Czy jego reakcja była prawidłowa? Może powinien rzucić tą szklanką o ścianę? A może jeszcze nie zareagował? Tak w ogóle, to jak prawidłowo reaguje się na wiadomość o samobójstwie osób, z którymi przeżyło się tyle lat? Może do takiej reakcji dopiero dojrzeje? Do czegoś tak ostatecznego należy chyba dopiero dojrzeć, zanim się na to coś zareaguje. Czy to, że po wyjściu inspektora siedział tak nieruchomo w fotelu przez dobre parę minut ze szklanką koniaku w jakikolwiek sposób cokolwiek mogło o nim świadczyć? A jeżeli tak, to, co?
A jemu przez te wszystkie lata wydawało się właśnie, że, do czego jak, do czego, ale do spraw tak ostatecznych dojrzał aż za bardzo. Jakże się niestety pomylił. Będzie musiał nauczyć się z tym żyć jakoś dalej, inaczej ... Co? Właśnie. W jego przypadku (i w jego wieku) nie wchodziło już w grę żadne "inaczej". Zatoczył pełny krąg. Wrócił do punktu wyjścia (sytuacji sprzed czterdziestu lat) i z przerażeniem odkrył, że ponowne "stawianie wszystkiego na jedną kartę" byłoby już nawet nie tyle absurdalne, co po prostu śmieszne. Tak jak śmieszne mogą być starcze porywy romantyzmu dla młodych.
Pytania te szybko jednak przesunęły się (z pewnością tylko chwilowo) na plan dalszy. Na pierwszy wysforowało się zupełnie inne: czy mógł temu w jakikolwiek sposób zapobiec? To, co zrobiła było ostatnią rzeczą, o jaką by mógł ją podejrzewać. Pamiętał jednak, że dokładnie tak samo myślał niecałe pół raku wcześniej, kiedy po prostu od niego odeszła zupełnie nic mu nie mówiąc. Wciąż odczuwał ten cios tak intensywnie, jakby opuściła ten dom zaledwie przed paroma dniami. Pamiętał jak jego sześćdziesięciotrzyletnie serce momentalnie niebezpiecznie przyspieszyło, kiedy znalazł w sypialni ten krótki liścik. Naturalnie najpierw pomyślał, że to jakiś dziwny żart - chociaż takowe po prostu nie były w jej stylu. Lecz gdy godziny milczenia przechodziły już w dni, ów głupi żart (jak się jeszcze próbował pocieszać) zaczął niestety szybko nabierać upiornych cech prawdy obiektywnej.
Ale dlaczego?
Jeżeli w trakcie ich trzydziestoparoletniego związku jeszcze jej czegoś nie ofiarował, to właśnie powodów do czegoś takiego właśnie.
Wiedziała, co robi. Gdyby nie zostawiła mu żadnej wiadomości, już następnego dnia zgłosiłby jej zaginięcie na policji. Zapewniała go w nim, że wkrótce się odezwie. I w końcu to zrobiła. Zadzwoniła. Po blisko miesiącu. Wcale nie sprawiała wrażenia osoby zbytnio tym wszystkim przejętej. Raczej takiej, która znalazła wreszcie trochę czasu i wykręciła ich numer telefonu stacjonarnego w przerwie pomiędzy czymś o wiele bardziej absorbującym.
Dzwoniła w sprawie bardzo formalnej, ale nie finansowej. O domu nawet nie wspomniała. Dlatego powód jej odejścia był dla niego tak przerażający po prostu.
- To będzie ostatnia nasza rozmowa.- Głos Anety był bardziej niż opanowany. Wyczuwał w nim szyderczą nutę satysfakcji. A może mu się tak tylko wydawało?
- Nie rozumiem. Dlaczego?! - Sewerynowi natomiast daleko było do takiego opanowania, jakie prezentowała Aneta. - O co chodzi?! Co takiego zrobiłem?!!?
- Nie w tym rzecz. Może byś to zrozumiał, ale nie wiem czy powinnam ci o tym mówić, skoro ty nie poczuwałeś się do obowiązku przez te wszystkie lata też o czymś mi powiedzieć.
Rozmawiali jeszcze tylko parę minut. Jednak w ich przypadku trudno było to nazwać rozmową. Nie powiedziała mu gdzie się zatrzymała. Ich syn też nic na ten temat nie wiedział, ale nie sprawiał wrażenia zbytnio tym zaskoczonego, co Seweryna jeszcze bardziej zbiło z tropu i zaszokowało. Powiedział, że nie wie gdzie mogła udać się mama, ale nie wypadł w tej roli zbytnio przekonująco. Poza tym jego też nie było aktualnie w mieście. Niby promował swoje książki.
Czyżby rozmawiała wcześniej z ich dzieckiem i naplotła mu jakichś głupot na temat jego ojca? To, że ich syn był jakoś w to wtajemniczony zaczynało być dla niego wręcz oczywiste. Przed kim jak, przed kim, ale przed powieściopisarzem pewne osoby zawsze będą się czuć swobodnie i swobodnie będą się przed nimi spowiadać. A już na pewno taka, która go urodziła.
Myśl o Szymonie obróciła głowę Seweryna nieznacznie w prawo, a jego wzrok skierowała na dwa zaczytane egzemplarze dwóch powieści syna.
- To dla ciebie tato - powiedział Szymon, wręczając mu egzemplarze nowych książek. - Czytaj dotąd, aż zrozumiesz, o co mi może chodzić. Jak ci się będzie nudziło...
A że nudziło mu się coraz częściej, to czytał. W przerwach pomiędzy codzienną rutyną - a w wieku przeszło sześćdziesięciu lat zostało mu jej już naprawdę całkiem niewiele -, podążał nie jeden raz linijkami i akapitami różnych przerażających ponadnaturalnych wydarzeń i ich długotrwałych (pokazujących swą twarz po latach knowań) implikacji. Niektóre fragmenty znał już prawie na pamięć, co nie przeszkadzało mu zaczytywać się nimi wciąż od nowa. Niesamowite było w nich właśnie to, że za każdym razem, kiedy zabierał się do ich lektury, mógł liczyć na niejedną nowinkę interpretacyjną, której wcześniej jakoś nie brał pod uwagę.
O samobójstwie jego żony i syna poinformowała go stara znajoma Anety. (A kiedy zaklinał się przed nią, by powiedziała mu, gdzie się przed nim ukrywa, przysięgała, że o niczym nie wie.) Znaleźli ich razem w mieszkaniu Szymona. Oboje połknęli taką samą dawkę jakichś proszków. Ale zostawili mu prezent. A jakże! Kopertę dostał parę dni po telefonie. Ciekawe, kto ją przysłał? Było w niej sporo zdjęć. I chociaż ciężko byłoby zaliczyć je do pornografii, jednoznacznie ukazywały, iż nie "próżnowali" przez ostatnie lata. Nawet na tych najaktualniejszych widać było, że nawet teraz, Aneta była tak samo atrakcyjna jak wiele wiele lat temu.
Nie było żadnych słów. Nic, poza garstką zdjęć z datami w lewym dolnym rogu każdej ekspozycji, oraz niewielką błękitną kwadratową fiszką z jakimś nieznanym mu adresem. Nic więcej. Wiedział, gdzie to mniej więcej jest, lecz nikt mu znajomy tam nie mieszkał. Kiedy obserwował przez pół dnia wskazany na karteczce dom, upewnił się tylko, że pamięć go jeszcze nie zawodzi i kompletnie nie zna zamieszkujących go ludzi.
Nie mógł jednak ot tak sobie wejść tam i zacząć wypytywać jego domowników nie wiedząc nawet, o co.
Wyjście z tego koszmarnego impasu chcąc nie chcąc podsunął mu inspektor policji, który zaintrygowany dziwnym przypadkiem samobójczej śmierci matki i syna, odwiedził Szymona jakiś czas (stosownie) później i zadał w związku z tą niecodzienną sprawą parę pytań.
I właśnie odpowiadając na nie, Seweryn nagle postanowił wyjawić mu wszystko.
Obiecując zająć się sprawą w przerwie między biurokratyczną rutyną schował błękitną fiszkę do kieszeni i wyszedł.
Ku jego zaskoczeniu, zjawił się ponownie niecały tydzień później, zauważalnie bardziej zmieszany niż sam pewnie oczekiwał.
- Tak naprawdę, to nie wiem, co o tym wszystkim myśleć - powiedział. - Może pan będzie mógł mi to choć trochę rozjaśnić?
- To znaczy, że dowiedział się pan czegoś?
- Tak. Tylko jeszcze bardziej mi to wszystko zapętliło.
I opowiedział mu o rozmowie z gospodarzami problematycznego dla Seweryna domu, którą przeprowadził zaraz po swojej poprzedniej (pierwszej) wizycie tutaj. Albo raczej z jednym z gospodarzy.
Młodzi ludzie, których tam widział tylko wynajmują piętro, a właścicielką całości jest blisko osiemdziesięcioletnia wdowa, której w prowadzeniu interesu (i w ogóle, jak się okazało) pomaga czterdziesto paroletni syn brata męża zmarłego przed laty. I to właśnie z nim rozmawiał.
- Owa staruszka... jest trochę nie w pełni władz umysłowych. Andrzej pomaga jej w każdy możliwy sposób. Praktycznie sam zajmuje się wszystkim. Nigdy nie miał szczęścia do znalezienia jakiejś satysfakcjonującej pracy, więc bez wahania przyjął propozycję wujka. Zresztą bardzo ich wszystkich kochał i nigdy nie mógł pogodzić się z tym, co się im przytrafiło. Wuj, Wojciech Borkas, zapisał mu dom pod warunkiem, że będzie opiekował się jego żoną, Matyldą, a swoją ciotką. Mieszka na parterze ze swoją żoną i dziećmi.
- Przepraszam, ale nie widzę...
- I ja nie widziałem związku, dopóki nie wyjaśnił mi przyczyny umysłowego zagubienia jego ciotki.
- To znaczy?
- Prawie czterdzieści lat temu, jej syn... Syn Matyldy i Wojciecha Borkasów, Marek, popełnił samobójstwo. Straszny widok. Włożył sobie lufę rewolweru w usta. Jej umysł uciekł i od tamtego czasu błąka się prawdopodobnie po komnatach i korytarzach szczęśliwszych wspomnień sprzed lat. Wiedziałby pan, co mam na myśli, gdyby pojechał tam ze mną.
- Ale...
- No dobrze. - Inspektor sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął jakąś fotografię. - Niech pan spojrzy tylko na to. Muszę to oddać. Powiedziałem, że wypożyczam do sprawy na dwadzieścia cztery godziny. Nie miał nic przeciwko, ale prosił o zwrot. To ulubione zdjęcie Matyldy Borkas. Gdy zaczyna popadać w posępny nastrój, wystarczy, że spojrzy tylko na nie i od razu przechodzi w nastrój, w jakim miałem szczęście ją akurat zastać.
- Ale skąd oni wzięli zdjęcie mojego syna ? - zapytał chyba już tylko sam siebie Seweryn, patrząc na uśmiechniętą twarz Szymona. - I po co..?
- Chodzi o to, że jest to zdjęcie syna Matyldy Borkas. Fotografia Marka Borkasa. I zjawiłbym się tutaj z tym natychmiast, ale tak mnie to zbiło z tropu, że musiałem się upewnić, co do jej autentyczności. Właśnie na to straciłem te kilka dni.
- I upewnił się pan? - powiedział bardziej niż zapytał Seweryn, nie patrząc przy tym na inspektora.
- Właśnie. W tym cały kłopot.
- W tym, że się pan upewnił?
- Tak.