Rozdział 1.

3 0 0
                                    

- To co mam kupić, Elle? Elle! - krzyczała Pelin, ze zniecierpliwieniem przestępując z nogi na nogę.

Podbiegłam do niej, oderwałam kawałek kartonu z przejścia i wypisałam na nim malutkim ołówkiem parę słów.

- Jak tak dalej pójdzie, będę musiała zrobić nowe drzwi - mruknęła jasnowłosa.

Kiedyś wisiała tu kurtyna, którą zrobiłyśmy z paru podartych obrusów. Jednak przy każdym wietrze zrywała się i tym samym zostawaliśmy bez drzwi. Nie było to komfortowe, więc zamieniłyśmy ją na karton.

Nie chciałam odpowiadać na tę uwagę. Było mi wstyd i czułam się winna temu, że moje rodzeństwo musi mieszkać w takich warunkach. Obiecywałam sobie wciąż, że niedługo się to zmieni.

- Dwa kokosy, granat, papryka oraz pomidory i kilka przypraw. Wiesz, rozmaryn, bazylia... - powiedziałam jej. Dziewczyna skinęła głową, a po chwili była już na zewnątrz.

Westchnęłam. Byłam stanowczo przepracowana, tak samo Pelin i Paco, ale wszyscy nie mieliśmy wyboru. Trzeba było jakoś przeżyć w tym szarym świecie. W dodatku wiecznie to ja musiałam pilnować, by przykładali się do pracy. Obawiałam się, że postrzegają mnie jako kogoś, komu tylko na tym zależy. Nie było tak. Dbałam o nich, starałam się utrzymać ich przy życiu. Tutaj za jakąkolwiek niesubordynację płaci się surową cenę.

Jeszcze tylko trochę, powtarzałam w myślach. Nawet jeśli nie wygrasz, zobaczysz Go.

Przeszłam do pokoju obok - a właściwie za wielką szafę, służącą z kolei za ścianę - i spojrzałam na leżącego na kanapie brata.

- Co robisz, Paco? - spytałam. Odetchnął głęboko i spojrzał na mnie z bólem. - Stało się coś? Nie strasz mnie.

Usiadłam przy nim i pogłaskałam go po głowie. Nie lubił tego, ale nie mogłam się odzwyczaić. Skulił się i objął kolana rękoma, jakby zabolał go brzuch.

- Naomi - szepnął.

No tak. Naomi była moją przyjaciółką, jeśli wspólne gotowanie i rozmowy w pracy można nazwać przyjaźnią. To o rok starsza ode mnie dziewczyna o idealnie gładkich brązowych włosach i karmelowych oczach, z pomocą których mogłaby uwieść każdego z Bogatych. Jednakże Paco miał 15 lat, a ona - 19. Nie miał u niej szans.

Nie potrafiłam postrzegać go jako atrakcyjnego nastolatka, bo był moim bratem. Mimo to uważałam, że jest naprawdę przystojny i cudowny z charakteru. Szalała za nim połowa dziewczyn z Bazarku, a on stracił głowę akurat dla Naomi. Widocznie, skoro jesteśmy rodzeństwem, także to jest rodzinne - zakochiwanie się w kimś niedostępnym. Świadome odtrącenie ręki, którą wyciąga do nas szczęście.

Położyłam się obok niego, rozmyślając nad odpowiedzią. Bardzo chciałam móc zwierzyć się mu tak, jak on zwierzał się mi. Z Pelin nie byłoby szans na powodzenie takiej rozmowy, jednak nie wątpię, że Paco zrozumiałby mnie doskonale. Był bardzo dorosły, jak na swój wiek.

- Słuchaj - zaczęłam. - Przejdź się po okolicy, znajdź przyjaciół. Na pewno poznasz jakąś ciekawą dziewczynę.

Spojrzał na mnie z sarkastycznie uniesionymi brwiami, zawsze mówiłam mu bowiem to samo. Ale na jego problem - podobnie jak na mój - nie ma rady jako takiej. Dlatego właśnie zapisałam się do konkursu.

Poddałam się z westchnieniem, po czym dodałam:

- No tak. Serce twe nie należy do Biednych.

Smutne, jak często muszę używać tego powiedzenia. Wieki temu brzmiało chyba "Serce nie sługa". Osoby Biedne często pracują dla tych drugich, dlatego w końcu zaczęliśmy tak mówić.

To Love in Times of LossWhere stories live. Discover now