Wierzę

142 23 10
                                    

             Stała w cieniu drzew już od dobrej godziny. Jak tchórz obserwowała z ukrycia swój cel. Siedział na ławce tuż przed klatką schodową i od kilku minut zaciekle z kimś rozmawiał przez telefon. Jego pewna postura zniknęła. Zastąpiły ją zwieszona głowa i podłamane ramiona. W pewnym momencie już całkowicie nie reagował na to co słyszał w słuchawce. Przytakiwał, wpatrując się w martwy punkt przed nim. Myślał o niej, o tym, że może nie potrzebnie odpuścił i nie pobiegł za nią tamtego wieczoru. Była skrzywdzona. Ciągle wypominała sobie rzeczy, na które niestety nie miała wpływu, a on w tym wszystkim chciał być tym, który wyciągnie ją na brzeg. Chciał, żeby ludzie na nią patrzyli, ponieważ w głębi duszy bała się zostać sama. Chciał, żeby ją lubili, ponieważ czasami gdzieś w środku nienawidziła samej siebie. Jednak, gdy coraz bardziej nad tym myślał, zdawał sobie sprawę, iż przecenił własne siły. Ot tak porwał się na głęboką wodę bez umiejętności pływania i powrotu na ląd.

          A ona wciąż tam stała, chcąc usłyszeć jego myśli. Już bez strachu, że zostałaby odtrącona, bo najzwyczajniej w świecie wiedziała, że tak będzie. Przygotowała się na to, o ile można w ogóle coś takiego zrobić. Do tej pory uciekała i mogła uciekać w nieskończoność, ale dzięki niemu zrozumiała, iż nie ważne gdzie się zatrzymasz, życie dopadnie cię również tam. Zaczęła wierzyć w swoje siły, bo nawet jeżeli ten boski plan istniał, to musiała go jakoś przetrwać. 

          Gdy wreszcie wstał i zniknął w budynku, ponownie poczuła pustkę. Nie mogła się ruszyć z miejsca, a przecież wiedziała, że musi to zrobić, przecież tak postanowiła. Wszystko już miała zaplanowane w głowie, każdy kolejny krok, jednak to nadal było dla niej trudne. 

         Nabrała powietrza w płuca, chcąc się uspokoić i w końcu ruszyła przed siebie. Ostrożnie wdrapała się po schodach na dobrze znane piętro, po czym zatrzymała się tuż przed drzwiami. Długo odwlekała ten moment, jej dłonie drżały, gdy niespokojnie obracała w nich kopertę, do której jeszcze wczoraj czuła obrzydzenie. Lecz tym razem wiedziała, że prócz pieniędzy jest tam coś jeszcze co mogłaby wyrecytować nawet w środku nocy. 

        Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc ciche krzątanie za drzwiami. Położyła kopertę na wycieraczce i zeszła po schodach w dół wystarczająco szybko, aby się nie rozmyślić. Mijała przechodniów czasem zahaczając ich ramieniem, ale nie robiła z tego żadnego problemu, bo podjęła pewną decyzję. Wciąż myśląc o słowach Lucasa na temat jak bardzo przypominała mu siostrę postanowiła zabić cząstkę siebie, aby to on mógł normalnie żyć. Odeszła, zgadzając się na pracę oddaloną kilometry stąd w zamian zostawiając tylko kilka jakże cennych słów.

        "Dziękuje za to, że pokazałeś mi jak żyć. Dziękuje, że we mnie uwierzyłeś chociaż już dawno straciłam nadzieję. Nadal boję się przyznać do tego co czuję i do wszystkiego co w mojej głowie, ale jednego jestem pewna. Nigdy nie starałam się tak bardzo jak dla Ciebie i może spotkamy się kiedyś za dziesięć lat i zaczniemy od nowa, bo byliśmy najlepszą rzeczą, która nie powinna się wydarzyć. Jeszcze raz dziękuję, dzięki tobie WIERZĘ"

           

WierzęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz