Otaczała mnie ciemność, choć całkiem dobrze widziałam szutrową drogę, którą szłam, czy stopy opuchnięte od długiego marszu. Wszędzie była pustka. Okręciłam się na pięcie dookoła własnej osi. Nie było żadnego domu, zabudowań, nawet płotu, który by symbolizował jakichś ludzi w pobliżu.
Cykady głośno grały swoją melodię, od której przeraźliwie bolała mnie głowa. Powoli, noga za nogą, człapałam poboczem nierównej drogi, w butach, z których wyłamałam obcasy, uderzając o kamień. Nie byłam w stanie dłużej iść na szpilkach. To był także mój wewnętrzny manifest, by pozbyć się starych nakazów.
Pot oblewał całe moje ciało, które marzło od spadającej temperatury. Nie miałam czym okryć nagiej skóry ramion. Na sobie miałam tylko białą, letnią sukienkę bez rękawów, sięgającą ledwie do pół uda, całą poplamioną krwią. W pośpiechu zabrałam ze sobą tylko torebkę. Było w niej całe moje życie. Pusty portfel, dokumenty, kosmetyczka, perfumy i stary telefon, o którym istnieniu on już zapomniał. Nie chciałam myśleć o tym, co się wydarzyło. Nie teraz. Może kiedyś. Najważniejsze, że zrobiłam ten krok. Odeszłam.
Gdzieś w oddali zawył kojot. Bałam się. I to bardzo się bałam. Z przerażenia skuliłam się w sobie. Byłam zdana tylko na siebie.
A jeśli zaatakują mnie dzikie zwierzęta? Jak się obronię?
I znów moje myśli ogarnęła panika. Powoli załamywałam się. Drżącą ręką otarłam łzy, gęsto płynące po obolałych policzkach. Zapiekło mnie rozcięcie na skroni, zdobyte przy spotkaniu z kantem szafki kuchennej.
Dlaczego ja? – pytałam się, zwracając oczy ku grafitowo-granatowemu niebu, tak groźnemu o tej porze. Nie dostałam odpowiedzi. Nigdy nie było odpowiedzi.
Usiadłam na trawie. Nie, to niedopowiedzenie. Osunęłam się na twardą ziemię i zasuszone resztki trawy, które teraz boleśnie wpijały mi się w gładką skórę nóg.
Może tak właśnie miał zakończyć się mój popieprzony żywot? Jako pożywka dla dzikich zwierząt?
Telefon zawibrował głośno, czym mnie przestraszył. Zabrałam go tylko dlatego, że był starym nieużywanym rupieciem bez lokalizatora. Wyciągnęłam więc urządzenie z brązowej, skórzanej torebki dzieła jednego z najlepszych projektantów. Miałam takich rzeczy mnóstwo, pełną garderobę wielkości dużego pokoju. Nie pamiętałam już, co było markowe, a co z sieciówki, ale ta torba miała wytłoczony znaczek, choć dla mnie to był tylko kolejny gadżet. Spojrzałam na ekran telefonu, na którym widniał symbol rozładowującej się baterii. Mimowolnie mój wzrok spoczął na godzinie. Dwunasta dwadzieścia. Odblokowałam czarny już ekran i włączyłam folder ze zdjęciami. Były tam fotografie sprzed kilku lat. Uśmiechnięty blondyn, wręcz zarażający swoją miłością, patrzył nie na obiektyw, tylko na mnie.
Co się z nami stało?
Telefon zapikał znowu, by po chwili całkowicie się rozładować.
W przypływie bezsilności, wyrzuciłam urządzenie daleko za siebie. Co mi po nim? Nie miałam żadnych znajomych, którym mogłabym wyjaśnić, co się stało i jak się czuję, gdzie jestem. Czy żyję.
Zapłakałam żałośnie, ukrywając twarz w dłoniach. Tak bardzo chciało mi się pić i byłam tak bardzo wyczerpana psychicznie, jak i fizycznie. Chciałam już umrzeć. Dlaczego byłam tak głupia i się nie przygotowałam na taką ewentualność, na ucieczkę? Cóż... wiedziałam, że on by się domyślił, że coś knuję i oberwałabym jeszcze bardziej.
W tej chwili najgorsze było to, że po tej drodze od kilku godzin nie przejeżdżał żaden samochód, więc było dużym prawdopodobieństwem, że nikt mnie nie znajdzie i zostanę zjedzona przez dzikie zwierzęta. Nie zostanie po mnie ślad.
A czy ktoś by w ogóle zapłakał za mną, po mnie? Nie było nikogo, kto przyniósłby na mój grób kwiaty.
Nawet on.
CZYTASZ
Amandine. Pragnienie miłości JUŻ W SPRZEDAŻY
RomanceKSIĄŻKA WYDANA PRZEZ WYDAWNICTWO WASPOS❤❤❤ Dla Amandine koszmar stał się rzeczywistością. Myślała, że ucieczka była jedyną drogą, by uwolnić się od codziennego piekła. Dla Evana zdrada ukochanej żony okazała się ciosem prosto w serce. Myślał, że uc...