Rozdział 1

993 42 4
                                    


Clarke Pov


Właśnie doczekałam się upragnionego dnia!
Dnia, w którym wszystkie złe rzeczy, i wszyscy źli ludzie raz na zawsze znikną z mojego życia. Okropnie drażniący uszy dźwięk zardzewiałych dzwonków, usadowionych w rogu na każdym piętrze budynku zabrzmi ostatni raz. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa, w miejscu jakim jest ceglana konstrukcja. Nienawidziłam tu być nie ze względu na to, iż zamiast nauki mogła bym wylegiwać się całymi dniami na kanapie i oglądać kiepskie komedie romantyczne. Zwyczajnie przerażali mnie ci wszyscy ludzie którzy otaczali moją osobę.

Próbowałam zrozumieć ich niechęć do mnie, jednak szybko się poddałam. Nie chciałam też udawać kogoś kim nie jestem, czy kupować sobie znajomych za pieniądze, które zarabia moja rodzicielka. Matka jest dla mnie największym autorytetem, mimo że kocham sztukę i bardziej interesuję się malarstwem, pójdę w jej ślady - będę leczyć ludzi, ratować ich od śmierci i dawać nadzieję na lepsze jutro.

Mimo że utrzymujemy się tylko z jej dochodów, na nic nie mogłam narzekać. Posada jednego z lepszych lekarzy w całym mieście, ustawiła nas na wiele lat.

Nikt o tym nie wiedział, nie chciałam by znajomi z klasy byli świadomi, że moja sytuacja finansowa jest wręcz idealna. Wtedy pewnie obracała bym się w towarzystwie zakłamanych rówieśników, liczących na to, że co jakiś czas zapłacę za kawę lub zaproszę na pizzę. Zupełnie tak, jak starsza o parę lat dziewczyna, którą czasem spotykam na korytarzu. Zainteresowanie właścicielką pięknych szmaragdowych oczu było jedyną sprawą, która łączyła mnie z tymi wszystkimi ludźmi. Czułam, że jest wyjątkowa - zawsze chciałam ją poznać lub chociaż wymienić z nią pare zdań. I to nie dla tego, że była bogata czy podążała za modą. Miałam wrażenie, że za tą kamienną maską bogaczki, kryje się dobra duszyczka oraz idealna modelka, którą w końcu mogła bym naszkicować.

***

Matematyka jak zwykle okropnie się ciągnęła. Całe szczęście to ostatnie spotkanie z ciemnoskórym mężczyzną imieniem Thelonius. Facet był na prawdę cierpliwy. Gołym okiem można było dostrzec, że ta praca była jego powołaniem.

- Widzę, że panienka Griffin już jest na wakacjach. - Oznajmił ironicznie zbliżając się do ostatniej ławki przy oknie, którą właśnie zajmowałam.

Wyrywając się z zamyśleń, szybko zamknęłam swój szkicownik, bez którego zwykle nie ruszałam się z domu. Zawsze znalazłam czas na rozwijanie swojej pasji, szczególnie robiłam to w szkole. Wciąż rysowałam nowe sylwetki jak i również cuda natury, jakie miałam okazję podziwiać w parku nieopodal szkoły. Czasem dawałam ponieść się fantazji, szkicowałam postapokaliptyczne postacie i tworzyłam różne, krótkie historyjki z nimi w roli głównej.Tymi postaciami zwykle byli właśnie moi "znajomi" z klasy, jak i nauczyciele, czy randomowi przechodni, z którymi miałam okazję minąć się gdzieś na ulicy, czy na korytarzu przeklętego, ceglastego budynku.

- Może pochwalisz się nam co tam masz? - Matematyk stał już nade mną i wyciągał muskularną dłoń w stronę mojego zeszytu, wypełnionego "bazgrołami". Odruchowo zabrałam go ze stołu i mocno zacisnęłam obie dłonie na twardej, brązowej okładce. Spojrzałam w jego ciemne oczy z przerażeniem, a po chwili poczułam jak coś uderza mnie lekko w głowę... Kartka papieru zgnieciona w kulkę.

W jednej sekundzie ciszę panującą w klasie, zakłócił złowrogi śmiech osób z którymi byłam zmuszona się uczuć.
Odwróciłam głowę w bok niemalże od razu i spojrzałam na Finna. Brunet uważał się za lepszego od innych, zawsze się wywyższał i robił z siebie durnia. Mimo swego wieku, zachowywał się jak rozpieszczony dzieciak, któremu wszystko zawsze było można. Śmiał się bez opamiętania, aż w końcu odezwał się drwiącym tonem.

Beautiful Liar // ClexaWhere stories live. Discover now