Prolog

160 18 0
                                    

Była noc. Znajdowałam się w środku lasu. Szłam udeptaną ścieżką, uważając, żeby żadna ostra gałąź mnie nie drasnęła. Podziwiałam smugi  światła, dawane przez księżyc. Nabrałam powoli dużo świeżego, wilgotnego powietrza. Rozejrzałam się dookoła.
Wszędzie były drzewa, ale nie wyglądały normalnie. Ich kora była postrzępiona, a korzenie skręcały się ze sobą tworząc różne kształty. Liście w niektórych miejscach miały czerwone plamy. Poczułam uścisk w żołądku. Coś było nie tak. Niepokój i lekki strach odmalował się na mojej twarzy. Wokół zaczął panować metaliczny zapach wymieszany z siarką. Zmarszczyłam brwi, kiedy usłyszałam trzask łamiące gałęzi. Zerwał się wiatr.
Ktoś tu był...
Niewiele się zastanawiając poderwałam się do biegu, ale strach opanował całe moje ciało.
Biegłam...
Biegłam...
Coraz szybciej...
Nie mogłam się zatrzymać...
Minęło kilka minut...
A ja wciąż biegłam...
Dźwięk ciężkich kroków rozchodził się echem. Zaczęłam głęboko oddychać. Po mimo zmęczenia nie zatrzymałam się. W oddali było słychać szum wody. Dotarłam na skraj lasu. Kilkanaście metrów dalej był klif. Oparłam dłonie na zgietych kolanach. Kropelki potu wpływały po moim czole.
Urywany oddech...
Pot...
Zmęczenie...
Swąd siarki...
Zapach zgniłego mięsa...
Ucieczka...
Postrzępiona kora...
Ślady pazurów.
Czerwone plamy...
Krew.
Ciężkie kroki...
Bestia.
Wytrzeszczyłam oczy. Kilka metrów za mną znajdowało się zwierzę. Połączenie ciała niedźwiedzia i pyska kojota. Masywne łapy lwa i długi ogon węża.
Tego czegoś nawet nie da się opisać...
Stworzenie rozwarło swoją paszczę, ukazując rząd szpiczastych, śmiercionośnych zębów. Ślina  skapywała mu na futro, ale on się tym nie przejął. Wielkie czerwone oczy patrzyły na mnie. Błyszczały jak dwa rubiny. Podniosłam rękę w geście pokoju.
- Dobry stworek.- spojrzałam w stronę klifu. To była jedyna droga ucieczki.
Cofnelam się o krok, ale zwierzę warkneło i natychmiast wystawiło łapę. Wysunęły się z niej cztery długie pazury.
- Wow! Spokojnie! Wiem, że jestem zajebista i mnie polubiłeś... Ale nie musisz mnie od razu pożerać!
Przychylił łeb, jakby rozważał moje słowa. Jednak pewnie się rozmyślił, ponieważ sprężył się i skoczył w moją stronę. Cofnęłam się błyskawicznie sięgając po gruby patyk, leżący obok mojej stopy. Z całych sił rzuciłam nim w głowę zbliżającej się bestii. Miałam nadzieję, że to ją chociaż na trochę zatrzyma, ale tego się nie spodziewałam. Stwór złapał w locie patyk. Po czym upadł na ziemię wgryzając się w niego. Przełknęłam głośno ślinę. W ciągu kilku sekund przerwał drewno i ... połknął je. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Zamiast uciekać patrzyłam na całe widowisko.
- Smaczne?
Pokręcił łbem, pozbywając się resztek swojego "jedzonka".
-Wybacz, pewnie nabawisz się niestrawności, ale...- udawałam zamyślenie-... muszę spadać!
Ruszyłam w stronę klifu. Ominęłam zwinnie krzewy. Skoczyłam nad spruchniałym, leżącym konarem. Wylądowałam na ugiętych nogach. Zza pleców usłyszałam jedynie potężny ryk.

Raczej nie spodobało mu się, że kolacja mu zwiała.

Adrenalina cały czas buzowała w moich żyłach. Przyspieszyłam ile mogłam. Po chwili dotarłam do krawędzi. Było strasznie wysoko. Nie miałam teraz czasu na wahanie.
Jeżeli zostanę to zginę, a  jeżeli skoczę może przeżyje...
Kluczowe słowo "może".
Trudno...
Po chwilowych rozmyśleniach, podjęłam decyzję.
Skończyłam. Znalazłam się nad przepaścią, a teraz spadałam. Z moich ust wyrwał się niekontrolowany krzyk. Nie czując gruntu pod nogami, zaczęłam nimi machać.

Obudziłam się w swojej kapsule. Przerażona zaczęłam szybko oddychać. Brakowało mi tchu.
To tylko sen...
Ale miałam wrażenie, że to stało się naprawdę. Nadal czułam metaliczny zapach. Bolały mnie nogi, jak po przebytym maratonie. Było... inaczej. Zresztą zawsze, gdy mam takie realistyczne sny.
Odrzuciłam kołdrę na bok. Miałam na sobie uniwersalną piżamę, czyli szarą koszulkę i czarne, luźne spodnie do kolan. Według tutejszych standardów, każdy takie otrzymał.
Wszyscy żyliśmy w podziemnej stacji badawczej. Na początku Rząd Federalny chciał sprawdzić, czy pod ziemią można żyć. Prowadził badania gleb oraz różnych surowców mineralnych. W późniejszym czasie odkryto, że można czerpać z nich energię. Ta informacja była kluczowa. Wtedy zaczęły się prace budowlane. W przeciągu kilku lat rozbudowano zwykłą stację, na wielki podziemny świat. Ludzie zachwycali się. Gospodarka rozwinęła się błyskawicznie. Przez uzyskaną energię oplacano szkoły, szpitale, muzea, teatry, domy, mieszkania. W skrócie cały świat. Miasta się rozrastały. Wszyscy żyli w dostatku, nie mając ograniczeń. Osiągali kariery bez wysiłku. Zakładali rodziny.
Z czasem niektórym zaczęło to przeszkadzać.  Część ludzi postanowiła pozostać w naturalnym środowisku. Budowali chatki w lesie, szałasy. Wybierali skromne życie. Uczyli się jak przetrwać na łonie natury. Dlatego nazwano ich Naturalnymi Wyrzutkami, w skrócie NW, ,,zacofana  ciemnota".
Niecałe siedemdziesiąt lat później na Ziemi zaczęły dziać się niepokojące zjawiska. Słupy energetyczne zaczęły niekontrolowanie pękać. Tworzyły się tornada. Nastąpiły trzęsienia ziemi, a nawet jedno tsunami. Woda zniszczyła wiele konstrukcji i zabytków. Farmy i role zostały skażone przez kwaśne deszcze. Rozwalone przewody elektroniczne przyczyniły się do różnego rodzaju pożarów.
Świat ogarnął chaos i mrok. Nikt nie wie dlaczego tak się stało. Mieszkańcy próbowali się ratować na różne sposoby. Próbowali zamknąć się w piwnicach domów. Zbierali wszystko co mieli, ale to się nie sprawdziło. Doszło do ludobójstwa, ponieważ każdy chciał przetrwać, a miejsce było ograniczone. Jednak w całym tym zamęcie znalazł się jeden człowiek, który temu zapobiegł. Nazywał się Stefan McKaitler. Zjednoczył ludzi dając im to czego chcą.
Schronienia.
Bezpieczeństwa.
Wskazał jedyne zapomniane miejsce, gdzie ocalali mogli się ukryć. Stara rozbudowana stacja badawcza. Razem z grupą współpracowników odnalazł właz prowadzący do podziemi. Zebrali to co zostało i umieścili w nowym "domu". Wówczas właz został zamkniety. Od tamtej pory nikt go nie otworzył. Zresztą nie zapowiadało się na to. Tutaj czuli się bezpiecznie. Każdy stał się równy. Już nie zwracali uwagi na biednych, czy bogatych. Tutaj każdy był Ocalałym.

Próbowałam zasnąć już od godziny. Cały czas kręciłam się na łóżku. Nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji. Raz na lewym boku, raz na prawym. Ten sen był bardzo realistyczny.
Krew.
Szybkie bicie serca.
Ucieczka i skok z klifu.
Wszystko działo się szybko i chaotycznie. Na pewno długo tego nie zapomnę. Czasem śni mi się kawałek histori, a po długim czasie następna część.
Ciekawe czy teraz tez tak będzie.
Rozejrzalam się dookoła. To samo lokum już od czterech lat. Ściany pomalowane były na szaro z domieszką zieleni. Podłoga została wyłożona metalowymi listwami. Naprzeciwko mnie znajdowały się stalowy właz, otwierany tylko od zewnątrz. Nigdy nie mogłam sama wyjść. Albo raczej nie próbowałam. Po lewej stronie stała mała czarna, drewniana szafa. W niej trzymałam wszystkie ubrania. Nie było ich za wiele. Tylko cztery stare bluzki, wytarte dresowe spodnie oraz dwa komplety piżamy. Na szafce nocnej bo lewej stronie łóżka stała nie wielka lampka. Obok leżał ubrudzony mazak. Narysowałam nim na ścianie tarcze i oznaczyłam jej środek. Zazwyczaj całe dnie siedziałam na krześle rzucając gumową piłeczka do wyznaczonego punktu. Natomiast metalowy stelaż łóżka z materacem ustawiłam pod samą ścianą. Mimo małego wyposażenia kapsuły, co dwa dni przychodził ktoś posprzątać. Nie rozumiałam tego. Nigdy niczego nie zniszczyłam celowo. No może oprócz pomazanych ścian. Moją jedyną rozrywką było rzucanie piłką do punktu.
Leżałam spokojnie na łóżku. Wyobrażałam sobie słońce. Duże i gorące. Takie, które mnie ogrzeje nawet w najchłodniejszą noc. Moje myśli przerwał dźwięk otwieranego włazu.







Sekrety podziemia (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz