Dwaj chłopcy stali w korytarzu przed gabinetem dyrektora, Bucky chciał podziękować Stevowi i jednocześnie chciał się dowiedzieć co kierowało chłopakiem kiedy rzucił się na Nicka.
James zdecydowanie tego nie przemyślał, nie wiedział co mu się wydawało, cholera jasna, pomyślał, po prostu stwierdziłeś, że do niego zagadasz? Jesteś idiotą, Barnes.
Bucky chcąc się jakoś odezwać i przerwać niezręczna ciszę zaczął się plątać w słowach i mruczeć pod nosem, po chwili usłyszał niepewny głos Rogersa.
- James, może chciałbyś pójść ze mną na kawę? - zapytał lekko się jąkając.
Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy by wiedzieć, że chłopak nie ma złych zamiarów, zielonooki uśmiechnął się szeroko i po chwili się zgodził.
Resztę popołudnia dwójka chłopaków spędziła rozmawiając na niezobowiązujące tematy, żaden z nich nie czuł się na siłach by poruszyć temat tego co się tego dnia wydarzyło.
Gdy na dworze zaczęło robić się chłodniej a słońce powoli zachodziło Bucky I Steve postanowili wrócić do swoich domów, James starał się ukryć swoje niezadowolenie z tego powodu najlepiej jak potrafił jednak wiedział, że blondyn zauważył, że coś jest nie tak, ale postanowił tego nie komentować, zaproponował mu za to odprowadzenie go do domu jednak Barnes odmówił tak więc chwilę później każdy z nich kierował się już w swoją stronę.
Po otwarciu drzwi wejściowych Bucky od razu mógł zauważyć, że coś jest nie w porządku, w domu było cicho, zbyt cicho, chłopak nie mógł usłyszeć nawet telewizora, który zagłuszałby ciszę.
Zielonooki szybko poszedł do kuchni gdzie zobaczył swoją matkę, wyglądała na niezadowoloną, a jej lekko rozmazany makijaż wskazywał na to, że płakała.
- James, nie spodziewałam się, że dzisiaj będziesz w domu - rzekła gdy tylko go zobaczyła, no tak, przecież zazwyczaj spędzał noce w domu Nicka.
- Coś się stało?
- W zasadzie to tak, powinieneś wiedzieć, że ja i twój ojciec postanowiliśmy się rozwieść, nie muszę ci nic tłumaczyć, ale sam dobrze wiesz, że nasz związek nie miał przyszłości - rzekła spokojnie po czym poinformowała Jamesa o resztkach obiadu zostawionych w piekarniku i opuściła pomieszczenie.
Cholera jasna, czy jego matka nie miała w sobie chociaż krzty pozytywnej emocji? Czy ona zawsze musi skrywać swoje uczucia? Bucky czuł się jakby jego matka nie uważała go za godnego lub ważnego na tyle żeby chociaż okazać mu trochę współczucia, to nie tak, że ta sytuacja wpływała tylko na jej życie.
James faktycznie wiedział, że ostatnio jego rodzice jedynie się kłócili i podświadomie czuł, że rozwód to dla nich jedyne wyjście, ale zarazem miał nadzieję, że to nigdy nie nadejdzie.
Stwierdzając, że wcześniejsza rozmowa odebrała mu apetyt opuścił kuchnię i udał się do swojego pokoju, gdzie zaszył się między podrecznikami, zaczął przygotowywać się do jutrzejszego dnia.
Następne kilka tygodni było trudne dla Bucky'ego, nawał nauki i rozwód rodziców, do tego dochodziła sytuacja ze Stevem i fakt, że popadł w niełaskę swoich, jak wcześniej uważał, przyjaciół.
Szczerze, prawdopodobnie nikt nie myślał o nim w ten sposób, nikt nie spodziewał się tego, że ten z pozoru szczęśliwy chłopak, z w miarę bogatymi rodzicami, dobrymi przyjaciółmi i świetnymi ocenami, może szukać akceptacji, James doskonale zdawał sobie sprawę, że wiele ludzi miało od niego gorzej, ale czy fakt, że gdzieś przynależy byłby tak trudny do osiągnięcia? Przecież to jedyne o czym Bucky marzył.
Wiedział, że z czasem będzie mógł nazywać Rogersa swoim przyjacielem, ale na ten moment, mimo, że prawdopodobnie brzmiał żałośnie, potrzebował odrobiny miłości, współczucia, ciepła.
Od wizyty w kawiarni zaczął się dosyć często spotykać że Stevem, ale nie byl tak naprawdę pewny na czym stoi ich relacja i czego się spodziewać, aż do pewnego popołudnia, kiedy to oboje siedzieli w parku i rozmawiali, blondyn przyznał wtedy, że to on był odpowiedzialny za liściki w jego szafce jak i wyjaśnił całą sytuację Jamesowi.
Dzięki nabytej wiedzy oraz zbliżającego się rozwodu rodziców Bucky szybko postanowił co chce z tym wszystkim zrobić, ale najpierw musiał poczekać na idealny moment.
Tydzień po wyznaniu Rogersa oraz równo 5 dni przed sprawą rozwodową, Bucky napisal pierwszy liścik, zachowując się jak szpieg podszedł do szafki Rogersa i wepchał go przez szczeliny w metalowych drzwiczkach.
Minął tydzień od kiedy James zaczął pisać liściki a także tydzień, od kiedy zaczął unikać Steva, na razie zielonooki bal się konfrontacji, chociaż widział, że przecież nic złego się nie stanie, Bucky był prawie pewny, że blondyn również lubi go w ten sposób.
Barnes widział, że nie może uciekać przed problemami i pora stawić im czoła, postanowił napisać ostatni liścik z zapytaniem o randkę, jako miejsce spotkania ustalił kawiarnię, w której chłopcy po raz pierwszy tak naprawdę rozmawiali, James doskonale znał plan dnia Steva i widział, że czwartkowe popołudnia ten ma zawsze wolne. Jego dłonie drżały kiedy odkładał liścik do szafki.
"Stevie Rogersie, jeżeli w jakimkolwiek stopniu czujesz to samo co ja czuję do ciebie, spotkaj się ze mną w naszej kawiarni o 16, jeżeli się nie pojawisz będzie to równoznaczne z tym, że nic do mnie Nie czujesz, a ja to zaakceptuje,
Bucky X."Gdy odłożył karteczkę szybko udał się do kawiarni, widział, że ma jeszcze czas i to jeszcze bardziej go stresowało, wcześniej nie myślał nawet o tym, że Steve może się nie pojawić teraz jednak było to jedyne o czym mógł myśleć.
Kiedy wybiła szesnasta zaczęły pocić mu się dłonie, dziesięć minut później łzy pojawiły się w jego oczach, sam się tego nie spodziewał i nie wiedział co teraz zrobić, nie sądził, że Steve sie nie pojawi. Siedział tak jeszcze chwilę po czym stwierdził, że musi wyglądać okropnie żałośnie, postanowił wrócić do domu, wziął swoje rzeczy i zostawił napiwek na stoliku, czuł na sobie litościwe spojrzenia pracowników kawiarni i wcale mu się to nie podobało.
Zielonooki szybko popędził w stronę drzwi, nic nie mogło dobić go bardziej niż deszcz, który akurat musiał zacząć padać. Racjonalnie myśląc Bucky wiedział, że caly dzień był pochmurny i że prawdopodobnie będzie padać, ale nie mógł jednak przestać myśleć, że to chmury były załamane razem z nim, było to w pewnym sensie pocieszające.
Nie pocieszający był jednak fakt, że kiedy tylko wychodził poślizgnął się na schodach, już miał zderzyć sie z ziemią kursy poczuł czyjeś ramiona wokół siebie.
- Hej - rzekł znajomy głos. Bucky spojrzal w błękitne oczy i po chwili się uśmiechnął.
- Przyszedłeś - powiedział lekko niedowierzając.
- oczywiście, że tak - odparł Steve pewnie i to wystarczyło by zapewnić Jamesa, że teraz już będzie w porządku.
CZYTASZ
Blue Madonna // Stucky
FanfictionSteve chciał tylko pomóc Buckowi, ale przez swoje niesamowite zdolności wpadania w tarapaty zostaje częścią konfliktu pomiędzy nim a Nickiem. Sytuacja pogarsza się kiedy w grę wchodzą niezrozumiałe uczucia nastolatków z buzującymi hormonami, zaborcz...