Michael, Mikael, Gloriole.

27 8 1
                                    

 Była chłodna jesienna noc. Kiedy Michael kroczył środkiem ulicy, jego naszyjnik połyskiwał chłodnym, błękitnawym blaskiem, oświetlając mury mijanych budynków. Strugi wody spływały po jego długich włosach, chłopakowi jednak to nie przeszkadzało. Nie interesowało go to, co dzieje się na zewnątrz. Mierzył się z czymś znacznie gorszym. Przetarł mokrą twarz i spojrzał w niebo z którego musiał zlecieć. Widoczność była za słaba, mógł wlecieć w wieżę kościoła, nie widząc jej nawet z metra. Że też to dziś musiało się rozpadać, przeklną w duchu. Dobiegający zza rogu hałas, wyrwał Michaela z zamyśleń. Odwrócił się, odruchowo spoglądając na ciemną uliczkę pomiędzy dwoma chatami. Mogło to być zwierzę, dzikie bądź oswojone. W końcu był w środku puszczy, nikt z zewnątrz nie wiedział, że istnieję tu osada. Podszedł bliżej i zatrzymał się raptownie, gdy w cieniu coś zalśniło. Ruszało się w wytyczonym przez siebie rytmie, wpierw w lewo, potem w prawo. Stworzenie pobłyskiwało tajemniczym, lekko zielonym światłem.

-Przybyłeś. - Powiedział cicho zachrypniętym głosem Michael. Myślałem, że wszystkich zabiłem. Wtedy, pod zamkiem. - Mruknął jakby sam do siebie.

Stworzenie nie odpowiedziało, warknęło tylko i wzniosło się w powietrze, rycząc głośno. Nim Michael jakkolwiek zareagował bestia odleciała z hukiem.

-Cholera. - Wykrzywił się, kiedy poczuł kłujący ból w głowie, blisko skroni. Jego oczy zajaśniały ciemno czerwonym kolorem.

-Pozwoliłeś mu zwiać! - Krzyknął Mikael do brata. - Znowu! Zamiast gadać do smoków, powinieneś je zabijać! - Wydzierał się, jak zawsze.

Michael przyjrzał się swojemu odbiciu w kałuży. Miał szare, przechodzące w czerń, włosy. Mikael znowu go zdominował. Dzielili ze sobą ciało od tak dawna, że przyzwyczaił się do krzyków brata.

-Gdybyś nie przestał drzeć się mi w głowie, dorwałbym go. - Powiedział, cicho prostując się. Połowa jego twarzy wyglądała jakby zdrętwiała. Mikael znowu zniknął. No tak.

Pozostawiony chłopak ruszył dalej, omijał zwinnie gałęzie i poddasza budynków. Był stanowczo za wysoki na tą wioskę. Szedł już żwawszym krokiem. To właśnie tu powinien znaleźć Krzesimira, opiekuna tej Puszczy. Podszedł do najmniejszej z chat, najbliżej położonej lasu. W mroku nocy nie mógł dostrzec jak wyglądała owa chatka, choć widział, że ze środka wydobywało się lekkie światło świec. Anioł, jak inni go nazywali, zapukał do drewnianych drzwi z pewnością siebie. Nie wiedział jak domownik zareaguje na wizytę o tej porze, jednak nie miał zamiaru siedzieć tu całą noc.

-Już idę! - Dało się usłyszeć zza drzwi.

Po chwili w wejściu stanął rudowłosy mężczyzna, nieco niższy od Michaela. Skulony i nakryty kocem spojrzał na gościa i zacmokał.

-Spodziewałem się, że przyjdziesz. Zapraszam do środka. - Powiedział łagodnym głosem i zaprowadził chłopaka do salonu.

Pomieszczenie nie było duże, mieściły się tam dwa fotele, mały stolik, kominek i regały zapełnione starymi książkami i zwojami. Podłoga, ściany i sufit zrobione były z dębowego drewna, na ścianach wisiały mapy, obrazy i notatki, a z sufitu zwisały pióra zawieszone na sznurkach. Michael usiadł na jednym z foteli. Wyglądały na stare, nakryte były szarymi kocami zasłaniającymi dziury. Chłopak przyjrzał się postawionej na stoliku świecy, która powoli dogasała. Za oknem wariował wiatr i deszcz, jakby tocząc wojnę pomiędzy sobą o to, który z nich jest silniejszym żywiołem. Michael uśmiechnął się pod nosem. Tak, jak on i Mikael, toczyli wojnę między sobą, który z nich jest w czyim ciele.

-Spodziewałeś się mnie, ale ja nie zapowiadałem swojego przyjazdu. Jak to jest? - Zapytał Krzesimira.

-Mój drogi przyjacielu, poinformowano mnie już tydzień temu. Przybyły wieści ze stolicy, że tu zmierzasz. - Rudowłosy uśmiechnął się i podał herbaty dla Michaela. - Zresztą twój kryształ da się wyczuć na kilka mil. Wariuje jak szalony, ale to z powodu Mikaela, prawda?

-Tak. Nie możemy znaleźć jego ciała mimo tego, że je wyczuwamy. Jakby ktoś je ukrywał zasłoną. - Upił łyk herbaty i skrzywił się z gorąca napoju. Odstawił kubek, wpatrując się w przyjaciela.

-Musisz iść ze mną. Słyszałem plotki - jeden z miejskich elfów powiedział mi, że za górą był wybuch. Coś spadło z nieba , emanowało dziwnym blaskiem, a potem zgasło. Boję się, że to kolejny smok. - Powiedział poważnie.

-Smok? O tej porze roku? Pojawiają się przeważnie na wiosnę. To nie może być prawda. - Leszy*, szczerze zdziwiony, spojrzał na chłopaka. - Jesteś pewien, że wspomniano o smoku?

-Tak, bez wątpienia. Podobno ktoś tam polazł, a jak wrócił opowiadał o wielkim kraterze i pozostałościach po smoku.

-Niepokoi mnie ten fakt. To ... nienaturalne wręcz. - Wstał z fotela i podszedł do okna, by obejrzeć krajobraz za zamgloną szybą. - A jeśli to kolejny? Minęły zaledwie cztery lata od wojny, nasze oddziały są ... za słabe. - Powiedział cicho, jakby sam do siebie.

Michael wiedział, czemu rudzielec tak się zachowuje. Cztery lata temu latem, kiedy to susza spowiła kraj, nieznana im dotychczas armia istot dosiadających smoki zaatakowała samo centrum stolicy. Zginął król i wszyscy na zamku. Na nieszczęście Krzesimira, jego jedyna siostra była służką na zamku. Chłopak nigdy nie pogodził się z utratą tak bliskiej mu osoby. Od tamtej pory, mimo, iż był pacyfistą, zabijał smoki bez litości. Jego uraza do tych stworzeń była coraz większa z roku na rok. Wraz z wybraniem nowego króla i pokonaniem nieznanej armii sytuacja w kraju się polepszała, miasta i szlaki targowe znowu funkcjonowały, rozwijało się rzemiosło i sztuka. Czy to wszystko miało pójść znowu na marne?

-Musimy być przygotowani, dalej nie wiemy czym są owe stwory i jakim cudem mają posłuch u tych potworów. - Westchnął i rozłożył czarno-białe skrzydła tak, aby mu nie przeszkadzały w siedzeniu.

Dla wyjaśnienia, chłopak miał w swoim ciele dwie dusze, siebie-Michaela, i swojego brata-Mikaela. Kiedy nad ciałem przejmował kontrolę jeden z braci, zmieniało ono trochę wygląd. Michael miał niebieskie oczy i białe włosy, jego brat, Mikael zaś szaro-czarne włosy i ciemno czerwone oczy. W przeszłości mówiono, że są w pewnym rodzaju pół albinosami. Tak czy siak, zawsze było widać który to który.

- Wracając do tematu, dalej wysyłasz zwierzęta aby mnie śledziły? - Zmrużył oczy, trochę przez zmęczenie, a trochę przez swoje podejrzenia.

- Martwiłem się, to chyba normalne, prawda? - Odparł spokojnie. - Jutro rano ruszymy do jaskiń. Arhae powinien dalej tam być, Blear też. Kruk mi powiedział, że jej chata pojawiła się przy kompleksie jaskiń na północ od osady. A teraz pora spać, wiesz gdzie iść. Dobranoc. - Dokończył i poszedł do sypialni, zostawiając Michaela w salonie.

Tam chłopak wspiął się po małej drabince, gdzie na poddaszu miał już przyszykowane legowisko i jedzenie. Zjadł kolacje i położył się spać.
- Myślisz, że to kolejna plaga? - Zapytał brata, zakrywając się skrzydłami.
- Nie wiem.- Odpowiedział mu w głowie. - Ale coś mi tu strasznie nie gra. - Dodał tylko. - Musimy mieć się na baczności. A teraz śpij, bo rano ciało nam zmęczone będzie. - Burknął i w taki oto sposób oboje poszli spać.

I tylko dało się słyszeć przez całą noc huk wiatru i skrzypienie chaty. Coś nadciągało. Każdy to już czuł.

Szepty GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz