Rozdział 1

18.5K 498 180
                                    

***

Książka została znacznie rozbudowana, dlatego niektóre rozdziały wattpadowe zawierają dwa rozdziały standardowe. 

Miłego czytania :)

***



– Campi! – krzyknęłam w stronę uchylonych drzwi. Nie przypominałam sobie, bym otwierała je przed snem, co oznaczało, że zapewne mama próbowała mnie już obudzić. Rozejrzałam się po pokoju, nie dostrzegając żadnego ruchu. – Campi! – powtórzyłam już nieco głośniej.

Małe, białe futerko wolnym krokiem wkroczyło do mojej sypialni. Spojrzał na mnie, jakby spodziewał się zobaczyć tu kogoś innego. Na mój widok wesoło zamerdał ogonem, po czym od razu wskoczył do łóżka. Ułożył główkę na poduszce, a ja wtuliłam twarz w jego delikatną sierść.

Uwielbiałam nasze poranki. Do końca wakacji zamierzałam czerpać z nich najwięcej, ile się da, dlatego często wstawałam dopiero w porze obiadowej. Nigdy nie ukrywałam, że lubiłam długo spać, więc kiedy tylko miałam taką okazję, z chęcią z niej korzystałam.

Zwlekłam się z łóżka, przy okazji spoglądając na zegar. Wskazywał dziesiątą trzydzieści.

– Dobra, nie ma tragedii – wyszeptałam pod nosem, spoglądając na Campi'ego. Wpatrywał się we mnie swoimi czarnymi jak małe węgielki oczami. Czasem wydawało mi się, że doskonale rozumiał, co do niego mówię. Często nawet odpowiadał, na własny sposób.

Podniosłam rolety, a do pokoju w jednym momencie wpadło mnóstwo promieni słońca. Za to właśnie kochałam lato. Pogoda za oknem potrafiła skutecznie podnieść na duchu, nawet jeśli wewnętrzny spokój od dawna pozostawał zaburzony.

– No, w końcu wstała nasza księżniczka! – prychnęła mama, kiedy tylko usłyszała moje kroki.

Spojrzałam na nią, zastanawiając się, czy naprawdę mi coś zarzucała. Wyraz jej twarzy przez moment pozostawał dość srogi, jednak po chwili kąciki jej ust zaczęły się delikatnie unosić. Wiedziałam, że walczy ze sobą, by jak najdłużej poudawać zdenerwowanie.

– Przecież wiesz, że chcę odpocząć przed studiami... – Spojrzałam w jej oczy, widząc, że momentalnie łagodnieją. – Za niedługo będę miała codzienne pobudki grubo przed ósmą.

Pokiwała głową. Przez moment wyglądała, jakby uporczywie nad czymś myślała.

– Alex, czy ja mogę kiedykolwiek choć przez chwilę się na ciebie pozłościć?

– Przez chwilę tak – zachichotałam. – Byle nie za długo.

Mama odpowiedziała mi niezbyt naturalnym uśmiechem. Coraz częściej dostrzegałam, że chyba zaczynała obawiać się dnia mojego wyjazdu. Kiedy tylko wspominałam o rozpoczęciu studiów, w jej oczach pojawiał się cień niepewności. Wcale się jej nie dziwiłam. Gdybym miała posłać swoją córkę, którą traktowałabym nadal jak małą dziewczynkę, do miasta oddalonego kilkaset kilometrów ode mnie, pewnie też odchodziłabym od zmysłów.

– Wychodzę do ogrodu – powiedziała stanowczym tonem. – Muszę w końcu zająć się kwiatami, bo już błagają, żeby ktoś o nie zadbał. – Zbadała mnie wzrokiem, jakby znowu próbowała mi coś zarzucić. – Zjedz śniadanie i wyprowadź psa. Błaga o to samo, co kwiaty. – Spojrzała w stronę Campi'ego, który jak na zawołanie zjawił się przy stole. To małe stworzonko potrafiło wyłudzić dosłownie wszystko, ale i tak go uwielbiałam.

Pokiwałam głową i sięgnęłam po gofry leżące na stole. Zdążyły już trochę wyschnąć, ale nadal dało się je zjeść. W ciągu kilku minut byłam gotowa do wyjścia. Miałam dobry czas. Zbliżała się dopiero jedenasta, co oznaczało, że przede mną jeszcze cały dzień.

Dzień dobry, Panie Profesorze [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz