Szło nam się całkiem miło, tak rozmawiając o różnych rzeczach, które nam po prostu przyszły do głowy. Sanyuu był bardziej rozmowny niż kiedykolwiek, czym mnie aż zdziwił. Czasami też się uśmiechał, co sprawiało, że na jego twarz wchodziło Słońce, rozjaśniając wszystko aż po jego oczy. Aż miło się na niego wtedy patrzyło i chyba nie tylko ja tak uważałem; kilkoro przechodniów się na niego po prostu gapiło z rozdziawionymi ustami, gdy akurat był uśmiechnięty. Nie dziwiłem im się; był nieprzeciętnej urody i chyba w jego żyłach krążyła nie tylko japońska krew. Gdy się go o to zapytałem, odpowiedział, że jeden z jego przodków pochodził z Kanady, ale nie powiedział wprost który. Albo nie miało to znaczenia, albo po prostu nie chciał o tym mówić, więc nie naciskałem. Nie dowiedziałem się także, dlaczego wcześniej zachowywał się, jakby mnie nie znał albo czemu chciał, żebym mówił do niego po imieniu. Tak szczerze mówiąc, nawet nie miałem odwagi się o to zapytać. Będzie chciał mi powiedzieć, to tak zrobi, ja poczekam.
Niespodziewanie dotarliśmy do mojego domu. Ten blondyna był trochę dalej, więc zdecydowaliśmy się tutaj pożegnać. Zostałem obdarzony dziwnym spojrzeniem, którego nie potrafiłem zinterpretować i przez chwilę patrzyłem za moim kolegą, gdy ten szedł do siebie. Miał dosyć dużo zakupów, które wyglądały na ciężkie, ale chyba mu to nie przeszkadzało. No tak, w końcu chodził na siłownię, jak wcześniej powiedział. Chyba też powinienem, bo jednak z moją siłą nie było zbyt dobrze, pomimo chodzenia na aikido.
Krzywo się do siebie uśmiechnąłem, po czym przeszedłem przez furtkę i nawet nie zdążyłem całkowicie otworzyć drzwi, gdy napadło mnie stado rozwrzeszczanych dziewczyn (czytaj: moje siostry i mama).
- Kim był ten przystojniak? - zapytała Aoihime, ciągle patrząc się za znikającym już za drzwiami Sanyuu.
- Twój chłopak?
- Twój przyjaciel? - zapytała mama w tym samym czasie, co Mefuyu to powyżej. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć, więc po prostu westchnąłem.
- Przeniósł się do mojej klasy dwa tygodnie temu i tak się przypadkiem złożyło, że mieszka tu w okolicy - odpowiedziałem, akcentując te cztery wyrazy. Skierowałem je w szczególności do mej młodszej siostry, prosząc ją przy tym, by pohamowała swoją zepsutą wyobraźnię. Naprawdę muszę z nią o tym porozmawiać, to nie jest normalne. Mefuyu wygięła usta w podkówkę, wyraźnie zawiedziona. Chciałem znowu westchnąć, ale się powstrzymałem.
- Ale jest twoim kolegą, prawda, Kin-chan? Inaczej byście ze sobą nie gadali, co nie? - ciągnęła mama. Odwróciłem się w jej kierunku, najpierw ściągnąwszy buty. Podałem jej torbę z zakupami i potwierdziłem. Mogłem tak uważać, że Sanyuu był moim kolegą, niech jej już będzie. Teraz muszę wracać. Zignorowałem już zupełnie zostawione za mną przedstawicielki płci żeńskiej i przeniosłem się do mojego pokoju.
Zająłem zostawione przed moim wyjściem miejsce przy biurku i złapałem zeszyt od matematyki. Tym razem mogę w końcu odrobić te lekcje, już raczej nikt mi nie przeszkodzi. Do zachodu Słońca zostały prawie dwie godziny, czyli światła powinno być wystarczająco, by nie włączać lampki stojącej na biurku. Otworzyłem zeszyt i książkę na odpowiednich stronach, po czym złapałem długopis. No, czas się wziąć do roboty.
**
Kolejny dzień, ta sama rutyna, ta sama droga. Jednak dzisiaj było trochę inaczej. Była środa, "dzień dobroci dla głodujących uczniów", jak to nazywali prawie wszyscy. Chodziło w tym o to, że na każdej przerwie rozdawane były różne przekąski i napoje, za marne grosze, których nie można było nawet nazwać ceną. Działo się to raz na pół roku i szczerze mówiąc nie mam pojęcia, kto to organizował i skąd brał na to pieniądze...
Ale to nie o to mi chodziło w tym wszystkim, że ten dzień był inny niż każdy. Po prostu o czymś wiedziałem. Wiedziałem, że mój nowy kolega z klasy mieszkał w mojej okolicy, kilka domów obok mnie. I tyle. W końcu nie będę musiał sam pokonywać tej nudnej drogi pociągiem, gdzie nie miałem co robić. Lepsze takie dziwne towarzystwo od żadnego.
Coś mi jednak nie pasowało. Nigdzie nie widziałem Sanyuu, a rozglądałem się dookoła, idąc na dworzec. Tam także go nie było. Albo wyszedł wcześniej, albo się spóźni, przecież mu nie mówiłem, którym pociągiem jeżdżę, więc było to możliwe. Tak też myśląc, wsiadłem tym razem do odpowiedniego wagonu, wspominając sytuację z wczoraj, kiedy to się pomyliłem i miałem problem z wyjściem.
Niespodziewanie poczułem tamten delikatny i jednocześnie pewny dotyk na moim nadgarstku, na wysokości bransolety od Aoihime. Było to takie realne, że aż się tam spojrzałem, ale nie, nikt mnie nie trzymał. Sięgnąłem drugą dłonią i opuszkiem palca lekko dotknąłem mojej skóry. Niewidzialne palce zniknęły, ustępując miejsca mojemu dotykowi. Zamrugałem i potrząsnąłem głową, po czym spojrzałem się przed siebie. Przez resztę drogi czytałem podręcznik do biologii, z której miałem mieć dzisiaj sprawdzian.
**
Sanyuu nie było w szkole. Jego szafka na buty zawierała obuwie zmienne, które musiał odłożyć tam wczoraj po południu. Wzruszyłem na to tylko ramionami i udałem się do mojej klasy. Czyli wygląda na to, że chłopak się po prostu spóźni, każdemu to się zdarzało.
Usiadłem do mojej ławki, drugiej od tablicy w pierwszym rzędzie od drzwi. Przede mną ziała pustka, ale jeszcze nic z tym sobie nie robiłem. Minęło przecież dopiero kilka minut od kiedy wszedłem do szkoły i nie widziałem blondyna. Nie mogłem pozbyć się tego dziwnego uczucia, które mnie opanowało, gdy zadzwonił dzwonek, a ławka przede mną wciąż była wolna.
Kiedy minęły trzy lekcje, a Sanyuu wciąż nie było, nie mogłem przestać myśleć o tym, że coś musiało mu się stać. Nie miałem pojęcia, czemu tak bardzo o tym myślałem, przecież dopiero w ten poniedziałek ze sobą gadaliśmy po raz pierwszy, nie mogliśmy tak od razu zostać przyjaciółmi czy coś takiego. Był ledwie kolegą z ławki przede mną, a nie kimś, o kogo powinienem się martwić...
- Toishi-kuuun - powiedział ktoś nagle, przerywając moje rozmyślania. Zamrugałem ze zdziwieniem, jakby wyrwany z transu, po czym odwróciłem się w stronę Sanou, który się do mnie uśmiechał. Jego wyszczerz jedynie się pogłębił, gdy wyczuł moją uwagę. - Chcesz pójść z nami zapolować na jedzenie? - zapytał, a ja przez chwilę nie wiedziałem, o czym mówił. W końcu jednak przypomniało mi się, że to dzisiaj był ten "dzień dobroci dla głodujących uczniów", o którym sam wcześniej mówiłem.
"Czemu?" - chyba zdawały się pytać moje oczy, bo otrzymałem wyjaśnienie:
- Jesteś gospodarzem klasy, musisz się trochę uspołecznić.
- ...zastępcą - burknąłem, chcąc poprawić bruneta. Machnął na to ręką, mówiąc, że to jedno i to samo. Bezwiednie spojrzałem się na miejsce przede mną. Ciągle puste. Ale czego się spodziewałem? Westchnąłem i przymknąłem na chwilę powieki. - Nie chcę się uspołeczniać - dodałem po jakimś czasie, gdy mój kolega z gimnazjum czekał na odpowiedź. Nie widziałem jego miny, ale musiała, musiała, wyrażać coś w rodzaju dezaprobaty albo zawodu. Nie naciskał jednak więcej i już po chwili poszedł. Musiał wyczuć, że nie jestem w humorze.
Przez resztę dnia potrafiłem myśleć tylko o nieobecnym blondynie, którego widoku zaczęło mi brakować pomimo tego, że ostatnio widziałem go wczoraj o osiemnastej. Może podejdę do niego po lekcjach...?
.
.
.
I tak to jest, gdy wymyśla się fabuła na bierząco; nagle wenę tracisz i potem już nie wiesz, co masz napisać :'D
Taki oto sobie rozdzialik, który miał za zadanie zmusić mnie do wymyślenia dalszej fabuły. Czy mu się udało? Dowiem się podzas pisania kolejnego...
I to tyle na teraz ode mnie *wzdych*Do przeczytania! ;c
CZYTASZ
Jestem hetero! - zawieszone
Teen FictionToishi Kinichirou - chłopak przekonany o tym, że woli dziewczyny, jednak nigdy z żadną nie chodził i nawet się prawdziwie nie zakochał, mimo to z góry odrzuca możliwość bycia gejem. Jednak zaczyna mieć co do tego wątpliwości, gdy los łączy jego ście...