Powód czwarty

132 27 0
                                    

"Cuda nie istnieją"

          Absurd, bo jak inaczej wytłumaczyć, że w niedzielne popołudnie zamiast siedzieć nad kolejnym bezsensownym obrazem, biegła przez miasto, próbując nie upuścić niewielkiego pakunku. Niebo znów wylewało swoje łzy, chodniki były puste co ułatwiało jej przemieszczanie się. Nie myślała, po tym jak wszczęła nie małą kłótnie w kawiarni, zabrała swoje zamówienie i pognała w jedyne miejsce jakie przyszło jej do głowy.

        Zdyszana wbiegła do szpitala, po czym ruchem głowy strząsnęła z siebie przemoczony kaptur. Nawet nie przystanęła, aby wytrzeć buty tylko od razu pognała w stronę recepcji. Pielęgniarka podskoczyła przestraszona, gdy Danielle z trzaskiem postawiła paczkę na ladzie.

        – Jest Roger... znaczy doktor Collins – poprawiła się natychmiast. 

       Kobieta spojrzała na nią, opuszczając lekko okulary i znudzona wróciła do pracy.

       – Korytarzem prosto i w lewo – wymamrotała ledwo słyszalnie.

       Brunetka podziękowała skinieniem, po czym skierowała się w stronę wyznaczonego kierunku. Nie chciała się do tego przyznać i sama skutecznie wypierała to ze swojego umysłu, ale nie przyszła tu po to, aby dręczyć starego znajomego. A mianowicie siedziało w niej coś co nie pozwalało do końca zapełnić kartek szkicownika. Zwolniła, gdy mijała jedną z sal, zerknęła przelotnie na leżącą na łóżku dziewczynę, jednak miejsce obok było puste. Tym razem poczuła zawód, od razu po dotarciu na miejsce przysiadła przy wolnym stoliku i wyjęła zeszyt. Chciała go pospiesznie przekartkować, lecz niestety padający od rana deszcz dostał się również do jej torby. Przeklęła pod nosem, ostrożnie rozklejając ostatnie strony. Wstawiony automat z kawą zaszumiał przerywając panującą ciszę. Zgrzytnięcie odsuwanego krzesła zadźwięczało w jej uszach.

        – Problemy z pogodą? – lekko zachrypnięty głos wyrwał ją z prób ratowania szkiców.

       Danielle uniosła wzrok, napotykając lodowe oczy chłopaka. Wyprostowała się, nie wiedząc co zrobić, a tym bardziej co powiedzieć. Brunet zmarszczył brwi na widok częściowo rozmazanych rysunków, po czym chwycił szkicownik w dłonie. Każda jej komórka ciała krzyczała, aby coś zrobiła, zabrała tak cenny dla niej przedmiot, jednak nie drgnęła nawet o milimetr. Chłopak przyjrzał się dokładnie każdej linii, po czym spojrzał na nią niepewnie.

      – Masz niezłą pamięć fotograficzną  – przyznał. – Myślę, że da to się jeszcze  uratować – dodał po chwili, przekręcając wilgotną kartkę.

      – Dziękuję, poradzę sobie – odezwała się wkońcu, wyciągając rękę w stronę nieznajomego.

       Brunet cofnął się uśmiechając lekko.

      – Zanim dojdziesz do domu nic z tego nie zostanie, a żal takich ładnych szkiców.

      Co prawda serce jej się krajało na widok posklejanych stron, ale nie miała odwagi, żeby się nawet odezwać i poprosić o pomoc.

       – Mam suszarkę w szafce, to zajmie chwilę – mówił dalej, lustrując dziewczynę od stóp do głów.

       Danielle westchnęła głośno, skrzyżowała ręce na piersiach i odpuściła. Bez słowa podążyła za chłopakiem, zabierając ze sobą niewielki pakunek. Przez moment zawahała się, gdy dotarła do sali, w której leżała dziewczyna. Czuła się dziwnie przekraczając próg, jakby wchodziła komuś z butami w sam środek życia. Dźwięk działającej suszarki przywołał ją do porządku, nie patrząc na chorą, skierowała się w stronę szumu wprost do niewielkiej łazienki.

      – Trzymam ją na wszelki wypadek, gdyby moja siostra się wreszcie obudziła – odezwał się, widząc pytający wzrok ciemnowłosej. – Nienawidzi chodzić z mokrą głową.

       Ostatnie słowa, jakie wypłynęły z jego ust nie były tak optymistyczne jak reszta, a pogodny uśmiech zniknął z twarzy, robiąc miejsce bólowi.

       Nigdy nie wiedziała co robić w takich sytuacjach, zawsze uciekała od trudnych tematów. Po za tym nie miała dużo znajomych, z którymi mogłaby wogóle porozmawiać.

        – Lucas, nie przedstawiłem się wcześniej –stwierdził po kilku minutach, przekręcając kartki w szkiciwniku.

        – Danielle – odpowiedziała, gdy tylko suszarka zakończyła swoją pracę.

         Odebrała od chłopaka obiekt całego zamieszania, po czym spojrzała  na trzymany pakunek.

        – Weź, miał być dla kogoś innego, ale patrząc na godzinę już mu się chyba nie przyda – wymamrotała,  wyciągając rękę.

        Lucas zawahał się, jednak przyjął niewielki prezent, zapach ciepłego kawałka ciasta oraz kawy wywołał u niego uśmiech. Zapewne była to najmilsza rzecz jakiej doświadczył od bardzo dawna. To nie była litość. Fakt,  było jej żal tego, iż przesiadywał tu całe dnie, ale nie zrobiła tego z politowania. Po prostu poczuła się jakby to ona znowu czekała na jakiekolwiek znaki życia od umierającej matki i w jednym momencie żołądek podszedł jej do gardła. On jeszcze się łudził, było to widać w sposobie jakim mówił o chorej siostrze. Lecz to właśnie wiara jest najgorsza, bo nie pozwalamy dopuszczać do siebie najgorszego. Tego, że cuda nie istnieją.

      

WierzęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz