Rozdział 2: Verlöschend con Adagio

135 14 16
                                    

Dla Kaya.

CZĘŚĆ DRUGA
Verlöschend con Adagio

.

Roderich nie mógł się ruszyć. Dziesiątki protestujących stało dziś poza halą; wścieklej niż uprzednio wykrzykując ogłuszające słowa, których nie mógł zrozumieć. Roderich złożył ręce na piersi, próbując zająć jak najmniej miejsca. Tłum widocznie chciał go zgnieść. Atmosfera była tak gorąca i ciężka, że robotnicy trzymali spory dystans od bariery. Slogany z którymi chorda przybyła nie dotyczyły już nawet hali, teraz ludzie krzyczeli coś na temat ludzi, firm, korupcji i innych niekonkretnych rzeczy, których Roderich nie rozumiał. Wyglądało na to, iż dla nich, rzeczywiście była to tylko wymówka do wszczynania zamieszek.

Ale dla Rodericha znaczyło to znacznie więcej, niż jakiś pretekst. Więcej niż platforma polityczna. Aula była dla niego ważna, to prawda, miała wartości kulturowe, zdecydowanie, - ale przede wszystkim Libelle Hall trzymała istotną cześć wspomnień Rodericha oraz prywatną cześć jego serca. Jeśli ją straci, jedyne co mu zostanie to wspomnienia...

Aczkolwiek Roderich nie mógł teraz o tym myśleć. "Elizaveta, sądzę, że powinniśmy..." Roderich zamilkł zaniepokojony, gdy dotarło do niego, iż Elizaveta już za nim nie stoi. Panicznie odwrócił się wpatrując dziewczyny w tłumie, ale niestety na próżno. Zimne zaniepokojenie zaczęło w nim rosnąć, a Roderich z przerażeniem odkrył, że został uwięziony. Nie mógł się wydostać. Mała grupka staranowała barierę i to przelało czarę goryczy. Cały tłum natarł do przodu niczym mrowiąca się fala, z którą Roderich nie miał szans walczyć. Spróbował się wycofać, ale chmara za nim była jak ceglana ściana. Pchali go raz w jedną, raz w drugą stronę. Chłopak potknął się i ciężko padł na kolana. Nie mógł się podnieść. Nie mógł oddychać. Głowa Rodericha opustoszała, gdy jedna szalona myśl przeleciała ostro przez otaczający hałas: umrze tutaj.

Wtem z nikąd pojawiła się dłoń. Roderich poczuł jak zaciska się na jego ręce, ciągnie ku górze i wyciąga z tłumu. Światło, kolory i dźwięk płynęły wokół niego; działo się to tak szybko, że wszystko zanikło. Wszystko poza uściskiem na ręce. Po chwili to minęło, a on stał na krawężniku, oddychając prawdziwym powietrzem. Mógł wreszcie dostrzec swojego wybawcę. Coś w jego klatce piersiowej podskoczyło, a jego szczęka opadła, gdy ich spojrzenia się spotkały. "Ty!"

Niemiec zmróżył oczy i otrzepał dłonie z kurzu. "Nie ma sprawy." Ubrany był w zwyczajny strój do pracy, złożony z jaskrawo pomarańczowej kamizelki i przyozdobionego koniem nakrycia głowy. Ponad to wysłał Roderichowi dodatkową porcję i tak już sprzecznych emocji.

Serce Austriaka biło jak oszalałe, i to już bynajmniej nie ze strachu. Pomimo faktu, iż kręciło mu się w głowie i uciskało go w płucach przypomniał sobie wczorajsze uczucie ust mężczyzny przy swoim uchu. Szybko stracił niechciane myśli na dalszy plan. "Gdzie Ty..."

"Co Ty tam robiłeś?" Niemiec przerwał silnie.

Roderich umilkł po tych słowach. Czy ten facet rzeczywistoście się o niego... martwił? Toż to absurd! "Już Ci tłumaczyłem," Roderichowi udało się wykrztusić. "By ochronić halę..."

"Austriaku, żaden z nich nie jest tu z tego powodu." Niemiec brzmiał jakby był rozdrażnieniony, jego twarz ukazywała czystą frustrację, gdy wskazał na protestujących. "Spójrz na nich. Czekają tylko na pojawienie się policji. Mają to miejsce w dupie."

Roderich spojrzał na tłum szturmujący barierę. "Tak." Spuścił wzrok, wszystkie emocje zniknęły zgniecione wszechogarniającym smutkiem. "Wygląda na to, że tylko mi jednemu na nim zależy."

Libelle Hall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz