Rozdział 3

1.9K 164 63
                                    

***Evie***

Wsadziłam drewnianą łyżkę do ust, żeby oblizać ją z czekoladowego musu. Nie ma to jak odstresować się po ciężkich godzinach na komisariacie, gotując czekoladowy przysmak. Tanecznym krokiem podeszłam do radia zawieszonego na półce obok okna i podgłośniłam muzykę wydobywającą się z głośników.

Zaczęłam kręcić biodrami czując na sobie wzrok swoich współlokatorów. Chyba byli już przyzwyczajeni do takich dziwacznych sytuacji z mojej strony. Spojrzałam na Marshala, który bacznie śledził trasę łyżki w mojej dłoni. Zgięłam delikatnie kolana i z gracją wrzuciłam ją do zlewu, zapominając o tym, że jest pełen wody.

– Kuźwa no – przeklęłam, patrząc jak moje cztery koty uciekają w popłochu do sypialni, a woda rozbryzguje się na wszystkie strony. – Przynajmniej nie będę się nudzić. – Wzruszyłam ramionami i schyliłam się by sięgnąć po szmatkę wiszącą na rączce od piekarnika.

Szybko wszystko starłam i rzuciłam ścierkę na oparcie krzesła, łapiąc za szklany pucharek z musem czekoladowym zmieszanym z wiśniami i bitą śmietaną na wierzchu.

– Cały tydzień diety na nic – mruknęłam do siebie, sięgając po srebrną łyżeczkę z szuflady, którą zamknęłam jednym stuknięciem biodra. – O Jezu, jakie to pyszne – jęknęłam, czując jak mus rozpływa mi się w ustach.

Słysząc moją ulubioną piosenkę, w podskokach podeszłam do radia i jeszcze mocniej podkręciłam dźwięk, nie zważając na ciszę nocną. Zaczęłam śpiewać w rytm muzyki, od czasu do czasu zatykając się wielką łyżką czekoladowego musu.

– Knock, knock, yeah hello it's me, I've been resurrected, You've been needing the company. – Odstawiłam pusty pucharek na blat i z dłoni zrobiłam pistolet, celując w drzwi od sypialni, w których pojawił się Max. – Bang, bang, I was history, but the way you brought me back Is a godforsaken mystery.

Nagle poczułam jak w kieszeni spodni zaczyna wibrować mi telefon, wyjęłam go więc, spoglądając na wyświetlacz. '' Gbur Dave'', zaśmiałam się pod nosem czytając nazwę kontaktu, po czym rzuciłam komórkę na krzesło kuchenne, ignorując połączenie. W końcu mamy piątek! Obiecali mi, że w wieczorne piątki będę miała spokój. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie.

– Dwudziesta trzecia trzydzieści – powiedziałam na głos. – Czas na serial – mruknęłam do siebie, biorąc w dłoń drugi pucharek, gdy nagle olśniło mnie, że w lodówce świecącej pustkami stoi, prawdopodobnie, już od dwóch miesięcy samotny sos karmelowy. – Oh yeah – zamruczałam, zdobiąc bitą śmietanę całą butelką sosu. – To jest to. Walić dietę.

Zadowolona, rozwaliłam się na miękkiej niebieskiej kanapie, nakrywając się cudownym w dotyku, puchowym kocem w czarno-czerwone paski, i włączyłam telewizor, a raczej spróbowałam go włączyć.

– Jak to brak sygnału?! – wydarłam się na urządzenie.

Nakryłam głowę kocem i wydałam z siebie okrzyk rozczarowania i gniewu. Dlaczego to wszystko musiało się akurat do mnie przyczepić? Czemu ten cholerny pech nie chciał mi chociaż na chwilę odpuścić?

Wkurzona na cały świat zerwałam się na równe nogi i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Słysząc za sobą zdenerwowaną sąsiadkę skierowałam się w stronę schodów prowadzących na dach.

– Dzwonię na policję! – krzyknęła za mną, jednak zignorowałam ją. Złapałam za klamkę od srebrnych metalowych drzwi i zatrzasnęłam je tuż przed nosem tego wrednego babsztyla.

Zaciągnęłam się głęboko zimnym, rześkim powietrzem, opierając się plecami o chłodny metal i przymykając oczy.

Musiałam się uspokoić i zapalić. Tak. Potrzebowałam fajek.

Mężczyzna z kolczykiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz