero tydzień. Trzeba dać jej czas.

-Musi jak najszybciej wsiąść się w garść. Wszystkie obowiązki spadają na ciebie,martwie się.-W głosie mężczyzny wyczuwalny był smutek. Astorii ściskało się serce gdy widziała u niego smutek.

-W krótce będzie lepiej,pozbiera się.-Nie czekając na odpowiedz wzięła ponownie w swoje drobne ręce wóz i zaczęła kierować się w stronę domu.


-Jestem!-Brunetka weszła do domu krzywiąc się lekko pod wpływem nieprzyjemnego zapachu.

-Ta fajnie.-W innym pomieszczeniu rozległ się zmęczony,ospały głos. Astoria weszła do pokoju swojej matki. Znowu zastała ją taką jak przez cały ten tydzień. Kiedyś lśniące pod wpływem słońca brązowe włosy -teraz wielka szopa poplątanych nitek. Zielone oczy,które błyszczały i widziały wszystko co piękne-teraz pozbawione jakichkolwiek emocji. Były podpuchnięte. Policzki zapadły sie. Kobieta leżała na łóżku  tępo wpatrując się w -teraz już otwarte-drzwi.

-Oh mamo...-Dziewczyna westchnęła siadając na łóżko.-Jak się czujesz?

-Jak mam się czuć?-Mruknęła nie zaszczycając córki spojrzeniem.

-Mamo będzie dobrze. Mi też jest trudno.

-Jego już nie ma. Już nic nie będzie takie samo.

-Tak wiem mamo,wiem. Ale będzie lepiej,musi być lepiej.






Mam nadzieję że prolog sie podoba. Nie jest za krótki ? Za mało rozwinięty? Jeżeli są błędy to napiszcie gdzie

Zaznać szczęścia.|Jeźdźcy smokówWhere stories live. Discover now