W głowie miałem kłębowisko pytań. ,,Co z moją córką?" ,,Skąd wziął się potwór?" ,,Po co w leśniczówce kostnica i krematorium?" Nie mogłem znaleźć sensownej odpowiedzi na żadne z nich. W końcu postanowiłem się zatrzymać i pozwolić sobie na chwilowy odpoczynek. O ile można było tam mówić o jakimkolwiek odpoczynku, ponieważ głosy, które wcześniej słyszałem, stawały się coraz bardziej wyraźne, a z powodu wysiłku zaczął nękać mnie kaszel. Usiadłem na podłodze i w miarę możliwości rozejrzałem się po pomieszczeniu, do którego zostałem zaprowadzony przez swój strach. Pomimo wszechobecnego mroku udało mi się tam dostrzec kilka zakurzonych obrazów oraz dwa sporych rozmiarów regały z książkami. Zapaliłem jedną ze znalezionych w kieszeni zapałek i odczytałem między innymi takie tytuły jak: ,,Grzybobranie mistrzów", ,,Sarnina na sto sposobów", ,,Kobieta w lesie", ,,Perfekcyjna pani lasu, czyli jak prowadzić leśniczówkę" itd.
Było tam również zdjęcie mojej kochanej Mary wraz z jej rodziną. Córka uśmiechająca się do obiektywu z jej paromiesięcznymi bliźniakami wyglądała jak anioł, który zstąpił na ziemię, by nawracać grzeszników oraz pomagać ubogim. Jeden z tych pierwszych stał tuż przy niej szczerząc swoje żółte zębiska jakby chciał mi pokazać, że to teraz on zajmuje najważniejsze miejsce w jej życiu... Na szczęście dzieci ewidentnie odziedziczyły urodę po matce, za co nawet w tak niekorzystnej dla mnie sytuacji zacząłem dziękować Wszechmogącemu.
Wtem usłyszałem cichy szmer za moimi plecami. W tej chwili jednak i to wystarczało, by przykuć moją uwagę. Odwróciłem się i zobaczyłem swoją drugą, świętej pamięci córkę Annę. Zamarłem i w bezruchu oglądałem jak zaczyna wydłubywać sobie oko. Robiła to powoli, ze spokojną twarzą skierowaną cały czas w moją stronę. Zamknąłem oczy, jednak nie mogłem zrobić tego samego z uszami. Nieprzyjemny dźwięk przypominający wyciskanie gąbki roznosił się po pokoju przyprawiając mnie o wymioty. ,,Anna przestań!'' Zacząłem krzyczeć próbując zatkać sobie uszy. Pomimo tego dźwięk jednak dalej z łatwością się do nich przedostawał. Zaczął się robić coraz głośniejszy i wyraźniejszy, a ja przeklinałem swoje przyzwyczajenie do jedzenia bardzo sytych i tłustych śniadań. W końcu otworzyłem oczy. Błyskawicznie spotkały się one z pozostałym drugim okiem Anny. Stała jakiś metr ode mnie, a z pustego oczodołu, który pozostał po jej ślicznym szmaragdowym oku wylewał się mrok zmieszany ze strumieniem krwi.
Dopiero teraz zauważyłem, że miała na sobie sukienkę, którą dostała na święta jakieś dziesięć lat temu. ,,Pamiętasz?'' Zapytała wyciągając ręce ku mojej szyi. Oczywiście, że pamiętałem. Pamiętałem wzrok córek obserwujących mnie kłócącego się z ich matką, pamiętałem każde stłuczone tego wieczoru naczynie, pamiętałem moje żałosne obietnice odnośnie do tego, że spotkamy się wszyscy u ich cioci i tam rozdam im prezenty... Pamiętałem dosłownie wszystko... Poczułem uścisk jej zimnych dłoni. ,,Pamiętasz?!''...