I

20 2 2
                                    

*drrr drrr drrr*
Budzik oznajmił, że wybiła godzina 7.   Oznaczało to jedno- muszę wstać. Niechętnie podniosłam się z łożka, a następnie udałam do pobliskiej łazienki. Po skończeniu porannych czynności wyjrzałam za okno. Hmmm.... Wydaję się ciepło. Sięgnęła więc po moją ulubiona błękitną sukienkę.
-Tak będzie dobrze- powiedziałam i ruszyłam w stronę kuchni, w celu przyrządzenia śniadania. Rodzice już wyszli. Byłam sama, nie licząc mojego ukochanego kota. Na blacie Zauważyłam kartkę,, Emilie nie jedz nic na mieście. Dzisiaj będzie puree z batatów i indyk" Jakbym to jeszcze lubiła....
Tracąc ochotę na śniadanie zabrałam tylko wcześniej przygotowaną sałatkę do szkoły. Założyłam pasujące buty i wyszłam.
Pod domem czekała już na mnie swieżo upieczona pani kierowca Audrey w swoim nowiutkim wozie.
-Cześć skarbieee- powiedziała moja przyjaciółka
-Witam szofera hihi
-Phi szofera? Tylko tym dla ciebie jestem?
-Oj niezłość się A,  bo złość piękności szkodzi... a niewiele ci jej zostało.
-Małpa- powiedziała wymierzajac cios we mnie swoją nową skórzaną torebką.
-Widzę same nieznane mi rzeczy... Na prawdę? Futrzasty pokrowiec na kierownice? I to różowy? To w ogóle wygodne?
-Czy to ważne? Wystarczy mi, że nieziemsko się prezentuje.
-Wolę tego nie komentować.
-To się zamknij.
Dalszą drogę pokonałyśmy w milczeniu.
Na parkingu było dziś wyjątkowo tłoczno.
- Co dziś tym kretynom? Nagle przypomniało im się, że mają czym jeździć? I pięknie! Moje miejsce zajęte!
-Już spokojnie Audrey przecież obok masz drugie.
-Drugie.... To nie chodzi oto! Bezczelni myślą, że to ich!
Wolałam przemilczeć sprawę własności tego miejsca.... I tak była już rozdrażniona...
-Dziś ze mną nie wrócisz. Umówiłam się. - rzuciła gdy szłyśmy do budynku
-Takk, a z kim?
-Nie znasz, poznałam go na ostatniej imprezie. Mówiłam Ci żebyś szła,  a ty nieee plany miałaś.... Ciekawe jakie... Hmmmm... Niech zgadnę.... Poszłaś nad rzekę narysować przepiękny zachód słońca?
- Ha ha kiedy tak robiłam. Wiesz gdy jedni imprezują inni pracują. Musiałam skończyć nasz scenariusz i wysłać Pani Danet. Dziś mamy z nią lekcje. Pewnie i tak będzie narzekać,  że wysłane na ostanią chwilę.
- To, to było na tamten piątek? Myślałam, że dopiero na ten... Widzisz co ja bym bez Ciebie zrobiła - powiedziała całując mnie w policzek.
-Skończ to podlizywanie i wchodź.
Najgorsze się zaczęło.... Zastępstwo za polski.... Fizyka... Jak ja to kocham. Oczywiście na zastępstwie także będziemy pytać uczniów! Kochany Pan Larousse...
Matematyka
Francuski
Historia
Biologia
Angielski
I tak minęły wszystkie lekcje. A zajęcia teatralne nam odwołano. Pani Danet się rozchorowała. Szkoda... Lubię te lekcje. Zawsze ceniłam sztukę, aktorstwo.... Tak... To właśnie chcę robić w życiu- być aktorką. Choć moja mamusia widzi mnie jako prawnika ,,Jak wujek Leon! " Cudnie...
Kocham ją, ale często mamy inne poglądy, zdania i kłócimy się. Za to tata zawsze jest spokojny. Nigdy nie obiera żadnej strony. W sumie...dobre rozwiązanie.
Audrey już pojechała na swoją randkę. Hmm... Czy mam iść do domu? Wypiłabym kawę. Gdy wychodziłam z budynku podbiegł do mnie chłopak. To Hugo.
-Hej Emilie
-Cześć Hugo
- Tak sobie pomyślałem,  że ostatnio rzadko się widujemy i... Może umówiłabyś się ze mną? Możemy pójść na spacer, do kina,  na obiad.... Dostosuje się...tylko co ty na to? -Zapytał lekko zmieszany
O nie o nie co mu odpowiedzieć? Lubię go... Jest w porządku... Chodzi ze mną na zajęcia, dobrze sobie radzi i wygląda nienajgorzej. Ale nic z tego. Jeszcze to zdecydowanie. Ahhh uwielbiam. Jakby go tu taktycznie zbyć...
- Wiesz Hugo,  bo ja już się z kimś umawiam.... Przykro mi. Jesteś świetnym chłopakiem,  ale myślę,  że liczyłeś na coś więcej niż kino z kumpelą.
-Ohhh. Masz rację... Liczyłem. Ahhhh wyszło jak zawsze. Dobra nie przejmuj się... Cześć- Powiedział i szybko poszedł.
Nie chciałam go oszukać,  ale co mogłam zrobić? Wiem jest w porządku, ale bywa też...dziwny.
Dobra Emilie wyszło niezręcznie,  a chłopak zwiał, ale kawa!
Pamiętam taką małą kawiarnię. Chodziłam tam w dzieciństwie z tatą na ciasteczka,  gdy mama wpadała w ,,zakupowy szał", jak to z tatą nazywaliśmy.  Dawno tam nie byłam...
Po paru minutach dotarłam na miejsce. Dość blisko mojej szkoły.
Malutki dzwoneczek oznajmił moje przybycie. Coś tu się zmieniło... ale co? Może kolor ścian? Wydają się bardziej... Fioletowe....błękitne... Ciekawe kolory. Za to nazwa na szyldzie wciąż była taka sama ,, Le papillon".
Gdy miałam 7 lat wybrałam się z tatą na spacer zostawiając mamę w sklepie. Chodziliśmy z dobrą godzinę po pobliskich parkach, aż urzekła mnie mała kawiarenka. Powiedziałam tacie, że bardzo bym chciała tam wejść. Nie opierał się. Nigdy nie odmawiał kawy. Pamiętam to jak wczoraj... W środku unosił się słodki zapach ciastek. Obsługiwała nas wtedy miła pani o czerwonych włosach. Zrobiła mi gorącą czekoladę, a tacie espresso. Do tego domówilismy  ciastka z malinami. Były pyszne. Od tamtej pory ten malutki lokalik stał się ,, naszym miejscem ".
Spojrzałam na witrynę z słodkimi  wyrobami. Wybór był ogromny jak na tak niewielkie miejsce. Mój wzrok skupił się na konkretnych ciastkach-malinowych. Z ciekawości czy ich smak jest taki jak dawniej zamówiłam pare sztuk, a do tego cappuccino . Usiadłam w rogu przy oknie na białym krześle. Oprócz mnie w kawiarni była para pijąca kawę i chłopak pochylony nad grubym rysownikiem. Ja postanowiłam skorzystać z wolnego czasu i napisać referat na historię, na temat rewolucji francuskiej. Skoro już miałam przy sobie podręczniki z biblioteki.
Nie myślałam o mijającym  czasie.
Na szczęście przypomniała mi o tym mama.
* dr dr drrr dr dr drrr*
-Halo?
-Emilie gdzie jesteś? Jest 16.30! Powinnaś skończyć już zajęcia!
-Takk mamo skończyłam niedawno Troszkę się wydłużyły i zagadałam się...
- Prosiłam prosto do domu! Czekamy z tatą. Czy ty choć  raz nie możesz być na czas?
- Przepraszam już idę.
Szybko zaczęłam zbierać kartki. Tak moja mama nie lubi czekać. Typowa hipokrytka, kto kogo oczekuje na  zakupach....
Gdy już miałam zamiar schować kartki do torby, wszystkie rozsypały  mi się po podłodze. Brawo Emilie.
Zaczęłam je zbierać i zobaczyłam czyjąś dłoń sięgającą po resztę kartek. Był to chłopak od rysownika. Gdy brałam od niego rzeczy, spojrzałam mu w twarz i zatraciłam się w oczach. Spoglądały na mnie spod okularów. Bił od nich błękit fal oceanu. Głębia i czystość.
Emilie co jest, podziękuj, a nie patrzysz się jak idiotka.
- Eee.... Dziękuję za pomoc.
Na co on kiwnął  głową. Nieznajomy patrzył się na mnie, a ja obserowałam jego. Facet był  wysoki. Wysoki i strasznie przystojny, przy czym jego twarz miała nutkę niewinności i tajemniczości. Ubrany w fioletową koszulę ze wzorem. Co na niej było? W tamtym momencie odwrócił się i szybko ruszył przed siebie. Osłupiała chwilę stałam przyglądając się drzwią kawiarni. Co to było? Gdy odzyskałam przytomność, spojrzałam na moje dopiero co zebrane z podłogi rzeczy. A cóż to? Trzymałam w dłoniach beżową, złożoną karteczkę. Otworzyłam ją i ujrzałam coś co mnie zaskoczyło. Piękny rysunek. Czy to...czy to ja? Przedstawiał dziewczynę w błękitnej sukience pochylonej nad filiżanką kawy i  ciasteczkami. Tak mnie. Był też podpis ,,Spróbuj następnym razem tych z kremem pistacjowym. PS ślicznie Ci w błękicie" I faktycznie na rysunku kolorem było zaznaczone parę rzeczy: moja sukienka, oczy, włosy i krem w ciasteczkach.
Poczułam się lekko dziwnie. Ten facet mnie obserwował. Ale za chwilę pomyślałam, że gdybym tylko ujrzała go wcześniej, to ja wyszłabym na psychopatkę. I nagle poczułam pewien rodzaj ciepła. Wyleciałam z kawiarni. Rozglądałam się, ale go nie ujrzałam. Szybkim krokiem przeszłam się drogą. Koszula! Pobiegłam do chłopaka siedzącego na ławce. Gdy stanęłam od jego przodu, rozczarowałam się. To nie on.
Dziewczyno co ty właśnie robisz? Myślałam. Ale jak mogłam dać mu tak po prostu  odejsc, jak?
Zrezygnowana ruszyłam przed sobie. Przecież mama czeka...
Przez całą droge powrotną myślałam  o nieznajomym. Jak mógł wywrzeć na mnie, aż takie wyrażenie? Te magnetyzujące oczy...
Nim się zorientowałam, kroczyłam przez posesję w strone drzwi wejściowym mojego domu. Od razu gdy je otworzyłam, powitała mnie mama. Jeżeli można  nazwać to powitaniem.
-Emilie Ganthier! Co mówiliśmy ci o twoim zachowaniu?! Masz się nas słuchać! Gdy każemy Ci wracać, wracasz! Powiedz jej Peter.
- Mmm tak kochanie słucham.
- Peter! Nie mam siły... nie daję już rady....- powiedziała moja mama i ruszyła w stronę kuchni.
- Zbierzcie się chociaż na obiad!
Zjadłam go tylko dla tego, że byłam na prawdę  głodna. O tacie bym tego nie powiedziała... Szkoda mi go, straci godzinę  z życia na słuchanie 
kazań mamy.
-Emilie w końcu porządnie  zjadłaś. Zaczynaliśmy już się z tatą o Ciebie martwić.
- Spokojnie nic mi nie dolega. Pójdę już na górę, mam lekcje. Dziękuję  za obiad- smaczny już nie przeszło  mi przez usta.
-Dobrze idź kochanie. Ale na pewno wszystko dobrze? W szkole też?
- Tak mamo
Wchodząc po schodach usłyszałam już pierwsze słowa  kazania. Tata jak zwykle pewnie sięgnął po gazetę.
Jednak to już nie zaprzątało mojej głowy. Myślałam tylko o nim i o tym jak mogłam dać się sparaliżować. On także zachował się dziwnie. Najpierw mi się przyglądał, a następnie  uciekł. 
-Ahhh Alex poradź mi
Ale kot ani drnął.

************************************
Oczywiście specjalna dedykacja dla mojego połowicznie odwróconego Gabika. Mam nadzieję, że to umili poranek. Spodziewaj się kontynuacji. To jedynie wstęp 😈( ale poproszę o czas)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 28, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

MIRACULOUS LOVEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz