Tik-tok. Tik-tok.
Książę Grinji Park Jinyoung leżał na łóżku i odliczał tykania zegara. Cesarzowa Bhuwakul miała hopla na punkcie antyków, zwłaszcza z innych planet, dlatego też cały pałac, a raczej przynajmniej ta część, którą widział Jinyoung, obwieszona była śmiesznymi urządzeniami odmierzającymi czas. W niczym nie przypominały zaawansowanej technologii, do której był przyzwyczajonej na swojej rodzinnej planecie. Czas odmierzany był przez elektroniczne cudeńka po cichu, były praktycznie niezauważalne. Wystarczyło wydać polecenie, a one informowały cię, ile czasu pozostało do zachodu Gangi. Tutaj te dziwne urządzenia bez przerwy tykały, doprowadzało to go do szału.
Nie miał za dużo co robić, tutaj, na tej wrogiej planecie. Nie pamiętał cesarzowej Bhuwakul, ale z całą pewnością wiele o niej słyszał; zresztą nie on jedyny. Bhuwakulowie znani byli ze swojej inwazyjnej polityki, świetnego wojska znanego ze swej gotowości. Właściwie każdy układ, każda galaktyka obawiała się, że to właśnie na niej może spocząć przenikliwy wzrok cesarzowej i już nie będzie można uniknąć wojny.
Jinyoung był świadomy tego aż za bardzo. W końcu to po to musiał wyjść za księcia Ima. Aby Grinja mogła chronić się przed Bhuwakul. Jego rodzice woleli kultywować sztukę, pod ich rządami planeta stała się centrum kultury wielu galaktyk. Grinjański był bliski staniu się lingua franca – tyle powstawało powieści, poezji, esejów czy sztuk w tym języku. Uniwersytety znane były ze swojej świetności. Ale cóż z tego, skoro wojsko było praktycznie nieistniejące? Wielu w końcu pragnęłoby wejść w posiadanie tego centrum, które posiadało najsilniejszą broń – myśl. A nie mieli jak tego chronić. Dlatego postanowiono poświęcić Jinyonga. Chociaż poświęcić jest tu może trochę za silnym słowem. Książę nie uważał Jaebuma za jakąś bardzo złą partię, mogło być lepiej, ale nie jest źle. Jednak sama perspektywa zaaranżowanego małżeństwa sprawiała, że czuł się zniewolony. Całkowicie pozbawiony wolnej woli. Za każdym razem, gdy o tym myślał, czuł jak żółć podchodzi mu do gardła, a na języku pozostaje nieprzyjemny kwaskowaty smak.
Książę Park Jinyoung powinien mieć wszystko pod kontrolą. Jeżeli nie miał, ogarniała go niepewność.
Nie miał za dużo do roboty, zamknięty w tym ogromnym pomieszczeniu, po ścianach którego kaskadami spływały drogocenne materiały. Stały tu regały wypełnione po brzegi hologramami z powieściami, ale co mu po tym było, skoro nie znał ani słowa w narzeczu myupanckim, a jedynie w tym były napisane? Ani śladu takich w międzygalaktycznym dialekcie. Frustrowało go to straszliwie.
Jedyną rozrywką, jaką mu tu dostarczano, były codzienne wizyty książątka Bhuwakul - Kunpimooka. Była to jednak rozrywka, która często przyprawiała go o ból głowy. Bambam, bo tak też chłopak wolał być nazywany, z całą pewnością był dobrym dzieciakiem, chociaż z taką matką Jinyoung nie miał pojęcia, jak do tego doszło.
Ale Bambam był też cholernie irytujący. Jinyoung ogólnie był osobą, którą dość łatwo można wyprowadzić z równowagi. Przy Bambamie tracił wszelką cierpliwość i był gotowy zamordować młodszego tu, teraz, zaraz. Czasami do księcia dołączał jego osobisty służący, Yugyeom. Wówczas Jinyoung miał ochotę poprosić pokojówkę, która była przydzielona do przynoszenia mu posiłków, aby lekarz dosypał mu jakiejś trucizny i by Jinyoung mógł w końcu zakończyć swoje cierpienie.
- Jinyoung... jak się czujesz, będąc w aranżowanym małżeństwie? - to było pytanie, które książę Bhuwakul zadawał mu niemal przy każdej swojej wizycie niepewnym, rozdygotanym głosem.
- Jak zwierzę na złotej smyczy. - zwykł odpowiadać Jinyoung.
Jinyoung nie był głupi. Wiedział, że sytuacja Bambama obiecanego jakiejś dużo starszej od siebie kobiecie niewiele ma się do jego sytuacji, gdzie miał tylko - a może aż - wyjść za przyjaciela z dzieciństwa. Nie podobało mu się, że była to sytuacja praktycznie bez wyjścia, że czuł się uwięziony i pozbawiony jakiegokolwiek prawa do samodzielnego podjęcia decyzji. Ale znał Jaebuma, wiedział, że ten nie zrobi nic, co Jinyounga by od niego zraziło, że będzie go szanował. Pożycie małżeńskie Bambama było jednak niepewne.
Plus, Bambam był już zakochany.
- On jest taki głupi, Jinyoung. - chichotał Bambam Jinyoungowi wprost do ucha, gdy obserwowali Yugyeoma zmagającego się z próbą uciszenia nieszczęsnego tykania. - Tyle razy się go pytałem, jak mój tyłek wygląda w nowym stroju, nic nie załapał.
- Nie jego wina, chociaż owszem, jest tępy - odpowiadał mrukliwie Jinyoung. - Jakbyś się przy tym jakoś rumienił, czy nie wiem, udawał, że nie chcesz, by widział cię nago... Ty po prostu dalej traktujesz go jak kumpla.
- Nie masz wiele doświadczenia w związkach, co, Jinyoung? - Bambam tylko przewracał oczami i wracał do oglądania fascynującego spektaklu, jakim był Yugyeom klnący pod nosem nad prastarym mechanizmem.
Jinyoung zamilkł. Nie, nie miał, w przeciwieństwie do Bambama, który już podczas swoich pierwszych wizyt zwierzył mu się, że flirtuje niemalże z każdą atrakcyjną istotą w pałacu, aby zabić nudę. Nic w tym dziwnego, skoro matka trzymała go pod kloszem. Mimo jej wszechobecności w galaktyce, mało kto słyszał o jej synu. Wszyscy wiedzieli, że istniał, ale to był jedyny fakt, na którego wiedzę im pozwolono. Nikt inie wiedział, jak Bambam wygląda, nikt nigdy nie słyszał jego głosu. Był czymś w rodzaju międzygalaktycznej miejskiej legendy. Fascynacja i strach podszyte niewiedzą i niedowierzaniem.
- Poddaję się! - dobiegł ich sfrustrowany okrzyk Yugyeoma.
- Tak łatwo wymiękasz, Gyeom? - zaśmiał się Bambam. - Dalej, wierzymy w ciebie! - dopingował, wyrzucając obie pięści w górę, aby następnie jedną z nich ugiąć w łokciu i pochylić ku niej głowę.
Robił to praktycznie co chwilę. Jinyoung to tolerował, póki prawie nie oberwał jedną z rąk. Wtedy poczuł dziwną chęć odrąbania ich.
- Ja nigdy w niego nie wierzyłem. - burknął Jinyoung.
- Jeju, dzięki wielkie. - Yugyeom wstał, otrzepując kolana. - Przynajmniej na Bammiego mogę liczyć. - uśmiechnął się cieple do księcia i Jinyoung mógł przysiąc, że widział, że oczy świecą mu jak głupiemu.
Zazdrościł im tego. Tego uczucia, które było odwzajemnione, ale obaj byli za głupi i nieśmiali, aby je wyznać tylko po to, by odkryć, że cały strach przed odrzuceniem i odmową był irracjonalny. W ogrodach królewskich na Grinja rosły kwiaty mariya, jedne z ulubionych matki Jinyounga. Śliczne duże fioletowe pąki, na których skrzyły się krople wydzielanych przez nie słodko pachnącej cieczy, mającej przyciągnąć owady. Zastygłe kropelki nieraz kojarzyły się Jinyoungowi z gwiazdami. Mariya osadzone były jednak na wątłej łodyżce, nijak niebędącej w stanie podtrzymać pokaźnych ciężkich kwiatów. Dlatego mariya rosły tylko tam, gdzie występowało ziele kanno o sztywnych zdrewniałych łodygach wokół, których mogły owinąć swoje wątłe łodyżki. Natura przystosowała je tak, że jednego nie było w pobliżu, drugie obumierało. Kwitły i rozwijały się zawsze w tym samym momencie, czekały na siebie.
Tak jak Bambam i Yugyeom czekają na siebie, by w końcu zdecydować się na wyznanie.
---------
jestem żyję, nie umarłam.
also, przepraszam z góry za ranta, ale po jednej dyskusji (kłótni) wkurzyłam się i muszę się gdzieś wygadać. gdybym miała kanał na youtube, to poszłabym za trendem i zrobiła unpopular opinions, ale że nie mam...
jak nie lubicie dramy (chociaż czy to taka znowu drama?) albo w ogóle negatywności, to możecie zignorować następne akapity. Wielkie dzięki ode mnie, że przeczytaliście rozdział <3
nie jesteśmy w stanie określić, jaką osobą tak naprawdę są idole. pokazują nam tylko to, co jest akceptowalne przez samą publikę jak i ich wytwórnię. jeśli któryś z nich popełnia przestępstwo, to żadne "to dobry chłopak" (mówię o oskarżeniu o przestępstwo seksualne, co idolowi zostało udowodnione, a sam dostał wyrok w zawieszeniu... po tym możecie się domyślić, o kim tu mowa, ups) nijak tego nie usprawiedliwia. znasz go prywatnie? od urodzenia aż do teraz? skąd wiesz, że jest "dobrym chłopakiem"? lubisz muzykę jego zespołu? fajnie, ja lubię filmy tarantino, co nie zmienia faktu, że facet jest przemocowym dupkiem i nigdy nie usprawiedliwiałam to, że splunął na umę thurman, czy poddusił diane kruger tym, że to dobry facet tak naprawdę jest.
na tym etapie jestem gotowa uwierzyć, że fanki gotowe są wybaczyć swojemu oPpIE nawet morderstwo, jeśli to tylko oznacza, że mogą dalej fantazjować, że kiedyś skończą z nim w łóżku.
rant off.
CZYTASZ
humming bird on the outskirts of universe [jjp • markson • yugbam]
Fanfictionjackson jiaer kayee wang i choi youngjae są przemytnikami. brak pieniędzy pcha ich w ramiona jednej z najdziwniejszych misji, jaką przyszło im kiedykolwiek powziąć.