Prolog

24 4 3
                                    

21 lipca 1951 r. Stan Oklahoma, ranczo McBurn'ów

-Hej, Stanley, podaj mi piłkę! - krzyknął mój przyjaciel.
-Dobra, sam tego chciałeś, Mikey - odpowiedziałem, wykopując piłkę dość mocno, jak na 9-latka. Wylądowała ona tuż obok mojego kolegi, który przejął ją, tym samym rozpoczynając mecz.
I w ten sposób nam, rówieśnikom z sąsiedztwa, mijały wakacje.
Za nami pasły się krowy, w oddali zachodziło słońce...
Całkowita, wiejska Sielanka.
Nic więcej nie potrzebowaliśmy.

-Stan, kolacja! - zawołała moja mama przez okno naszego domu.
-Już idę, mamo! - krzyknąłem do niej -Przepraszam, Mike, muszę lecieć.
-Nie ma sprawy, ja też będę się zbierał, mój tata pewnie już się martwi...-powiedział mój przyjaciel, zabierając z ziemi piłkę - To pa, Stan! - krzyknął Mike biegnąc w kierunku swojego domu.
-Cześć! - odpowiedziałem.

Do jadalni wpadłem jak burza. W środku zastałem mojego tatę, ubranego jeszcze w ubrania robocze, starszą siostrę, oraz naszego psiaka, leżącego w kącie pomieszczenia.
Po chwili z kuchni wyszła mama
-O, już jesteś... Matko boska, Stanley, czemu się tak ubrudziłeś... Natychmiast marsz do łazienki, umyć się! - krzyknęła, trochę zła.
-Jasne, mamusiu - odpowiedziałem, szczerząc się do niej.
Spojrzałem na swoje ręce. Rzucałem się na ziemię, gdy graliśmy w piłkę z Mike'm, dlatego były całe brudne od wilgotnej po wcześniejszym deszczu gleby...

Czemu przypomniało mi się to tu, w Wietnamie, 11 lat później?
Teraz też patrzę na swoje ręce.
Całe we krwi, a w jednej trzymam broń.
Stoje po kolana w błocie, które miesza się ze zwłokami moich towarzyszy, oraz wrogów.
Unoszę twarz ku niebu. Spada na nią gęsty, ciężki deszcz. Po policzkach spływa woda... A może to już moje łzy...?


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 24, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Piekło na ziemi, sierżancie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz