dark rosé gives me hope

214 45 31
                                    

Miłość to pojęcie dla mnie bliskie, które oddala się, robiąc kilka kroków w tył, aby potem zawrócić i znaleźć się w początkowym punkcie. Moja interpretacja tego uczucia codziennie się zmienia, poglądy na ten temat mam w pewien sposób ograniczone. 

Marcowe słońce, w które byłem wtedy wpatrzony, irytowało mnie, rzucając na moją bladą twarz pierwsze wiosenne promienie. Gdzieś w oddali dziecko robiło gwiazdy i przewroty pod czujnym okiem swojej matki. Piszczało z radości, a dźwięk ten powodował delikatne pulsowanie w mojej skroni. 

Byłem skończony, a nawet nadal jestem. Poddając się przebiegowi spraw, zrobiłem największy błąd swojego życia. Ten cichy szept i łkanie budzą mnie w nocy, w okolicach godziny 4.20. To zawsze o tej porze wstawałeś, aby zaparzyć sobie herbatę, a następnie udać się do pracy, zostawiając mnie samego w domu. 

Nigdy nie dowiedziałem się, gdzie pracujesz, a nawet jaką profesją się zajmujesz. Wracałeś w okolicach późnego popołudnia, kiedy słońce już szykowało się, aby zamienić się miejscem na niebie ze swoim przyjacielem księżycem. A może kochankiem? 

Razem wychodziliśmy oglądać gwiazdy - ty zabierałeś koce, a ja termos z ciepłą herbatą. Po drodze rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a ja mogłem dostrzec w twoich oczach coś, co śni mi się każdej nocy.

Kiedy powiedziałem kilka słów za dużo, nie obrażałeś się ani nie krzyczałeś. Dawałeś mi jedynie delikatnego kopniaka w łydkę i obdarzałeś uśmiechem, który był pełen nadziei i zmartwienia jednocześnie. Tak, jakby coś cię trapiło. Wyżerało od środka. Widziałem, że starasz się to ukrywać, ale za dobrze cię znałem. Czytałem z ciebie jak z książki, więc dlaczego pominąłem tak istotny szczegół?

Nigdy mnie nie zawiodłeś. Byłeś na każde moje zawołanie, wspierałeś, nawet gdy chodziło o błahostki. Kiedy potrzebowałem rozmowy - rozmawiałeś, gdy chciałem ciszy, ty po prostu przytulałeś mnie i w milczeniu spędzaliśmy tak dobrych kilka kwadransów, wsłuchując się w ciche tykanie zegara, który wisiał na ścianie na przeciwko nas. Byłeś dobrym przyjacielem, najlepszym, nie sądzisz? 

W pewien sposób kochałem twoje oczy, miały piękny kształt, a w ich brązie można było utonąć, tak jak we łzach, które wylewałeś każdej nocy. Zapewne nie mogłeś ich powstrzymać, rozumiałem to, a nawet przyłapałem cię na tym kilka razy, ale udawaliśmy, że nie miało to miejsca ani prawa bytu.

Słyszałem płacz wydobywający się z drugiego pokoju, który był tłumiony przez twoją grubą kołdrę i bardzo cienkie ściany naszego małego mieszkania. Za każdym razem stałem pod twoimi drzwiami, aby zapukać w dębowe drewno i zapytać, czy wszystko w porządku, a nawet zapytać o potrzebę pomocy. Ale tchórzyłem, po paru minutach bezczynnego stania wracałem do swojej sypialni. 

Wcześnie rano widziałem twoje lekko opuchnięte powieki, które były przyozdobione cienkimi, czarnymi kreskami i delikatną warstwą fluidu. Zawsze tak próbowałeś tuszować nieprzespane noce i wczesne pobudki, ale nie tylko. Płacz też miał w tym swój udział, zdradzały cię czerwone policzki i cały czas przekrwione oczy. Coś ewidentnie było nie tak, ale cisza była najbardziej komfortowym rozwiązaniem.

Cały czas uciekałem na różne sposoby od odpowiedzialności, ale wtedy ty przekroczyłeś wszelkie granice.

Kiedy wróciłem z mojej pracy dorywczej, którą podjąłem w czasie wolnych dni pomiędzy moimi studiami, ty czekałeś w korytarzu. Siedziałeś pod ścianą, a na twoich kolanach znajdowała się ciemnoczerwona róża, z której skapywały pojedyncze krople wody. Widocznie została niedawno wyjęta z wody. Jej zielona łodyga pokryta była maleńkim kolcami.

Spojrzałem na ciebie i uklęknąłem obok. Odgarnąłem twoją przydługą grzywkę, która wpadała ci do oczu i zapytałem, czy wszystko w porządku. Odpowiedziałeś mi delikatnym skinieniem głowy, ale nie zaszczyciłeś mojej osoby nawet jednym krótkim spojrzeniem.

Westchnąłem cicho i złapałem cię za rękę. Była zimna, zdziwiło mnie to. Twoje dłonie zawsze emanowały ciepłem, a długie i smukłe palce zwykle grzały te moje - wiecznie zimne i blade kończyny, które wręcz błagały o ogrzanie.

Nagle podniosłeś swoje ciemno brązowe oczy na te moje, wręczając mi pojedynczą różę. Na początku byłem zdziwiony, ale kiedy lekko przejechałeś pąkiem kwiatu po wierzchu mojej dłoni, niepewnie złapałem ją, najdelikatniej, jak umiałem, a ty w końcu odezwałeś się po raz pierwszy od dnia wczorajszego. Twoje słowa wychodziły z ciebie na początku z trudem, potem mówiłeś coraz głośniej i pewniej, po jakimś czasie nawet utrzymywałeś ze mną kontakt wzrokowy.

To, co wypłynęło z twoich ust tego wieczora, zostanie w mojej głowie na zawsze. Do tej pory słowa te krążą po moich koszmarach, przypominając o tamtym okropnym dniu.

Pamiętam, jak wyrwałem moją dłoń z tej twojej i podniosłem się gwałtownie. Wpadłem na stojak z parasolkami, tym samym go przewracając.

Wtedy zwróciłem wzrok na ciebie. Byłeś czerwony, a z twoich pięknych oczu płynęły łzy. Przemieszczały się po twojej twarzy zadziwiająco szybko, a zaraz za nimi szły kolejne, znacząc na rumianych policzkach mokre dróżki.

Następnie spojrzałeś na mnie ostatni raz, a ja zobaczyłem smutek. Smutek tak przenikliwy, że aż przeszły mnie dreszcze, a włosy na ciele stanęły dęba. Przypatrywałeś mi się kilka dobrych minut, pośpiesznie ścierając łzy i próbując zatrzymać kolonie następnych, które już czekały, aby opuścić oczy i wyjść na światło dzienne, powodując, że wyglądałeś jeszcze bardziej żałośnie.

Podniosłeś się z zimnej, wykładanej panelami podłogi i dotknąłeś mojego bladego policzka. Nie strąciłem twojej dłoni mokrej od łez, stałem i czekałem na rozwój sytuacji. A ty delikatnie mnie pocałowałeś, aby następnie zabrać swoją czarną, skórzaną kurtkę z wieszaka i trzasnąć drzwiami, za którymi zniknąłeś, zostawiając mnie samego w wąskim korytarzyku. 

Chciałem za tobą pobiec, ale jedyne co mogłem zrobić, to płakać. Mogłem, ale nie płakałem. Żadna łza tego dnia nie stoczyła się po mojej twarzy, wystarczająca ich ilość była na twoich policzkach.

Wszystkie z gwiazd na moim małym niebie właśnie zgasły, a wraz z nimi ta najważniejsza. Nazywała się Kim Taehyung i uciekła od odpowiedzialności, która kryła się pod tym niewinnym słowem "miłość".

dark rosé | k.th × m.yg ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz