Czy wieczorami pisząc te słowa pełne goryczy,
Czy piszesz je do mnie?
Czy do pustki, która cię otacza?
Czasem wydaje mi się, iż stałem się jednością z pustką, która jest wokół mnie. Stałem się jej częścią, bez której ona nie istenieje.
A ja nie istnieję bez tej nicości. Bez niej, nie byłbym sobą.
Moje policzki powoli przybierają kolor ścian a wory pod oczami zbliżają się kolorem do zużytej gąbki do naczyń. Włosy zostały zgolone dla wygody. Mój wygląd powoli odwzorowuje mój stan psychiczny. Podobnie z resztą upodabnia się ciało Sam'a... Tylko trochę w inny sposób prubuje ono odwzorować tą pustkę.*
Sam: Kupiłem dzisiaj nowe kwiaty. Takie ładne fioletowe.
Sam uwielbiał rośliny, zawsze chwalił mi się gdy kupił nowe. Kaktusy, kwiatki, małe drzewka... z tego co pisał to chodował nawet trawę w doniczce. Zawsze odnosiłem wrażenie, iż jest w tym człowieku coś delikatnego. Wydawał się być bardzo cichy i kruchy. Kruchy i wrażliwy.
Ja: Nigdy mi sie powiedziałeś...
Ja: Dlaczego tak uwielbiasz kwiaty?
Chłopak nie odpisywał przez chwilę. Otwożyłem czekoladowego batonika, który akurat leżał na biurku i rzuciłem szeleszczący papierek na podłogę. Wziąłem dużego gryza, smakował jak zwykle.
Sam: No wiesz... Kwiaty są takie piękne i delikatne. Podarujesz im tylko odrobinę słońca i wody a zaraz zakwitną kolorowymi płatkami ze szczęścia.
Sam: Kwiaty żyją w dzień zamiast mnie.
Sam: To, co odczuwam podczas dnia nie można nazwać życiem
Ja: Jest to raczej puste egzystowanie
Sam: Dokładnie
Ja: Nie sądzisz, że kwiaty również egzystują?
Sam: Gdyby tylko egzystowały, nie wypuszczałyby tak pięknych kwiatów każego poranka
Wydaje mi się, że Sam był jak kwiaty, które chodował na swoim parapecie.