Rozdział 2 - Cześć, jestem Allan

1.2K 63 9
                                    

Ciekawi mnie od dłuższego czasu, na ile jest silna psychika nastolatka, ile chłopak taki jak ja jest w stanie znieść? Jak bardzo ludzie muszą mnie skrzywdzić, aby ze sobą skończył?

Odrzucenie odczuwa każdy z nas inaczej, ale powiem wam jedno - nie życzę nikomu czegoś takiego. Jestem osobą, której ciężko jest złamać serce, a powód, dla którego to wszystko się dzieje jest prosty. Mam dość spore problemy z zaufaniem, poprzez dość burzliwą i brutalną przeszłość, zaś ludzie nigdy nie decydują się na zrozumienie. Do niedawna żyłem w przekonaniu, że nigdy będę w stanie kochać. Myliłem się. Chłopak o imieniu Matt, którego poznałem totalnym przypadkiem trzynaście miesięcy temu, pojawił się na tegorocznym licealnym wyjeździe integracyjnym. Co zabawniejsze wyglądał na heteryka. Chodził w typowo „męskich" ubraniach, nie wyróżniał się niczym szczególnym i jeśli mam być szczery, nigdy nie przyszłoby mi na myśl, że właśnie w takiej osobie zakocham się ponad wszystko. Po moim dramatycznym śnie w samym środku nocy, odbyłem z nim poważną rozmowę przez telefon. Dowiedziałem się, że to co powtarzał mi wielokrotnie, było tylko nic nieznaczącą parą słów. To wszystko nie przechodziło mu przez gardło zbyt gładko, miałem wrażenie, że to co słyszałem od niego sprawiało ból nie tylko mi, ale i jemu. Czułem się wykorzystany i wystawiony na próbę, a teraz? Teraz jestem zwykłym, szarym chłopakiem między młotem, a kowadłem. Od Adelajdy do jego domu dzieli nas 179 kilometrów, nie spotykalibyśmy się zbyt często, lecz ja liczyłem się z tym od samego początku. Wiem, że powinienem urwać z nim kontakt, wymazać go z pamięci, ale moje serce mi na to nie pozwala, bije zbyt mocno. Teraz pozostało mi tylko czekać na nieznane, nie wiem czy poradzę sobie, a przecież już jutro pierwszy dzień w szkole po przerwie wakacyjnej.
Jestem osobą cierpiącą na schizofrenie, więc jak się możecie domyślić nie było ze mną dobrze. Zastanawiałem się nad sensem mojego życia. Myślałem, że skoro według innych „Bóg" jest tam na górze to dlaczego spotyka mnie coś takiego? Może jednak nie dam rady, nie podołam wyprawie, którą potocznie zwiemy „życiem". Właśnie z takim przekonaniem budzę się każdego ranka i wpatrując się w biały, popękany sufit zastanawiam się- co ja tu robię?
Nadeszła chwila, aby ruszyć się z miejsca, na którym wylana jest rozpacz, smutek i samotność. Miejsce ww którym każdy z nas kiedyś cierpiał, płakał, bądź kochał się z kimś, kogo już nie ma i nie będzie - tak, dobrze myślisz, to łóżko.

Podniosłem się z trudem. Nie czułem się dobrze w swoim ciele, a raczej w resztce jaka z niego pozostała. Z brakiem chęci do robienia czegokolwiek, tak jak zazwyczaj to robię, udałem się w kierunku łazienki. Codziennie przesiadywałem pod prysznicem długie chwile i wierzyłem, że podczas brania kąpieli z człowieka spływa cały nadmiar podburzonych emocji po ciężkiej, nieprzespanej nocy. Może właśnie dlatego nie potrafię wyjść z domu bez tej odrobiny przyjemności?
Zakręciłem wodę, po czym owinąłem się pomarańczowym ręcznikiem wokół pasa, który jak zwykle ześlizgiwał się ze mnie. Spojrzałem w lustro, było całe zaparowane. Dłonią przetarłem mokrą, a zarazem lodowatą jego powierzchnie i ujrzałem tam drobnego chłopaka, który nie do końca wie kim jest.
Miał włosy w kolorze ciemnego blondu, które ewidentnie pod wpływem wody wydawały się ciemniejsze i niebiesko szare oczy. Był drobny, lekko przygarbiony, a jego sylwetka nie przypominała ciała typowego sportowca, aczkolwiek był delikatnie umięśniony. Bałem się go.
Bać się samego siebie? Nieumiejętność opanowania swojego zachowania i emocji? Nigdy byś tak o mnie nie powiedział, zabawne nie sądzisz?

Wróciłem z powrotem do swojego pokoju i otworzyłem szafę z ubraniami, a na ten pochmurny dzień wybrałem szarą bluzę z czerwonymi lampasami w stylu lat 90, przetarte jeansy sięgające do połowy łydki oraz moje ulubione czarne conversy. Zajrzałem rownież do szuflady z bielizną i wyjąłem białe skarpety z czerwonymi akcentami, nie zapomniałem oczywiście o białych bokserkach.
Po ubraniu się w mój dzisiejszy zestaw odczułem głód nikotynowy, idealna pora, aby wyjść na porannego papierosa z kubkiem ciepłej kawy, tak też postanowiłem zrobić.
Nie minęły 2 minuty, a ja siedząc na tarasie z widokiem na wzgórza i odpalałem zielone Marlboro White Mint, zaciągając się czymś co niszczy organizm człowieka, aczkolwiek sprawia ulgę oraz przyjemność. Zerknąłem na telefon, który leżał na drewnianym stoliku. Dostałem wiadomość od Matta, w której napisał po prostu - dzień dobry. Szczerze powiedziawszy nie oczekiwałem od niego jakiejkolwiek chęci do utrzymywania kontaktu, a jednak po tym wszystkim się odezwał.
Nasza konwersacja przebiegła tak jak zazwyczaj, czyli między innymi pytania o to jak minęła noc, co dziś robię itp., aczkolwiek po raz pierwszy była cierpka i jak dla mnie- nie do końca przyjemna. Odczuwałem jakby odnosił się w stosunku do mnie jak do osoby obcej, nie było to zbyt przyjemne, ale mimo wszystko musiałem to znieść. Zerknąłem na zegarek, dochodziła dziesiąta rano. Powinienem niedługo wychodzić, aby nie spóźnić się na śniadanie z Alex, a jeśli mam być szczery, było by to bardzo w moim stylu.
Z Alex poznaliśmy się, gdy mieliśmy po cztery lata w parku kwitnącej magnolii, znajdującym się nieopodal samego centrum Adelajdy. To jedno z najczęstszych miejsc, w których spotkamy się w stałej paczce znajomych, po zakończeniu zajęć w szkole. Jest tam niesamowicie magicznie, szczególnie w okresie jesieni, tego nie dacie rady sami zobaczyć, wierzcie mi - musielibyście sami zobaczyć piękno tego miejsca, które jest nie do opisania.
Zabrałem wszystkie niezbędne rzeczy z domu i wrzuciłem je w mój szary plecak, który leżał na przednim siedzeniu mojego samochodu. Zamknąłem dom, zapakowałem się w pośpiechu do bagażnika, włączyłem silnik i ruszyłem w stronę Adelajdy.

Łzy RzeczywistościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz