Przy wąskiej, lecz ruchliwej ulicy znajdował się niski, biały budynek z logiem napisanym czarną kursywą, który głosił „Atelier Styles". Już z zewnątrz widoczne były przewijające się w środku sylwetki i okazałe eksponaty, które przyciągały uwagę niejednego przechodnia.
W budynku znajdowały się jasne ściany, które wraz z jedną w kolorze spiżu tworzyły przyjemny kontrast z gresową, antracytową podłogą. W celu zorganizowania wystawy zostały posprzątane wszelkie akcesoria, które służyły właścicielom do tworzenia, lecz mimo pustki i braku przedmiotów kojarzących się z artystami, wnętrze wciąż sprawiało wrażenie przytulnego, dzięki naturalnemu światłu w jednej z sal i przyjaznymi dla oczu dębowymi belami pod sufitem.
Tłum szepczących ludzi, stukot obcasów i radosne uderzanie kryształowych kieliszków roznosiło się po niewielkim atelier, idealnie komponując się z delikatnymi dźwiękami muzyki filmowej rozbrzmiewającej w tle.
Pierwsze wystawy zawsze były bardziej wytworne, ponieważ zaproszeni ludzie to głównie krytycy, koneserzy i przyjaciele, ale każda z grup napawała się widokiem nowego, absolutnie cudownego przeglądu prac zorganizowanego przez Louisa i Harry'ego Tomlinsonów.
Wspomniani mężczyźni patrzyli na siebie z uczuciem, a na ich twarzach widoczne były zadowolone uśmiechy. W milczeniu studiowali swoje twarze, odczytując z nich każde, najmniejsze wspomnienie ze wspólnej podróży do Włoch, która zainspirowała ich do ponownego skupienia się na człowieku w swoich pracach. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że mężczyźni są dumni ze swojego sukcesu.
Louis z radością spoglądał w zielone oczy swojego wspólnika, podziwiając jego opaloną skórę i zadrżał, gdy przypomniał sobie Harry'ego pochylającego się o czwartej nad ranem nad nieuformowanym gipsem w samych bokserkach, z białymi od masy dłońmi oraz pasją wymalowaną na całej twarzy. Szatyn zawsze zachwycał się tym, jak niespodziewanie pracował jego mąż. Pomysł w jego umyśle rodził się przez cały dzień, a on miał nieograniczoną ilość czasu na zaprojektowanie i wykonanie swojej pracy, którą mógł wykonać na spokojnie we wspólnej pracowni, lecz jeszcze nigdy nie zadziałał w podobny sposób. Harry Styles był człowiekiem chwili - nieważne, w jakim momencie jego życia dostał natchnienia, od razu musiał je spełnić.
Cholera, Louis był pewien, że jeśli Harry poczułby to na ślubie, to bez wahania opuściłby szatyna przy ołtarzu.
Mimo wszystko niebieskooki wiedział, że i tak byłoby warto zostać ośmieszonym na ich wspólnej uroczystości, jeśli to równałoby się z tym, że jego partner stworzyłby kolejny projekt, który później zamieniłby się w marmurowe lub grafitowe dzieło. W dodatku, Louis jest pewien, że byłby muzą Harry'ego, a nie ma nic lepszego, niż oglądanie jego mężczyzny w akcie pasji, którą spowodował on sam.
W każdym razie, dobrze, że mają to już za sobą, a Harry zdołał wytrzymać do końca ceremonii.
Zwiedzający zachwycali się tematem przewodnim, widocznym w pracach partnerów, podziwiając to, w jaki sposób wznieśli człowieka na piedestał, kolejny raz łącząc ze sobą dwie dziedziny sztuki. Tym razem Louis postanowił nie robić żadnego zdjęcia w kolorze, by widocznie na nich było tylko ciało. Otynkowane dłonie, roziskrzone spojrzenia, zmarszczki w kącikach oczu i pełne usta były głównym tematem jego fotografii, które chronione były cienkimi, szklanymi antyramami.
Harry natomiast pod wpływem włoskiego szału i całkowitego szacunku wobec geniuszu Berniniego stworzył cztery, zaskakująco realistyczne rzeźby, trzy w marmurze i jedną – najmniejszą - w graficie.
Charakterystyczne formy ludzkiego, okrytego cienką szatą ciała stały przy ciemnoszarej ścianie. W prawym rogu sali umieszczona została para tancerzy, która ściśle do siebie przylegała, a dokładnie wypolerowany marmur tworzył aluzję potu, osadzonego na ich ciałach. Dłonie mężczyzny pewnie wbijały się w ciało tancerki, odznaczając się na jej kruchym ciele, nasilając wrażenie uczucia, które było między nimi. W lewym rogu znajdował się posąg nieznanego, ulicznego grajka z odsłoniętą klatką piersiową, którego twarz skąpana była w nieznanym, ale przejmująco realistycznym bólu. Pomiędzy tymi skrajnościami, znajdowało się popiersie Louisa i Harry'ego, osadzone na niewielkim czarnym podeście.
CZYTASZ
I felt you slip away so slowly | Larry
FanfictionŁatwiej jest odejść ze świadomością, że jest się dla kogoś niczym. Jednak, gdy każdy twój kolejny oddech jest wszystkim dla osoby, która patrzy na ciebie jak na jedyny cud świata - życie staje się skomplikowane. Czyli: Louis i Harry to niezły duet...