Cóż mogę powiedzieć, jestem słaby. Ba, słaby to mało powiedziane.
Jestem nikim.
Nawet nie osobą.
Nikim.Od wczoraj prubuję pokonać łóżko, lecz za każdym razem gdy patrzę przez okno ogarnia mnie strach. W drodze do kuchni depczę leżące na podłodze papierki po batonikach. Pozostały zapomniane od zeszłego tygodnia. Wyciągam kubek z szafki i wsypuję do środka 2 łyżeczki rozpuszczalnej kawy. W czajniku została jeszcze woda ze wczoraj, wciskam przycisk i czekam patrząc na mrygające światełko znajdujące się na podstawie czajnika. Woda stopniowo się gotuje a para powoli osadza się na oknie kuchennym, o którego umyciu zapomniałem rok temu. Po chwili wlewam wrzątek do kubka i mieszam niedokładnie, po czym wrzucam łyżeczkę do zlewu.
Takie jest moje życie, tanią kawą rozpuszczalną, która nawet nie została dokładnie wymieszana.
Nowa wiadomość. Ekran komputera oświetla połowę pokoju gdy poruszam myszką. Jest 2 nad ranem.
Sam: śpisz?
Ja: właśnie wstałem
Sam: latarnia przy moim oknie się przepaliła, jest ciemno.
Ja: to zapal świeczkę
Sam: nie mam...
Ja: może to i lepiej
Biorę łyka kawy. Oprócz niebieskiego światła mojego laptopa pokój oświetla tylko oddalona o kilkanaście metrów uliczna latarnia. Ciepłe światło pada na podłogę i ścianę w przypominającym połamany prostokąt ksztaucie. Nigdy z Samem nie zapalamy świateł w naszych pokojach, gdyż to nas rozbudza.
Moje picie kawy jest hipokryzją.