Rozdział 1

7 0 0
                                    

Pani Burton uderzyła otwartą dłonią tuż obok mojej głowy, którą wygodnie ułożyłam na szkolnej ławce.

- Przepraszam, miałam nieprzespaną noc - ocknęłam się półprzytomna.

- Jeszcze raz!... A twoja ocena z zachowania zostanie obniżona.

- Przepraszam - odparłam ze skruchą, choć w głębi duszy miałam ochotę wsadzić jej kołek w ten stary pomarszczony ryj.

Po chwili zaczęła ciągnąć monolog o "Hamlecie" w trakcie, gdy ja z trudem powstrzymywałam się od przymknięcia oczu.

Po dziesięciu minutach dzwonek wyrwał mnie z zadumy powodując intensywny zastrzyk energii. Wyskoczyłam z sali ułamek sekundy po spakowanii zeszytu i długopisu. Długa przerwa. Dwadzieścia minut unikania wzroku Chucka, który jak jakiś demon był w stanie wyszukać mnie w tłumie uczniów już trzecią przerwę.

Niczym puma czaił się, patrząc spod długich rzęs. A czasami potrafił nawet rzucić w moją stronę głupkowaty uśmiech. Ja oczywiście zerkałam na niego kątem oka jak spłoszona sarna. Bo chociaż czułam jego spojrzenie skupione na swej osobie, było w nim coś, co nie pozwalało mi całkowicie go unikać.

 Bo chociaż czułam jego spojrzenie skupione na swej osobie, było w nim coś, co nie pozwalało mi całkowicie go unikać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W końcu zdobyłam się na odwagę. Odeszłam od tłumu znajomych i wściekła ruszyłam w jego stronę.

- Zajmij się czymś! - wysyczałam, stając nad nim. On zaś spojrzał na mnie spod dęba, milcząc. Ja niestety - głupia i nieśmiała odwróciłam wzrok. Inaczej się nie dało. Potrafił przebić mnie na wylot swym szmaragdowym spojrzeniem. Prześwietlić moje emocje i odkryć lęk. Niczym demon wysysał ze mnie energię, przez co miałam wrażenie, że za moment upadnę przed nim na kolana.

- Wyjdziesz ze mną na spacer? - wręcz wyszeptał.

- Zabawne - odparłam, po czym odwróciłam się na pięcie i już miałam wrócić do grupy znajomych, kiedy on chwycił mnie z całej siły za nadgarstek.

- Wyjdziesz ze mną na spacer? - spytał ponownie, a ja z wściekłości zacisnęłam zęby.

- Nie

Umocnił ścisk, przez co delikatnie stęknęłam z bólu. Chciałam, aby ktokolwiek to zauważył, ale wszyscy zajęci byli rozmową pomiędzy sobą nawzajem. Delikatnie pociągnął mnie z swoją stronę, a usta przystawił do mojego ucha. Subtelnie je musnął.

- Wyjdziesz ze mną na spacer - stwierdził. - I nie jest to pytanie. Ani prośba.

Wyrwałam się z jego ścisku, gdy tylko go poluzował i uciekłam do swoich przyjaciół, nie oglądając się nawet za siebie. Jak się okazało, Tori bacznie przyglądała się całej sytuacji. Wzięła mnie więc na stronę.

- Oszalałaś?! - warknęła cicho - Chuck Winston?

- To nie moja wina. Sam się na mnie uwziął.

BlackoutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz