- Dobra... Caesar, musimy porozmawiać. Ostatnio zastanawiałem się nad... niee, to słabe. Może inaczej. Caesar, co myślisz... nie, cholera. To nie ma prawa się udać - Joseph Joestar mówił sam do siebie będąc jedyną osobą w pomieszczeniu.
Chodził w kółko po okrągłym pokoju wciąż starając się ułożyć jakoś potencjalny dialog. Pragnął szybko pozbyć się chociaż jednego problemu, po prostu musiał to z siebie wyrzucić, a nie miał innej osoby, której mógłby się zwierzyć. Zappeli miał zaraz wrócić z dodatkowego treningu dopasowanego do jego umiejętności. Wszystkie mięśnie Jojo wyły z bólu, jednak ani przez myśl mu nie przeszedł pomysł, żeby teraz odpocząć. Chciał mieć już tę rozmowę z głowy, bo ta sytuacja coraz bardziej utrudniała mu interakcje z przyjacielem. Dla przykładu, Zappeli poprosił go dzisiaj o podanie solniczki, kiedy razem z Lisą Lisą jedli śniadanie. Tak się zamyślił, że dopiero po trzeciej powtórce prośby dotarło do niego, że ktoś go o coś zapytał. Normalnie rzuciłby jakimś żartem, jednak teraz trochę pożałował, że naraził sobie tak ważną osobę na małe zdenerwowanie. Kiedy Caesar spytał, czy wszystko z nim porządku, Joseph oczywiście stwierdził, że jest świetnie, nawet się spróbował zaśmiać. Nie miał jednak na to siły, więc wyszło to bardzo sztucznie. Blondwłosy mężczyzna odrazu spostrzegł jego marną próbę aktorstwa i wyraźnie zmartwiony powiedział, że porozmawiają o tym później.
Dlatego właśnie Joestar czekał teraz na niego w pokoju próbując chociaż zaplanować sobie jakieś rozpoczęcie, które nie zabrzmi zbyt... pedalsko. Niestety tylko taki przymiotnik przychodził mu na myśl. Przecież nie był gejem, więc to napewno nie miłość. Skoro nie miłość, to czy musi z nim o tym rozmawiać? Przydałoby się, sam nie jest w stanie tego określić. Jednak kiedy zaczyna ci na kimś zależeć najbardziej ze wszystkich ludzi jakich znasz, każdy możliwy dialog z tą osobą jest jednym z najważniejszych powodów twojej porannej pobudki... to chyba już nie zalicza się do przyjaźni. Przynajmniej on tak myślał.
- Może wcale nie muszę być gejem... - powiedział znowu sam do siebie, robiąc dziesiąte okrążenie wzdłuż okrągłego dywanu - Matko, co ja w ogóle gadam, ja siebie chyba nie słyszę! Ale może jest tak, że po prostu „kocham go" za jego osobę, a nie za jego wygląd? To wtedy to nie jest najlepsza przyjaźń? Chryste panie, już nic z tego nie rozumiem... - złapał się za głowę. Te uczucia były naprawdę trudne. Zwłaszcza, kiedy musiał mierzyć się z nimi pierwszy raz i to w dodatku zupełnie sam.
Zatrzymał się chwilę przy oknie. Widok na morze był uspokajający. Jakieś statki pływały przy moście, z daleka widać było miasto.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Cholera! Nie jestem gotowy! - krzyknął cicho do siebie.
- Jojo? - usłyszał za drzwiami znany mu głos.
- Ee... nie...? Tu, ee... Josephina...? - pacnął się w czoło. Co to w ogóle miało być? Czy naprawdę aż tak bał się tej konfrontacji?
- Niemożliwy jesteś, wchodzę.
Kiedy Joestar to usłyszał, zastanawiał się szybko, czy lepiej będzie wyskoczyć przez okno, czy schować się w szafie. Nie zdążył jednak, bo w w progu stał już jego ostatni problem. Jojo przełknął ślinę, a kropelka potu spłynęła mu po czole. To było jeszcze gorsze niż walka z gośćmi z filaru. Jedno było pewne. Musiał przestać się zachowywać jak przerażona nastolatka, wziąć się w garść i zachować się jak mężczyzna, który chce po prostu powiedzieć swojemu przyjacielowi jak wysoko go ceni, takie proste.
Caesar spojrzał pytającym wzrokiem na Josepha. W jego oczach kryło się również zmartwienie. Przyzwyczaił się do wiecznie uśmiechniętej twarzy swego kolegi, jednak ostatnimi dniami był to rzadki widok.
Zmierzył go wzrokiem, po czym przechodząc obok niego, rozsiadł się wygodnie na kanapie. Czuł ból we wszystkich kończynach, a na dodatek musiał wyjaśnić sobie z Jojo jego ostatnie zachowanie.
- Nie siadasz? - zapytał Zappeli
- Ee, tak, tak... już siadam - odpowiedział rozkojarzony z zestresowanym uśmiechem na ustach.
Zajął miejsce w bezpiecznej odległości od przyjaciela, czyli na drugim końcu kanapy. W zasadzie wyglądało to jakby odpychał go jak ogień. Oparł się o poduszkę i podłożył rękę pod policzek.
- Jojo, ostatnio jesteś jakiś przygaszony, mógłbyś powiedzieć, co cię ostatnio trapi?
- Eee...
- Przestań wciąż się tak zacinać i odpowiadaj normalnie, boisz się czegoś?
„Oh, gdybyś tylko wiedział" - pomyślał.
- Bo widzisz, to nie jest takie łatwe - w końcu wydusił coś z siebie, nie było to jednak to, co planował. Może tym razem będzie lepiej, jak poleci na freestyle'u.
Zappeli uniósł jedną brew. Widok tego wiecznego optymisty, którego coś jednak martwiło był bardzo rzadki.
- Ale co takiego?
Joestar w żadnym stopniu nie był w stanie wypowiedzieć tego, co zaplanował, zbyt bardzo obawiał się reakcji. Chwilę patrzył w milczeniu na okno, powoli zniecierpliwiając Caesara, kiedy do głowy przyszedł mu pomysł. Poczeka jeszcze dwa dni, jeżeli jego odczucia się nie zmienią, w końcu szczerze z nim porozmawia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to uciekanie od problemów, jednak tylko ta opcja wydawała się dla niego wygodna.
- Bo widzisz... - musiał improwizować - Ciągle się boję, że jednak nie dam rady pokonać Whamu - odpowiedział. Fakt, że to też było jedeno z jego zmartwień.
- Właśnie dlatego tu trenujemy. Przechodzimy możliwie najgorszy czas naszego życia, żeby właśnie takie ważniaki nam go nie odebrały. Przyznam ci, że ja też odczuwam ogromny stres, jednak zaletą jest to, że możemy wspierać siebie nawzajem, prawda?
- Taa... nie wiem, czy poradziłbym tu sobie sam.
- Nie żartuj, napewno byś sobie dał radę.
Słowa Caesara były naprawdę szczere. Joseph prawie się zarumienił, chociaż nie było to nic wielkiego. Trwali tak przez około dwie minuty, w zupełnej ciszy. Było to dosyć niekomfortowe z początku, jednak Jojo wystarczała sama jego obecność, nie musieli rozmawiać. W zasadzie, to do głowy przyszła mu swego rodzaju chęć przytulania blondyna. Zaśmiał się w duchu na potencjalną reakcję. Pewnie zacząłby okładać go po twarzy. A gdyby tak...
- Mogę cię przytulić? - no i masz, najpierw zrobił, potem pomyślał. Impuls był silniejszy niż rozsądek, jak zawsze.
- Słucham? Jest aż tak źle z tobą? - zapytał zdziwiony.
- T-tak - zająknął się trochę, niedowierzając, że naprawdę to powiedział.
- Eh... - westchnął - jeżeli dzięki temu przestaniesz być cieniem samego siebie, to jestem gotów na te poświęcenie... - powiedział, a Jojo odrazu praktycznie rzucił się na niego i uwiesił na szyi.
Blondyn nerwowo się zaśmiał i poklepał przyjaciela po głowie. Mimo, że cały czas rywalizowali, czasem sobie dogrywali, to Jojo był jego najlepszym przyjacielem, dla którego był w stanie poświęcić nawet życie.
- Hej... nie wystarczy ci już? - zapytał po minucie.
Żadnej odpowiedzi jednak nie otrzymał.
- Nie gadaj, że zasnąłeś - uniósł jego twarz w swoją stronę, łapiąc go za policzki. Jego oczy były zamknięte i zaczynał powoli chrapać.
- Naprawdę cię to wszystko męczy - westchnął - Dobra, Jojo, ten jeden, jedyny raz ci na to pozwolę, oby tylko Lisa Lisa nas nie zobaczyła.
Sam ułożył się wygodniej, starając się nie obudzić tego pasożyta. Położył jedną rękę na jego włosach, a druga swobodnie zwisała, prawie dotykając podłogi.
- Dobranoc - powiedział i zamknął oczy.____
Szybki rozdział napisany zaraz przed snem. Błędy mnie nie obchodzą, bo odrzucam swoje człowieczeństwo i po prostu mnie nie dotyczą, ok
Śmieszne, że tylko moi przyjaciele to czytają xD
CZYTASZ
Nie potrafię powiedzieć
FanfictionJoseph nie ma zielonego pojęcia jak nazwać uczucia żywione do swojego przyjaciela, więc czeka na idealną okazję na wyznanie mu swych myśli. _____ Napisane w pełni spontanicznie i też dlatego, że mało polskich fanfików z Jojo na Wattpadzie, rly.