Cześć Sammy...

7 1 0
                                    

19 lat później...

Siedziałam przy barze i leniwie sączyłam drinka. Na sali dudniło od dźwięków wydobywających się z głośników. Spoceni ludzie na parkiecie skakali i ocierali się o siebie w rytm muzyki. Czekałam na mojego chłopaka Jonasha, który powinien pojawić się za chwilę. Za namową koleżanek, weszłam na parkiet, a tłum szybko porwał mnie do tańca. W sali panował półmrok i jedynie kolorowe, ledowe światełka rzucały niebieskawą poświatę. Nie wiedząc jakim cudem znalazłam się w objęciach wysokiego, przystojnego blondyna. Dobrze się bawiłam skacząc w rytm muzyki razem z nieznajomym. Po pewnym czasie przybliżył się do mnie i położył swoje dłonie na mojej talii. Choć na początku mi to nie przeszkadzało mężczyzna zaczął coraz śmielej dotykać swoimi rękoma mojego ciała. Odepchnęłam gwałtownie natręta od siebie, rzuciłam w jego stronę kilka siarczystych wyzwisk i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, przeciskając się przez tłum, z zamiarem odetchnięcia świeżym powietrzem. Po drodze zdążyłam zgarnąć swoją torbę.

Gdy znalazłam się na zewnątrz ciepły, wiosenny wiatr owiał moją twarz, rozwiewając moje długie, kasztanowe włosy. Była bezchmurna noc. Wysoko na niebie dokładnie można było zobaczyć ogromny księżyc, a wokół niego tysiące małych gwiazdek. Wzięłam kilka głębszych wdechów, zadowolona że nie czuje już woni spoconych ludzi.

Mimo że w pobliżu nie widziałam nikogo, czułam się obserwowana. Jeszcze raz rozejżałam się dokładnie wokół siebie i przeczesałam okolicę wzrokiem. Dalej nikt nie rzucił mi się w oczy. Po chwili dźwięk dzwonka telefonu przerwał moje poszukiwanie.

Zanim znalazłam komórkę przeszukałam całą swoją torbę. Na samym dnie zobaczyłam poszukiwany przedmiot. Odebrałam go w ostatnim momencie.

-  Sam, halo? - usłyszałam znajomy głos mojego chłopaka.

- Jonash, gdzie jesteś - zapytałam lekko poddenerwowana, jego nieobecnością. W tym samym czasie usłyszałam szelest, gdzieś za mną dlatego odwróciłam się do kierunku hałasu.

- Przepraszam, ale nie dam rady przyjść, coś mi wypadło i prawdopodobnie nie wrócę już dziś do mieszkania... - mówił, ale ja przestałam go słuchałam, bo bardziej zaciekawiona byłam hałasami, które mnie prześladowały. Albo zaczynałam wariować, albo miało wydarzyć się coś na prawdę poważnego.

- Halo, Sam. Jesteś tam? - zapytał przez telefon, gdy prawdopodobnie nie odpowiedziałam na jakieś jego pytanie.

- Tak, przepraszam - odpowiedziałam, bacznie lustrując wzrokiem okolicę - Oddzwonię do ciebie za chwilę dobrze? - zapytałam nie spuszczając wzroku ze śmietników po przeciwnej stronie ulicy.

- Coś się stało? - usłyszałam w jego głosie niepokój, gdy zadał to pytanie.

- Nie po prostu... - co miałam powiedzieć, że wydaje mi się, że ktoś mnie obserwuje, że zaczęłam słyszeć dziwne odgłosy i że jest to albo jakiś demon lub coś w tym rodzaju, albo po prostu zeschizowałam - Oddzwonię za chwilę - rzuciłam i szybko się rozłączyłam. Wyjęłam z torebki gaz pieprzowy i przeszłam przez ulicę. Po cichu zbliżyłam się do śmietników, z których nie wydobywał się przyjemny zapach. W końcu zbliżyłam się na tyle by widzieć, co spowodowało hałas. Obok ogryzka po jabłku i czegoś co wyglądało jak zużyta pieluch siedział rudy kot, a w swojej paszczy trzymał dużego szczura, który nadal się ruszał. Gdy tylko mnie zobaczył, razem ze swoją zdobyczą uciekł, jak najdalej ode mnie. W ogóle mu się nie dziwię.

Czyli jednak ześwirowałam.

Pomyślałam, że na pewno świetnie muszę wyglądać w krótkiej, przylegającej, bordowej sukience i czarnych szpilkach między śmietnikami, a utwierdził mnie w tym wzrok pary, która przechodziła niedaleko. Na ich twarzy widziałam coś w rodzaju zniesmaczenia pomieszanego ze współczuciem.

Poszłam chodnikiem dalej, jednocześnie wyjmując z torebki telefon. Zadzwoniłam po taksówkę i czekałam. W pewnym momencie przypomniało mi się, że miałam oddzwonić do Jonasha, ale nie miałam teraz na to sił. Wsiadłam do taksówki i pojechałam prosto do naszego mieszkania. Po 15 minutach jazdy wyszłam z pojazdu, zapłaciłam kierowcy i ruszyłam do klatki schodowej. Wdrapanie się na drugie piętro w szpilkach i po kilku drinkach było strasznie męczące. Stojąc przed drzwiami zaczęłam szukać kluczy, ale okazało się, że drzwi były otwarte. Adrenalina pomogła mi zapomnieć o zmęczeniu i bólu nóg. Otworzyłam szerzej drzwi, a te jakby na znak protestu zaskrzypiały, przez co ktokolwiek lub cokolwiek było w mieszkaniu na pewno już wie, że nie jest samo. Odłożyłam torebkę na półkę przy drzwiach i zdjęłam szpilki, i jedną z nich wzięłam jako prowizoryczną broń. Szłam w stronę salonu, gdy nagle poczułam czyjąś rękę zaciskającą się na mojej szyi. Instynktownie przerzuciłam przeciwnika przez siebie i przycisnęłam do podłogi tak, jak uczył mnie tego ojciec. W odpowiedzi usłyszałam tylko drwiący śmiech, który przerywany był przez jęki bólu. Spod kaptura napastniczki wysunął się jeden kosmyk, jasnych blond włosów, a z jej ust wydobyły się tylko dwa słowa:

- Cześć Sammy...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 29, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SupernaturalWhere stories live. Discover now