I'll always love you

129 12 1
                                    

Siedział sam w łazience, patrząc pustym wzrokiem na kafelki. Nie mógł w to uwierzyć. Nie, on chciał wierzyć. Łzy już dawno mu się skończyły, szatynowi pozostało tylko siedzenie na zimnej podłodze i rozmyślanie, chociaż nawet to przychodziło mu z trudem.

Na początku, gdy dotarło do niego co się stało, zaprzeczył. To normalne w takich przypadkach. Zaprzeczenie i wypieranie się, później obwinianie wszystkich na około i samego siebie, a gdy w końcu nadejdzie zrozumienie i próba pogodzenia się z tym, nie zostaje nic poza gorzkim żalem.

Płakał ile był w stanie i aż nie skończyły mu się łzy, krzyczał tak długo aż nie stracił głosu i izolował się od innych tak długo aż nikt przy nim nie został. Mógł być sam, nie chciał by ktoś teraz mu przeszkadzał.

Przesunął nieprzytomny wzrok na pudełko. Pudełko, które miało mu pomóc się uwolnić od tego całego bólu. To samo, które pomagało mu radzić sobie z problemami zanim poznał jego i to samo, które mu go odebrało.

Wziął je do ręki i otworzył, wyciągając jedną połyskującą żyletkę. Obracał ją chwilę w palcach, przypominając sobie jak wiele razy po nią sięgał w chwili kryzysu. Zdziwił się, gdy do oczy napłynęły mu łzy, był pewien, że nie jest już w stanie płakać, ale najwyraźniej się pomylił.

Przyłożył ją do nadgarstka zaczynając robić nacięcia i ignorując ból, który temu towarzyszył.

Pierwsze. Ich pierwsza randka, gdzie Louis również pierwszy raz spóźnił się do domu, przez co pokłócił się z rodzicami.
" - Gdzie ty mnie ciągniesz? Przecież wiesz, że już jest późno i będę musiał zaraz wracać... - Louis westchnął przeciągle i spojrzał na loczka, który był czymś mocno podekscytowany.

- Zamknij oczy, mam dla ciebie niespodziankę i ani mi się waż podglądać. - mówiąc to, zaczął prowadzić szatyna leśną ścieżką, sprawdzając też czy ten na pewno ma zamknięte oczy.

Szli jeszcze kilka chwil aż brunet się zatrzymał i kazał to samo zrobić Louisowi.

- Już możesz. - zielonooki przerwał ciszę nieco zbyt entuzjastycznym tonem.

Oczom Louisa ukazał się duży czarny koc, na którym były różne przekąski i napoję. Wokół stały zapalone świeczki, a pomiędzy nimi porozrzucane były czerwone płatki róż. Wszystko tworzyło swojego rodzaju atmosferę, która bardzo przypadła szatynowi do gustu.

- To niesamowite, Harry. Ja... Nie wiem co powiedzieć. - Louis odwrócił się do niego i wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać ze szczęścia.

- Nie musisz nic mówić, kochanie. Ciesz się naszą pierwszą randką. - mruknął loczek i zaprowadził mniejszego w stronę koca."

Drugie. Pierwszy pocałunek, który na zawsze pozostanie w pamięci szatyna, chociaż wcale nie był idealny.
" - Harry, postaw mnie! Ile razy mam ci mówić, żebyś mnie nie nosił? - spytał naburmuszony i starał się jakoś wyswobodzić z objęć bruneta.

- Ale ja lubię cię nosić. Jesteś taki malutki i po prostu chcę cię mieć w ramionach, gdy tylko mogę.

- Hazza, nooo... - jęknął z niezadowoleniem, choć słowa loczka sprawiły, że poczuł gorąco na policzkach.

- Mogę cię postawić, ale chcę buzi. - na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek.

Spodziewał się, że Louis na niego nakrzyczy lub poczerwienieje jeszcze bardziej, ale ten złapał wyższego za policzki i połączył ich usta. Harry miał ochotę zachichotać, gdy ich zęby lekko się o siebie otarły, a zmieszany szatyn nie wiedział co ma dalej robić. Urocze.

Znowu Będziemy Razem / ~Larry One ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz