Bo wszystko wydaje mi się przewidywalne.

13 0 0
                                    


- Wiem! Powiem, że u mnie wszystko dobrze. Że stara bida, a na nową nie stać. Zawsze tak mówię. No bo niby kogo tak naprawdę interesuje co u mnie? Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym. W głowie w tym czasie jakieś już myśli się kłębią. Pierwsza myśl - słyszę Arkadiusza. Pewnie przyszedł po Chudego i zaraz do pracy. "Do "ogrodów", jak mówiliśmy w skrócie na Garden Angels - firmę, która zajmuje się projektowaniem i konstrukcją przydomowych ogrodów. Niestety, dla moich kuzynów znaczyło to mniej więcej tyle, że będą musieli dobrych parę godzin machać w pocie czoła łopatami za jakieś siedemdziesiąt funtów, bo tyle w przybliżeniu wynosi ich dzienna stawka. - Powodzenia. - pomyślałem, wdzięczny losowi, że to nie moja pora wstawać i wróciłem do spania.

Około godziny dziesiątej znowu przetarłem oczy. Podniosłem do ust czerwony kubek z drewnianej, trzyszufladowej szafki nocnej, która wygląda jakby przeżyła co najmniej pół wieku. - Dobrze, że jest. - pomyślałem w duchu, po czym zwilżyłem gardło łykiem wystygłej już dawno herbaty z cytryną.

Zwyczajowo "Minutka" earl grey, bo żółty kartonik przyciąga moją uwagę już z daleka w "Ciapaku", a właściwie sklepie 7days, znajdującym się na deptaku w Yeovil. Szybkim ruchem zgarniam herbatkę z półki i udaję się do kasy. Krótka wymiana uprzejmości:

- Is everything under control, my friend? - pyta, uśmiechnięty jak zawsze sprzedawca arabskiego pochodzenia, którego imienia nie pamiętam.

- Yeah, as always - unoszę brew, jak gdyby to pytanie wydawało mi się zupełnie niedorzeczne.Po chwili puszczam porozumiewawczo oczko i wymieniam uścisk dłoni.

- Nigdy mi tego nie zapomni. - pomyślałem, po raz kolejny przypominając sobie sytuację z wakacji, gdzie w stanie maksymalnego upojenia alkoholowego dokupowałem w towarzystwie Moniki kolejne flaszki, wypełnione tym cudownym nektarem, zwanym wódką. "Disconnected", jak zwykłem mawiać. Z obejrzanych zdjęć, filmików oraz relacji naocznych świadków wynikało, że jednak nie do końca tak "always" jak śmiałem twierdzić, ale... Wiadomo. Raz nie zawsze.

W tym czasie zdążyłem rozsunąć czerwone kotary, blokujące dostęp światła do mojego pokoju. Mamy słoneczny niedzielny poranek. Wpadłem na pomysł, że posprzątam, bo w kuchni - szczerze mówiąc - zrobił się straszny chlew, m.in przez toster, dzięki któremu to jedyne obecnie miejsce do którego Jaś i Małgosia byliby w stanie dojść po śladach z okruszków, że o stosie niepozmywanych naczyń nie wspomnę.

Wbiegam do przedpokoju i ledwo wyhamowuje przed wejściem do kuchni. Moim oczom ukazuje się paskudny widok. Podłoga wygląda koszmarnie, zupełnie jakby wczoraj ucztowały tam trzy świnki rodem z baśni braci Grimm. Przynajmniej marzyłem, żeby tak było, bo mógłbym wcielić się w rolę złego wilka i tak chuchnąć i dmuchnąć, by szybko pozbyć się stąd tego syfu. No cóż... Powiedziałem A, muszę powiedzieć B! Tak więc, tanecznym krokiem udałem się z powrotem do pokoju, celem zapalenia trawy. - To rozgoni czarne chmury - pomyślałem i z uśmiechem przystąpiłem do konsumpcji. "Stay Alive" - głosi napis na bongo, które trzymałem w dłoni. Mało kto wie, że zakup tego ustrojstwa wraz z czapką z wizerunkiem liścia maryśki to mój wyraz sprzeciwu przeciw umowom długoterminowym. Dokładnie tego dnia miałem wybór, kupić sprzęt do palenia, albo wejść w umowę z operatorem jakiejś angielskiej sieci komórkowej, po to, żeby otrzymać telefon.

- Dwa lata po pięćdziesiąt pięć funtów miesięcznie za nowego samsunga, czy tyle samo za siódemkę palenia jednorazowo? - sens wypowiedzianych właśnie słów dotarł do mnie błyskawicznie i już po chwili znałem odpowiedź. Właśnie przez takie, na pozór błahe decyzje skończyłem tutaj, w Yeovil. - A teraz mógłbym być z nią. - zauważam smutno, co natychmiast odbija się na mojej twarzy dziwnym grymasem. Przyklejony przez trawsko uśmiech Jokera miesza się ze smutkiem na skutek wspomnienia. Na pozór komiczne, ale nie śmiałbyś się, gdybyś wiedział co właśnie czuje. Patrzę jeszcze przez chwilę w stronę, gdzie jeszcze do niedawna stała ona, uśmiechając się przy tym głupkowato. - Jaki typ... C'est la vie - wymamrotałem niepewnie, jak gdybym sam siebie próbował przekonać. Na próżno.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 27, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dlaczego mnie to tak nudzi?Where stories live. Discover now