Rozdział 3

502 34 8
                                    

Clarke Pov

Od feralnego zdarzenia, jak i zakończenia roku szkolnego minął już tydzień. W moim życiu nic zbytnio się nie zmieniło, oprócz tego iż w końcu poczułam wolność.

Miałam bardzo wiele czasu dla samej siebie, jednak taka leniwa rutyna dnia w zupełności mi nie odpowiada. Dobrze że czasem Raven wpadła do mnie w odwiedziny, czy wyrwała mnie na jakiś spacer po naszym ulubionym parku, nieopodal starej szkoły,do której kiedyś chodziłyśmy razem. Gdyby nie ona, zgniła bym w łóżku,i przytyła z dobre dziesięć kilo,przez fast foody, na które z dnia na dzień, nabierałam coraz większej ochoty.

Niezdrowe żarcie niestety jest uzależniające i zdaję sobie z tego sprawę.

Całe szczęście moja rodzicielka, zaproponowała mi coś, czego nie byłam w stanie odmówić. Mogłam chodzić z nią do pracy, uczyć się wszystkiego od fachowca, przyglądając się i dopytywać o rzeczy, które nie bardzo pojmowałam. Sama zaś mogłam tylko sprzątać gabinet. Zdawałam sobie sprawę, że to bardzo obciążało by moją mamę. Ta kobieta ma wystarczająco dużo na głowie.

***

W moich myślach ciągle była Lexa, nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Sama nie rozumiem dlaczego, w końcu 4 lata czekałam na ten moment, w którym ją poznam,czy zamienię parę słów. A tu proszę,dzięki niej mój szkicownik wrócił do mnie w prawie nienaruszonym stanie. Były w nim wszystkie moje wspomnienia i nie tylko. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego do tej pory jeszcze ani razu nie narysowałam Woods.

W moim rysowniku, można było znaleźć nawet Pike'a, nauczyciela od wychowania fizycznego. Niechęć jaką do niego pałałam była na prawdę ogromna. Zupełnie taka sama, jak do lekcji sportu, która szła z nim w parze.

W końcu po kilku dniach przerwy, od ulubionego zajęcia, chwyciłam ołówek i zaczęłam przypominać sobie twarz Lexy. Jej skóra posiadała nieco ciemniejszy kolor od mojej, tęczówki miały intensywny, zielony blask, a pełne usta zapewne musiały smakować,niczym dojrzałe, słodkie maliny. Włosy za każdym razem, kiedy ją spotykałam były zaczesane na bok. Gęste, intensywnie brązowe, długie i falowane. Na samą myśl o niej, nieco się zaczerwieniłam.

Śmiało mogłam nazwać ją swoją bohaterką, dzięki której uwolniłam się od bandy idiotów, tego feralnego dnia. Pomyślałam, że przedstawię ją właśnie w taki sposób na ilustracji, którą zaczęłam powoli tworzyć. Stawiałam kreskę za kreską w ogromnym skupieniu. Nawet nie wiem kiedy, a moja ulubiona playlista z telefonu, skończyła się, i nastała głucha cisza, która wyjątkowo w ogóle mi nie przeszkadzała.

Kobieta na moim szkicu,ubrana była w dostojne,czarne ubrania,zdobione czerwoną szatą, ciągnącą się wzdłuż jej pleców. Dorysowałam również metalowy naramiennik, a w uścisku jej dłoni,wcisnęłam miecz. Kobieta stała,w pozycji gotowej do ataku. Wszystko już prawie było gotowe, jednak uznałam że czegoś mi tu brakuje.

Przyjrzałam się uważnie twarzy, przymrużając przy tym oczy. Pomyślałam że może jakaś niewielka blizna na policzku, nadała by jej charakteru, i już miałam zacząć ją dorysowywać, ale wpadł mi do głowy o wiele lepszy pomysł - Barwy wojenne, które często zdarzało mi się rysować na twarzach innych postaci.

Chwilę się zastanowiłam, jak powinny wyglądać. Nie byłam pewna, czy coś w rodzaju czarnych łez będzie do niej pasować, ale zaryzykowałam - Zawsze przecież mogę je zmazać i wymyślić coś nowego.

Za pierwszym razem, wszystko wyglądało beznadziejnie, jednak nie poddawałam się i doskonaliłam makijaż Komandor.

Przyglądając się ilustracji, którą mogłam uznać za gotową, poczułam niedosyt. Dorysowałam tam również siebie, jak i szkolnych łobuzów, którzy ubiorem przypominali ludzi, należących do Lexy.

Beautiful Liar // ClexaWhere stories live. Discover now