.1.

616 52 47
                                    

Feliks wszedł na ganek dobrze znanego mu domu. Zawsze tu przychodził kiedy potrzebował się wygadać. Znaczy porozmawiać o swojej deprseji i poszukać pocieszenia. Chociaż zawsze mógł je znaleść u Elizy, a nawet u Natalyi. Tylko, że kochał je jak siostry, i nie chciał ich zamartwiać swoim stanem, a z nim mógł rozmawiać nawet o najgorszych rzeczach, tak jak w tedy, kiedy potrzebował pomocy psychicznej po wyjściu z Majdanka, czy po pierwszym rozbiorze, kiedy zdał sobie sprawę, że sam siebie wyniszcza.

Miał takie dni, kiedy przygniatała go jego przeszłość, to jak się stoczył i nigdy nie odbudował swowej potęgi. Te wszystkie desperackie próby wyswobodzenia się z pod władania innych krajów. Ostatecznie i tak sam nie dał rady tego zrobić, bo był zbyt słaby.

Był i jest zbyt słaby przez swój charakter. Gdyby nie puścił Prusaka, gdyby w tedy postanowił inaczej, mogło by być lepiej. Tak samo jak w wielu innych przypadkach, gdzie to pokazuje bliźnim miłosierdzie, i nadstawia drugi policzek. Według Elizy, jest zbyt dobry dla tego świata, a nikt tego nie widzi, więc powinienen zająć się sobą, nie patrząc na innych. Właściwie, to pod jej wpływem odmówił przyjęcia uchodźców, chociaż łamało mu to na początku serce, teraz rozumie o czym cały czas mówiła.

Jest zbyt miękki. To życie nie jest dla niego.

Dlatego tutaj przyszedł, ten mężczyzna nie daje się tak łatwo obrabiać innym, trochę mu tego zazdrościł.

Podszedł do drzwi i je otworzył bez pukania. Zawsze mu mówił, żeby czuł się tu jak w domu.

- Hej Franciszek, gdzie jesteś?

Poszedł do salonu, gdzie przeważnie spędzał czas. Zastał tam wyglądającego prawie tak samo jak on, śpiącego na kanapie mężczyznę. Różnili się tylko tym, że Franciszek miał trochę ciemniejsze włosy i był wyższy.

Zabrał koc z taboreta obok kominka i go przykrył.

- Generalnie, dlaczego śpisz na kanapie, co? - Uśmiechnął się lekko do "brata"

Lubił jego towarzystwo z wzajemnością. Oprócz Elizabety i Natalyi, Franciszek był najbliższą mu osobą, znał go odkąd pamięta i zawsze w jego towarzystwie czuł sie zrelaksowany.

Nigdy nie rozumiał, dlaczego wszystkie kraje wolą się nie zadawać ze swoimi 2p. Bardzo dobrze wiedział, że bez swojej 2p wersji, już dawno by oszalał.

- Mam tylko jedną sypialnię, a Gilen znowu zgubił klucze do mieszkania. - Usłyszał niski zniekształcony przez poduszkę głos.

- Nie wyjechał jeszcze do swojego kraju? Generalnie to ile on już tu siedzi?

Franciszek się podniósł do siadu i przeczesał palcami blond włosy.

- Może z dwa tygodnie? Mówił, że tu jest taniej niż u niego, a zbliżają się jego urodziny, więc Lutz, nie daje mu spokoju.

- Bezlitosny.

Rozmawiali o beztroskich nic nie znaczących sprawach, oglądając telewizor i zajadając się chipsami paprykowymi.

Po czasie doszedł nich dźwięk skrzypienia schodów. Gilen mruknął coś na przywitanie i poszedł do kuchni.

- Fran, zrobić tobie coś do jedzenia? Jak chcesz, to mogę zrobić jajecznicę.

- Jasne. A ty Fel?

- Totalnie.

Siwa głowa wychyliła się z zaciekawieniem zza ściany.

- Kto to? Nie mówiłeś, że jeszcze ktoś przyjdzie. - Podszedł do Feliksa i wyciągnął dłoń uśmiechając się przyjaźnie - Jestem Gilen Beilschmidt.

Feliks wstał i chwycił dłoń

- Feliks Łukasiewicz, ty jesteś 2p wersją Prus? Wiem, że się przedstawiłeś, ale generalnie nie mogę w to uwierzyć.

Widząc zdębienie Prus, Franciszek dodał

- Feliks jest moim 1p.

- Pierwszy raz spotykam kogoś takiego.. Ha, nawet nie znam swojego 1p.

- To nawet nie wiesz, jak tobie totalnie zazdroszczę.. - Westchnął Feliks - Gilbert, to jest największa plaga, jaka spotkała ten świat. Ale zostawmy już temat tego krzyżaka. Powiedz, jak się tobie żyje w tym przepięknym kraju?

- Wczoraj byłem w Krakowie, i wiesz co tobie powiem? Świetne macie te gołębie

Kiedy Feliks i Gilen rozmawiali i wymieniali się spostrzeżeniami, Franciszek dokładnie przyglądał się Polsce. Bardzo dobrze wiedział kiedy ma ten swój sztuczny uśmiech, którego z całego serca nienawidził. Nie rozumiał, dlaczego on się do tego zmusza. Kiedy jest smutny, nie powinien się uśmiechać i żartować, jakby nigdy nic, tylko z kimś o tym porozmawiać. Nie chciał znowu oglądać tego stanu, kiedy w środku umierał, ale dalej zachowywał się jak beztroski idiota. Nienawidził tego i nienawidził tych, przez których się tak zachowuje. 

Poszedł do kuchni po trzy piwa i wczorajszą pizze, oraz oczywiście paluszki. Rozłożył wszystko na ławie w salonie i puścił pierwszy lepszy film w tv. Oczywiście, ani Feliks, anie Gilen nie chcieli oglądać Tytanica, więc zrobili sobie maraton Epoki Lodowcowej.

Kiedy maraton dobiegł końca, piany Gilen umierał pod kanapom a Franciszek ledwo co kontaktował, Feliks toczył wewnętrzną bitwę, dotyczącą tego co ma zaraz nastąpić.

- Coś ty taki sztywny? - Wybełkotał Franciszek używając wszystkich swoich sił, żeby móc podnieść głowę i spojrzeć na Feliksa.

- Muszę iść do toalety  -  Nic więcej nie powiedział i ruszył schodami na górę, ignorując penetrujące go spojrzenie Franciszka.

Wystarczająco długo się zastanawiał, i teraz był już pewny, że tego chce. Franciszek na pewno dokończy jego sprawy i poinformuje wszystkich o tym co się stało. On sam już niczego nie zrobi ani dla siebie ani dla innych, bo chyba już zrobił wystarczająco. Jest zmęczony, chciałby dać sobie z tym wszystkim spokój. Ile można odkładać to co nieuniknione? Tym razem nie pomogłyby mu słowa pocieszenia, tak jak wcześniej  myślał. Tym razem, to już co inngo, niż zwykłe przygnębienie.

Zamknął drzwi od łazienki i usiadł w wannie. Franciszek ma ładną łazienkę, taką beżową. Wanna jest w jedynym dostępnym kącie, więc tak powinno wyjść najczyściej. Wyjął pistolet z kieszeni i przyłożył sobie do skroni. Wziął jeszcze ostatni głęboki wdech i pociągnął.



Franciszek słysząc huk wystrzału wytrzeźwiał momentalnie, domyślając się, co się właśnie stało.


Dasz sobie radę? [zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz