@Arikage kocham Cię. <3 Ale następnym razem dam Ci rozdział na dokumencie google. ;-;
- Jasne! Najłatwiej jest uciec! - krzyknęła blondynka, kiedy już otwierałem drzwi. - Jeśli wyjdziesz, możesz już nie wracać! - był to już klasyczny tekst po każdej naszej kłótni, kiedy chciałem zniknąć na kilka godzin i ochłonąć. Zatrzasnąłem za sobą drzwi z głośnym hukiem i w obawie, że dziewczyna będzie chciała mnie zatrzymać jak to czasami miała w zwyczaju, w popłochu zbiegłem ze schodów i czym prędzej wyszedłem z bloku, w którym mieszkałem wraz z Pacyfiką - moją dziewczyną. A może byłą dziewczyną? Kogo ja próbuję oszukać? I tak do niej wrócę, jak za każdym razem.
Wyjąłem paczkę czerwonego marlboro z kieszeni kurtki i włożyłem papierosa do ust, następnie schowałem z powrotem pudełeczko na miejsce i sięgnąłem po zapalniczkę, którą miałem w tej samej kieszeni co papierosy. Zapaliłem fajkę i mocno zaciągnąłem się dymem. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zacznę palić? Że kiedykolwiek zrezygnuję z regularnego uczęszczania na uczelnię, by uszczęśliwić tym jedną osobę. Że porzucę swoją ukochaną rodzinę dla jednej dziewczyny.
Nogi samowolnie stawiały duże, powolne kroki, prowadząc mnie donikąd, podczas gdy myśli obiegały tylko jedną osobę i wszystko co z nią związane - Pacyfikę. Nie miałem pojęcia dokąd mogę iść, zatrzymać się i przemyśleć to wszystko. Słońce zaszło już dawno za horyzont, a czas biegł nieustannie, coraz to szybciej i szybciej. Byłem już w różnych miejscach należących do mojej przeszłości. Stałem pod drzwiami mojego dawnego domu, w którym mieszkałem przez ponad dwadzieścia lat. Z okien wydobywało się żółte światło, a zza drzwi tętniące życiem, a zarazem szczęściem odgłosy. Nie miałem odwagi, by zastukać w drewniane drzwi, więc szybko stamtąd odszedłem. Byłem też pod moją uczelnią, od której to wszystko się zaczęło. To tam poznałem Pacyfikę - niezwykle słodką i urodziwą dziewczynę, która wywołała w moim życiu tyle uzależnień i tyle lawin nieszczęść.
Obecnie znajdowałem się u progu baru, do którego chodziłem kiedyś po zajęciach wraz ze znajomymi, a potem razem z nimi i Pacyfiką, aż w końcu przestałem odwiedzać to miejsce, ze względu na nalegania blondynki. Wbrew temu, że nie przychodziłem tutaj tylko rok, wiele się zmieniło. Przykładowo stary, tandetny, rozwalający się już szyld i okropna nazwa, a przed drzwiami klubu stał obecnie ochroniarz, którego kiedyś nie było. Wszedłem do baru bez najmniejszych problemów, pozbywając się uprzednio kolejnego z kolei wypalonego papierosa. Mimo że od jakiegoś czasu na niebie gościł mrok i piękny, lśniący księżyc, w pomieszczeniu nie było jeszcze wielu gościu.
Podszedłem do jednego z barmanów i zamówiłem kufel lanego piwa, z góry zapłaciłem, i kiedy tylko dostałem trunek, natychmiast udałem się do najmniej dostrzegalnego miejsca w pomieszczeniu. Nie chciałem wpaść przypadkowo na któregoś z moich dawnych znajomych czy przyjaciół. To zabolałoby, gdyby z uśmiechem na twarzy zaczęliby mnie wypytywać: jak tam u mnie? Dlaczego przestałem się odzywać? Czy wciąż jestem z Pacyfiką? Czy wciąż uczęszczam na ten sam kierunek, bo ostatnimi czasy nie widują mnie na zacjęciach. Wziąłem łyk gorzkiego piwa i zacząłem rozmyślać.Muzyka dudniła coraz to głośniej, a klientów w klubie było zdecydowanie więcej. Lekko już zamroczony alkoholem chciałem odejść od stołu i najzwyczajniej w świecie wyjść z baru i udać się do najbliższego parku, by przenocować na ławce. Jednak moje samopoczucie utrudniłoby mi na tyle skutecznie przeciśnięcie przez bawiący tłum, że postanowiłem nawet nie ryzykować i czekać grzecznie, aż w sali będzie dużo mniej gości lub moje samopoczucie trochę się poprawi.
Czas mijał mozolnie, dopóki nie przysiadł się do mnie czarnowłosy chłopak z niezwykle pięknymi zębami, które wręcz mnie onieśmielały. Jego lekko przydługie kręcone włosy słabo odbijały różnokolorowe światła lamp, dodając mu iście młodzieżowego wyglądu. Postawił swój kufel piwa na stole, po czym zaczął mnie zagadywać:
- Cześć, przyszedłeś sam? - Szybko podniósł swój dzban i wziął niewielki łyk złocistego napoju.
W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową, nie mając ochoty na kontynuację rozmowy.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, co? - pytając zaśmiał się. - No cóż, jestem Patrick, a ty?
- Dipper.
- Cóż... Dipper, ktoś cię wystawił, żeś taki przygnębiony? - położył mi rękę na dłoni, którą akurat miałem na stole. Zignorowałem to i niezrażony tym, nie odsunąłem ręki.
- Niezupełnie - odpowiedziałem.
- W takim razie... - przerwał na chwilę, po czym kontynuował. - Może miałbyś ochotę pójść ze mną na zaplecze?
Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Zdziwiła mnie propozycja Patricka. Zacząłem się rozglądać po tłumie - nie dostrzegałem żadnej dziewczyny. Zacząłem łączyć ze sobą poszczególne wątki: zmiana nazwy i szyldu, sami mężczyźni w klubie i w końcu sama propozycja - w duchu strzeliłem sobie porządnie z liścia w twarz, czy mogło być jeszcze gorzej? Właściwie owszem, gejowski bar jest dużo lepszą opcją niż spotkanie dawnych przyjaciół, po czym tłumaczyć im się dlaczego zerwałem z nimi kontakt.
- Wybacz, ale nie jestem zainteresowany - odpowiedziałem po dłuższej chwili milczenia. Miałem dość już wiercącego na wskroś wzroku Patricka. - Może kiedyś.
- Szkoda... - westchnął. - Jesteś uroczy i w stu procentach w moim typie - dodał, kiedy wstawał od stołu, a następnie odszedł.
Cieszyłem się, że brunet nawet nie próbował na mnie naciskać. Nie bardzo uśmiechało mi się - jak to wcześniej ujął Patrick - iść z nim na zaplecze i (jak da się domyśleć) robić z nim te wszystkie rzeczy, które robiłem z Pacyfiką. Kiedy miałem pewność, że mężczyzna oddalił się już wystarczająco daleko, podniosłem się z miejsca i zacząłem przeciskać przez upierdliwy, zajęty sobą tłum, który popychał mnie to w jedną stronę, a to w drugą. Sporo wysiłku kosztowało mnie, by nie wpadać na innych lecz moje starania były na próżno, przez co za każdym razem musiałem z osobna wykrzesać z siebie dość głośne ,,przepraszam", na które i tak za pewnie poszkodowany nawet nie zwrócił uwagi.
Nie miałem pojęcia jak wiele już przebyłem tego przepełnionego ludźmi trójkąta bermudzkiego, jednak nie miałem już sił, by uchronić się przed wpadaniem na innych. W końcu wpadłem na niewłaściwą osobę. Przełknąłem głośno ślinkę, kiedy ogromny mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Bardzo przepraszam - wyjąkałem i wycofałem się o krok, może dwa. Gdybym mógł, cofnąłbym się jeszcze dalej, ale niestety, dotknąłem plecami kolejną osobę. Na moje szczęście facet za mną nie zwrócił na to nawet uwagi.
- Dobrze się czujesz? - mężczyzna, na którego wpadłem, zapytał o dziwo z troską w głosie. - Chodź, pomogę ci dotrzeć do baru. - Wszystko działo się zbyt niespodziewanie i o wiele za szybko, przez co nawet nie próbowałem zaprotestować i odejść w kierunku wyjścia, tylko posłusznie szedłem za prowadzącym mnie facetem.
CZYTASZ
Odszukać szczęście
FanfictionPo kolejnej kłótni z dziewczyną, Dipper wychodzi z mieszkania. Los chce, by trafił do gejowskiego baru, gdzie spotyka Billa Ciphera. Okładkę wykonała: @Barusnim