3. To nie jest moje!

308 5 2
                                    

   Wróciłam do szkoły. Chodzę do niej już od paru dni i na razie nic się nie dzieje. Chłopaka w czerwonej bluzie nie widziałam. Dopóki nie nadszedł feralny piątek. Nie, nie ten trzynastego. Normalny, pochmurny piątek. Szłam na lekcję matematyki i rozmawiałam z Maricą. Weszłyśmy rozgadane do klasy ku niezadowoleniu pani Mays i zajęłyśmy swoje miejsca. Tym razem bez kłótni lekcja mijała jak zawsze wolno kiedy do klasy wszedł dyrektor. 

- Czy jest tutaj panna Mia Chett? - spytał. Zamarłam. Powoli uśmiech zszedł mi z ust. Normalnie nic bym nie powiedziała, ale nie zapominajcie, że była to matematyka z panią Mays, która już od dłuższego czasu wybrała mnie na swoją ofiarę. Więc cóż się dziwić kiedy powiedziała:

- No, Mia. Pan dyrektor cię o coś prosi. - powiedziała uśmiechając się coraz szerzej. Wstałam.

- To ja panie dyrektorze. - powiedziałam

- Panno Chett mogłaby pani wypakować cały swój plecak? - zapytał. Wybałuszyłam oczy. 

- D...dobrze. A...ale czemu? - tylko na tyle się zdałam odpowiedzieć. Podniosłam plecak z podłogi i postawiłam na stoliku. Powoli wypakowywałam zawartość plecaka. Miałam zamiar właśnie wyciągać śniadanie kiedy na podłogę wypadł woreczek z białą zawartością w środku. Zamarłam. Miałam się po niego schylić kiedy dyrektor podniósł na mnie głos.

- Nie dotykaj tego! Ani się waż! - powiedział groźnie. Wyprostowałam się nie podnosząc głowy gdyż wiedziałam co to znaczy. Mam przekichane. Dyrektor kazał mi iść z nim do gabinetu. 

- Usiądź. - rozkazał. Usiadłam.

- Co w twojej torbie robi worek z narkotykami? Dilowałaś. A może nawet sama coś zażywałaś, pani Mays powiedziała, że dziwnie się jakoś zachowywałaś. - bardziej stwierdził niż spytał. 

- Pani Mays kłamie. Od dawna uwzięła się na mnie i na moją przyjaciółkę. A jeśli chodzi o te...narkotyki- to słowo nie potrafiło przecisnąć mi się przez gardło - to nie wiem skąd się wzięły w moim plecaku. Nie mam pojęcia. Ktoś musiał mi je podrzucić. - powiedziałam ale dyrektor tylko się uśmiechnął.

- Każdy tak mówi. Zostajesz wyrzucona ze szkoły. Nie do odwołania. Musisz sobie inną znaleźć. - powiedział z zadowoleniem, że mnie zatkało. Ale nie będzie tak łatwo.

- Zaraz, zaraz. A moi rodzice? Też mają coś do powiedzenia prawda, panie DYREKTORZE. Od siedmiu boleści. - te ostatnie trzy słowa powiedziałam pod nosem, ale i tak to usłyszał.

- Uważaj co mówisz smarkulo! Uważasz się za nie wiadomo kogo, a prawdą jest, że nic nie wiesz o prawdziwym życiu! - warknął.

- Bo CO mi PAN zrobi? - krzyknęłam. - Nie dilowałam, nie wiem skąd się ta durna paczka wzięła w moim plecaku! A pan mi nie wierzy! Będę miała spokój od waszej okropnej szkoły! -powiedziałam i wstałam przewracając krzesło. 

- Młoda damo, po tych słowach możesz być pewna, że żadna londyńska uczelnia nie przyjmie cię na medycynę. - powiedział i uśmiechną się szeroko.

- Nie będzie mnie pan straszył! Nigdy nie sprzedawałam narkotyków więc nie będę płacić za coś czego nie zrobiłam! A na medycynę i tak się dostanę bo zasługuję na to za wszystkie ominięte imprezy, dyskoteki i zrezygnowanie z imprezy urodzinowej! - wrzasnęłam - Żegnam! - i wybiegłam ze szkoły. 

PorwanaWhere stories live. Discover now