i. pałac królewski, planeta grinja, układ ganga, droga mleczna

133 18 24
                                    

Wang Jiaer, znany również pod wieloma innymi imionami, nigdy wcześniej nie był w pałacu choć w minimalnym stopniu podobny do tego, w którym stał teraz. Jego oczy nigdy nie widziały tak gwiaździstego nieboskłonu, który jednakże pokryty był tępym na swój sposób blaskiem od hologramu, który sunął po sklepieniu, niczym fale oceanu na jego rodzimej planecie, znanej ze swych morskich kreatur Lagtorin. Światełka przypominające bardziej iskry raz po raz strzelały lekko o skorupę hologramu, sycząc cichutko, aby następnie rozbrzmieć już głośniej w przestronnej sali na swój sposób majestatycznie, jakby było to coś więcej, aniżeli jedynie usterka spowodowana brakiem świadomości mechanika o za chłodnym na tak delikatną technologię klimacie planety. 

Chłodny klimat dawał również w kość Choi Youngjae, który drżał tuż koło Wanga Kayee (było to inne z używanych przez Wanga Jiaer imion). Youngjae był mechanikiem, aż nadto przyzwyczajonym do siedzenia w ciasnej kabince w ich statku Heoming 834DU i bawiący się przegrzanym do granic czerwoności systemem, a temperatury na Thule, na której właśnie się znajdowali, z całą pewnością nie były czymś, do czego był on przyzwyczajony i przez co czuł się niekomfortowo.

Nie tylko on zresztą. Czuli się tak wszyscy obecni w tym pomieszczeniu. Ich dwójka oraz ten, który siedział na tronie.

Czuli się przy siedzącym strasznie niechlujnie. Jackson Wang - kolejne z jego imion - ubrany w swoją brązową skórzaną kurtkę ze zbyt wieloma dziurami, by nazwać ją wizytową i która grzechotała przy każdym jego ruchu przez wypchanie jej zbyt dużą ilością jakichś metalowych odłamków i innego złomu oraz monetami o różnych walutach i Youngjae o włosach proszących się o przycięcie i w których jego futrzasta pupilka Coco zrobiła sobie swego czasu gniazdo. Pamiętali, jak kiedyś wpadli w panikę, gdyż zbliżał się gody dla frolów, do gatunku których Coco należała, a z całą pewnością chciałaby trzymać swoje szczenięta w swoim gnieździe - czyli włosach Youngjae. Na szczęście, sezon godowy minął, a Coco nie wykazywała żadnych objawów wskazujących na ciąże i Youngjae mógł przestać obawiać się o swoje włosy.

Siedzący na tronie odchrząknął.

- Domyślam się, co was tu sprowadza... - jego głos był ochrypły, mógł należeć do starca, choć mężczyzna nim przemawiający ledwo podchodził pod ludzką pięćdziesiątkę.

Strata, pomyślał Jackson. To strata tak starzeje ludzi.

Było to oczywiste, że się domyślał, co ich, obszarpańców parających się przemytnictwem, sprowadza  na wypolerowane posadzki królewskiego pałacu. Ot, jeden hologram, rozprowadzony po całej galaktyce i tych, co z nią sąsiadowały. Jackson sam odkrył go, gdy jedna parająca się tym samym zawodem co oni Carniasanka po nocy, podczas której wycałował każdy możliwy diament na jej pokrytej nimi niczym szronem lawendowej skórze, rozgadała się nieco, oferując mu właśnie tę cenną informację.

Książę Grinji Park Jinyoung został porwany. 

Kasa może nie była zbyt łatwa, ale zarówno Jackson, jak i Youngjae, nie narzekali na nadmiar zleceń. Oszczędności powoli się kończyły, szły głównie na drobne naprawy statku, alkohol i okazjonalnie prostytutki obojga, a nawet i więcej, płci dla Jacksona. W każdym razie, obaj doszli do wniosku, że najwyższy czas nieco zarobić.

- Wasza Królewska Mość, jest niezwykle przenikliwy - odpowiedział Jackson, kłaniając mu się nisko.

- Nie kpij sobie ze mnie, chłopcze. - warknął król. - Nie masz prawa naśmiewać się z ojca, który właśnie stracił dziecko. 

Zbiło to nieco Jacksona z tropu. Nie miał niczego złego na myśli, choć rozumiał, czemu król mógł odnieść takie wrażenie. Jiaer od zawsze był błaznem, doprowadzał ludzi do śmiechu. Miał to w pewien sposób wypisane na twarzy, wrysowane w swój sposób bycia. Dlatego też często jego czyny uznawane były za zabawne, choć z całą pewnością nie taka była jego intencja. 

humming bird on the outskirts of universe [jjp • markson • yugbam]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz