Dawno, dawno temu...

111 14 40
                                    

Dawno, dawno, bardzo dawno temu,(bo prawie 150 lat temu) kiedy Polska była jeszcze pod zaborami, w pewnej wiosce, z dala od miasta, w środku lasu, z dala od cywilizacji mieszkała Prynia. Była to bardzo optymistyczna kobieta.

Zawsze chodziła uśmiechnięta, nosiła kolorowe ubrania i wszelkiego rodzaju kolczyki. Jako mała dziewczynka lubiła się uczyć i była (na swój sposób) mądrą kobietą. Właśnie dlatego, została nauczycielką.

Niestety los nie obdarował ją urodą. Przez co była samotna. Nawet dzieci, kiedy przychodziły na potajemne lekcje, uciekały od niej, gdyż nie mogły na nią patrzeć (oczywiście nie chcieli jej bardziej dołować i nie mówili jej tego).

Pewnego słonecznego dnia, do wsi Pryni przyjechał marszałek Józef Piłsudski, w którym zauroczyła się od pierwszego wejrzenia. Na jej szczęście, lub nieszczęście, sam marszałek trafił ją kamieniem prosto w oko. Jego zdaniem postać ta nie była kobietą, lecz jakimś strasznym stworzeniem, którego trzeba było się pozbyć, aby nie zagrażało nikomu niebezpieczeństwo.

Oczywiście Prynia odebrała to jako podryw.

Zaczęła zbliżać się do marszałka uwodzicielskim krokiem. Ten przerażony całym zajściem, zaczął się wycofywać.

Kiedy nauczycielka stała krok od mężczyzny, ten zauważył jak dziecko podbiega od tyłu i z całej siły uderza w głowę Pryni patelnią.

Głowa i powieki kobiety nagle stały się bardzo ciężkie. Prynia zaczęła mieć mroczki i cały świat wirował jej przed oczami. Po chwili opadła bezwładnie w ramiona Józka.

Mina marszałka - bezcenna. Był tak wystraszony, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że trzyma potwora. Rzucił ciało kobiety (co nie było takie łatwe, no bo kto dał radę rzucić cielsko stu kilowego potwora) jak najdalej od siebie, jakby to co dopiero trzymał - parzyło.

I tak oto nieprzytomna nauczycielka leżała w stogu siana przez kilka godzin, aż nie uznano, że trzeba będzie z nią coś zrobić.

Wstępnie ustalono spalenie ciała. Żeby tego dokonać, musieli zbudować drewnianą podstawę z wbitym na środku kołkiem, dzięki któremu można było związać potwora.

***

Po przebudzeniu nauczycielka zorientowała się (co trochę jej zajęło), że znajduje się w więzieniu. Była zdziwiona, dlaczego taka niewinna kobieta jak ona znajduje się w tak okropnym miejscu.

Usłyszała za kartą jej celi cichy szmer. Zignorowała go i zaczęła wiercić się na twardej pryczy, na której spała, gdyż było jej nie wygodnie.

Zrezygnowana ciągłym przewracaniem się z boku na bok z powodu niewygody ułożyła się na brudnej, zimnej podłodze. W końcu lepsza podłoga niż niewygodna prycza.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, że od jakiegoś czasu, ktoś ją obserwuje. Zorientowała się, dopiero wtedy, kiedy do jej wielkich, obwisłych uszu doszedł dźwięk chrząknięcia.

Odwróciła głowę w kierunku, w którym wydobył się dźwięk i... z wrażenia aż zakrztusiła się śliną. To był on. Józef Piłsudski. Jej miłość.

Już sobie wyobrażała, że wyciągnie ją z tej klatki niczym książę na swoim rumaku - w jego przypadku była to Kasztanka - pobiorą się w małym kościółku i będą żyć długo i szczęśliwie. Wstała z ziemi po czym podbiegła do krat.

Józek przerażony jej nagłym zachowaniem, odsunął się od celi i rozmyślał, jakie biedne musi być to stworzenie. Jej twarz jest taka szpetna, że dziwi się, czy nie miała wypadku, w którym ucierpiała tak bardzo.

Był tak zamyślony, że nie zauważył jak potwór wyciąga do niego rękę.

- Zabieraj łapska potworze! - wrzasnął tak głośno, że Prynia szybko zabrała swoją rękę o mało nie przewracając się na ziemię.

Patrzyła na niego strasznym bólem w oczach i nie miała kompletnie pojęcia o jakim potworze mówił.

- Nie rozumiem. Jaki potwór? - powiedziała to ze strasznym żalem. Nie minęła chwila, a po jej policzku ciekła łza.

- Jak to nie rozumiesz?! Jesteś potworem! Chciałaś wszystkich zabić! - krzyknął tak głośno, aż echo rozniosło się po całym więzieniu.

- Nie jestem żadnym potworem. Nie miałam zamiaru nikomu robić krzywdy, a co dopiero zabić kogoś!

Może nie chciałaś, ale swoim wyglądem, nie jednego posłałaś do grobu... - marszałek uśmiechnął się pod nosem, że swoich myśli.

- Więc powiedz mi, kim jesteś?!

- Jestem... Zajmuje się... - kompletnie nie wiedziała, co ma powiedzieć. Przecież nie mogła nikomu powiedzieć, że uczy potajemnie dzieci. - Jestem krawcową. - w końcu wydusiła z siebie coś, w co mógłby jej uwierzyć.

- Krawcową powiadasz? - podrapał się po brodzie. Nie wierzył jej w ani jedno słowo. - Czy ktoś może to potwierdzić? - spytał z tryumfalnym uśmieszkiem spoglądając na nią.

- Oczywiście! Całą wioska może to Panu powiedzieć. - odpowiedziała, chociaż nie do końca była przekonana, czy jej nie wydadzą.

Józek wzruszył tylko ramionami i wyszedł z więzienia, aby popytać trochę ludzi, co wiedzą o więźniu.

***

Minęło trzy dni. Dzisiaj miał się odbyć wyrok spalenia Pryni. Dlatego skuli nauczycielkę w kajdany i wprowadzili ją przed budynek więzienia, gdzie miała odbyć się egzekucja.

Piłsudski dowiedział się, że tak na prawdę Prynia jest nauczycielką, a nie chciała mu tego powiedzieć dlatego, że się bała. Codzienne wieczorem, kiedy spała, przychodził do niej i patrzył na nią. Przez te kilka dni, przywiązał się do kobiety mimo, że nie rozmawiali, a ona nawet nie wiedziała, że ktoś ją obserwuje.

Patrzył jak skazana szła na śmierć. Nie mógł znieść jej cierpienia. Tylko on mógł ją z tego wyciągnąć i darował by jej życie.

Kiedy Prynia stała na drewnianym podwyższeniu miała zostać spalona, usłyszała krzyk, aby wstrzymali ogień.

Wszystko działo się tak szybko, że pamięta wszystko jak przez mgłę.
Krzyk... Niewinna... Uwolnienie...
Tego było za dużo. Przez natłok emocji Prynia zemdlała.

Józef stał niedaleko. Mimo, że widział jak kobieta traci przytomność i opada na ziemię, szczerze... miał to w tej chwili głęboko w (żeby nie powiedzieć brzydko) poważaniu. Kazał zanieść ją do jej domu, i powiedział, żeby ktoś przy niej był, kiedy się ocknie.

Było już ciemno, kiedy się przebudziła. Zastanawiała się, czemu ją zostawił, mimo że unieważnił wyrok w postaci spalenia.

Może on mnie nie kocha... - pomyślała. Bardzo chciała być przez kogoś kochana. I myślała, że zrobił to z miłości do niej. Jednak, myliła się...

Wtuliła się w miękką poduszkę i odpłynęła w głęboki sen. Śniło jej się wymarzony ślub z ukochanym... To jak mieszkali w dużym domku i wychowywali swoje dzieci...
Było to coś pięknego.

Niestety życie nie zawsze daje nam to, czego oczekujemy...

Prynia już nigdy nie spotkała się z marszałkiem. Nigdy nie wyszła za mąż, gdyż wiadome było, że nikt by nie chciał poślubić jej ze względu na urodę.

Nie zrezygnowała z pracy nauczycielki i nadal uczy historii, i męczy biedne dzieci.

Historia miłosna Pryni i PiłsudskiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz