Minął tydzień, odkąd Chanyeol ostatni raz widział Sehuna. Każdego dnia, kiedy wychodził z Vincentem na spacer rozglądał się za ciemnowłosym chłopakiem, jednak nie było po nim ani śladu. Nie było go w kawiarni, a w oknach jego mieszkania nie paliło się światło. I Park czuł, że chyba jeszcze nigdy nie był tak rozkojarzony. Od kilku dni nie miał energii, aby cokolwiek namalować, za to posprzątał całe mieszkanie. Powyrzucał puste tubki po farbach, dokładnie wyczyścił pędzle i poukładał je w słoikach. Ustawił pod ścianą nieruszone jeszcze, ofoliowane płótna, tuż przed nimi ustawiając sztalugi ze schnącymi nadal obrazami. Pozbierał porozrzucane na podłodze książki i czasopisma ustawiając je na półkach przy oknie. Stertę szkicowników i notatników ułożył na biurku, a gotowe szkice pochował starannie do segregatora.
Usiadł na szerokim kamiennym parapecie szeroko otwartego okna przyglądając się podłodze, która bardziej przypominała różnokolorową mozaikę niż drewniane panele - zanotował w głowie, aby później ją choć trochę umyć. Zostało mu jeszcze tylko wynieść dwa duże worki śmieci i wstawić pranie.
Spisał listę zakupów, w której większości przeważały nowe farby, ołówki i jedzenie dla Vincenta. Sunia leżała wygodnie rozłożona na jego łóżku, obserwując spod półprzymkniętych ślepi poczynania poczynania swojego pana. Ruszyła się dopiero kiedy ten założył na siebie różową bluzę, jedyną, która nie była poplamiona żadną farbą i sięgnął po smycz.
Kierując się do sklepu plastycznego był tak pochłonięty zastanawianiem się, kiedy zużył cztery tubki błękitu królewskiego i karminu, że nie zauważył samochodu terenowego, który podjechał pod jego kamienicę, ani młodego baristy, który z niego wysiadał.
Wieczór zastał Chanyeola siedzącego na stopniach przeciwpożarowych ze słuchawkami w uszach i szkicownikiem na kolanach. Nucił cicho pod nosem, unosząc raz za razem do ust papierosa i spoglądając na postacie pozbawione twarzy, które narysował pod wpływem chwili. Każda jedna przypominała mu Sehuna.
- I've been looking for a reason, to have you in my arms, where you wanna be...
Pozwalał, aby jego głos rozpływał się w powietrzu, tak jak dym z papierosa. Pochłonięty melodią i własnymi rozmyśleniami nie poczuł intensywnego wzroku na swoich plecach. Dopiero, kiedy poczuł jak ktoś wyciąga mu słuchawkę z ucha wrócił do realnego świata. Uśmiechnął się szeroko na widok Sehuna, który usiadł obok niego.
- Palenie zabija, wiesz?
- Cóż, na coś trzeba umrzeć. Nie było cię.
- A co tęskniłeś?
- Raczej martwiłem się.
Chanyeol zaczerwienił się, kiedy ich dłonie się zetknęły, gdy drugi chłopak wziął jego szkicownik z uwagą przyglądając się każdej narysowanej sylwetce. Zaś Park przyglądał się jego profilowi, który w pomarańczowym świetle latarni tracił ostrość swoich rys, wydobywając tym samym miękkie krzywizny i cień rzęs na policzkach. Miał już zapalić kolejnego papierosa, kiedy ciepła dłoń objęła jego nadgarstek.
- Chciałeś mnie chyba namalować, nie?
- Ale teraz?
- A po co czekać? Chodź.
Chłopak podniósł się, wyciągając dłoń do Chanyeola, który przyjął ją po chwili wahania. Zebrał swoje rzeczy i pociągnął go w kierunku otwartego okna. Vincent tylko podniosła łeb i zamachała ogonem widząc przybyszów, po czym ponownie zapadła w drzemkę. Dwudziestosześciolatek sięgnął po czyste płótno, niemalże zrywając z niego folię i zaciągnął się zapachem drewna. Tym razem dokładnie czuł na sobie spojrzenie Sehuna, kiedy z drewnianego pudełka wyciągał tubki z błękitem królewskim i ciemną neapolitańską żółcią, aby namalować szkic. Włączył światło, pozwalając, aby pokój zalało białe światło i podszedł do chłopaka. Usadził go na szerokim parapecie, zasłaniając wcześniej żaluzje. Kazał mu się lekko oprzeć o ścianę, zgięte nogi, łokieć ułożony na kolanie i głowa na dłoni. Zupełnie bez skrępowania jakie wcześniej czuł w jego towarzystwie ułożył mu włosy i wrócił do płótna.
- Patrz na ścianę za mną i postaraj się zbytnio nie ruszać, dobrze?
Na stoliku obok płótna ustawił kubek z wodą, drugi z terpentyną i wycisnął farbę na przygotowaną wcześniej paletę. Przez kilkanaście długich sekund wpatrywał się w twarz Sehuna, próbując dostrzec i zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Spokojnymi, pewnymi ruchami ustawiał kontury twarzy, zaznaczał kości policzkowe, kształt nosa i ust. Z tymi ostatnimi miał największy problem, gdyż chłopak co rusz je przygryzał.
- Mógłbyś nie maltretować tak tych ust?
- Rozprasza cię to?
- Nie, po prostu nie mogę ich naszkicować. Pozostań przez chwilę w całkowitym bezruchu, proszę.
Z nieruchomym Sehunem wykonanie szkicu poszło mu całkiem sprawnie, beż z błękitem przeplatał się tworząc zarys idealnej sylwetki. Rozmarzony Chanyeol przez dłuższą chwilę wpatrywał się w płótno zastanawiając się, czy młodszy pozwoli mu kiedykolwiek namalować swój akt. Będąc w świecie marzeń nie zauważył, kiedy jego model zszedł z parapetu i stanął tuż za nim. Dokładnie przyglądając się najpierw temu co było na płótnie, a później profilowi chłopaka, który miał na skroni rozmazaną błękitną farbę.
Jego dłoń mimowolnie uniosła się do góry, delikatnie dotykając umazanej skóry. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, dostrzegł zmieszanie i zaróżowione policzki wyższego. Zafascynowany przesunął dłoń na policzek mężczyzny i zbliżył do siebie ich twarze, tak, że czuł przyśpieszony oddech drugiego. Nie widząc w jego oczach protestu minimalnie uniósł głowę i złączył ich wargi w czułym pocałunku. Odsunął się dopiero, kiedy usłyszał cichy jęk wydobywający się z ust Chanyeola.
- Ja... co ty robisz?
- Nie mogłem się powstrzymać. Wyglądałeś zbyt kusząco z tą rozmarzoną miną.
Uśmiechnął się i ponownie złączył ich usta. Usłyszał jak pędzel upada na podłogę, a dłoń która jeszcze przed chwilą go trzymała zaciska się na jego koszulce. Nigdy nie sądził, że chłopak, który odkąd pamięta żył w swoim własnym świecie, może go aż tak zafascynować.
THE END
_____________
Początkowo miał być króciutki shot, który trochę się rozwinął i stał się tym czym jest (i nawet nie jest taki zły). Inspirowany sklejką w mediach.
CZYTASZ
You are art
FanfictionŻyjąc w swoim świecie, postrzegasz otoczenie zupełnie inaczej niż reszta ludzi. Zwracasz uwagę na szczegóły, które dla innych są niewidoczne.