Tak jak pisałam, z Rogersem się jeszcze nie spotkałaś. Pisałam też, że o tym będzie oddzielny rozdział, dlatego tak jak napisałam tak robię.
____________________________________
Po skończeniu rozmowy ze Steve'em opadłam na łóżko. Nie wiedziałam nadal czy dobrze zrobiłam idąc na jutrzejsze spotkanie. Bałam się że jak tylko go zobaczę to znowu się w nim zakocham, a przecież już mam kogoś. No ale cóż...już powiedziałam, że przyjdę więc nie będzię tego odwoływać.Z samego rana zjadłam śniadanie i zaczęłam się powoli przygotowywać do spotkania. Z racji tego, że była już 12:00 a do parku miałam z pół godziny spacerem postanowiłam się już szykować. Założyłam dżinsową spódniczkę i białą bluzkę z krótkim rękawem. Było ciepło więc na nogi włożyłam tylko baleriny i niebrałam niczego na siebie.
Dochodząc do parku spojżłam na zegarek. Była 13:57.
-Ma 3 minuty...- pomyślałam siadając na ławce. Z nudów zaczęłam przeglądać coś w telefonie.
-Ekham- usłyszałam za sobą. Wstałam z ławki i ujżłam za sobą Steve'a z kwiatami. Wyglądał inaczej, dorosłej, przystojniej, w końcu pięć lat go nie widziałam. Nim zdążyłam coś powiedzieć Rogers wziął mnie w swoje ramiona. Odrazu poczułam się bezpiecznie. Zawsze gdy był blisko wiedziałam, że nic mi nie będzie. Wtulilam się w niego jeszcze bardziej.
-Ale dobrze Cię widzieć- szepnął tym samym wypuszczając mnie z uścisku.
-Ciebie też- powiedziałam z powrotem siadając na ławce.
-Posłuchaj, przepraszam....pozwól mi się teraz wytłumaczyć...- zaczął siadając obok mnie.
-Steve, zostawiłeś mnie na tyle lat...nie wiedziałam co się z tobą dzieje.....zawiodłeś mnie ale to nie jest teraz ważne. Może poprostu zacznijmy na nowo?- zaproponowałam. Nie chciałam słuchać jego wytłumaczenie. Żadne nie było by na tyle dobre bym mu wybaczyła.
-Masz rację.....tak będzie najlepiej....tylko, że ty masz kogoś....a ja-ja czekałem tyle lat....-mówił ze szpuszczoną głową.
-Na ile zostajesz?- zmieniłam temat. Chciałam unikać tematu mojego związku. Mój chłopak, [wymyśl sobie imię dla niego] mało czasu mi poświęca. Niby zapewnia mnie jak to mnie kocha ale ja coraz bardziej w to wątpię.
-Na tydzień, tylko, że mój kolega który tu mieszka musi dzisiaj wyjechać i no, nie mam gdzie mieszkać....
-Możesz się u mnie zatrzymać- powiedziałam patrząc na jego reakcję
-A twój chłopak?
-[jego imię] wyjechał, zresztą.....a nie ważne
...-powiedziałam wstając z ławki- to co? Idziemy?
-Tak-odpowiedziałm i obiektu ruszyliśmy w kierunku mojego domu.
W duszy ulżyło mi, że wiem, że Rogers np. nie zginął na wojnie i że jest tutaj teraz ze mną. Cieszyłam się że wrócił.