Kawiarnia Melanie miała uroczą nazwę “Utopia”. Oczywiście, wydawało się tak samej właścicielce, bo reszta mieszkańców, widząc szyld, uśmiechała się z pobłażaniem. Ci bardziej złośliwi pukali się w czoło i wymieniali uwagi na temat dziwnych pomysłów panienki Sky.
Samej zainteresowanej nic nie obchodziło to gadanie ludzkie. Dla niej ta właśnie nazwa była perfekcyjna. Tym bardziej, że wymyśliła ją wraz z Oliverem. Ich dwoje, jak nikt inny wiedzieli, co znaczy marzyć o idealnym miejscu, gdzie problemy, zły los i wypadki się nie zdarzają.
I właśnie ta idea cały czas towarzyszyła Mel, gdy zaczęła tworzyć kawiarnię. Na ściany wybrała lekki, pastelowy zielony kolor, który kojarzył się z wczesno-wiosenną trawą na łące. Podłogę wyłożyła jasno-brązowymi panelami. Okrągłe, drewniane stoliki stały rzędem przy oknach. Ich blaty okrywały malutkie, białe obrusiki. Na środku każdego z nich położony został wazon ze świeżo ściętymi kwiatami. Melanie nie uznawała sztucznych kwiatów, pod żadną postacią. Dlatego też każdego dnia ruszała do pracy z naręczem żywych i pachnących roślin.
Całość, jaka ukazywała się po przekroczeniu progu kawiarni, robiła wrażenie. I nawet ci plotkarze, którzy potrafili swoimi uwagami wpędzić najbardziej odporną osobę w depresję, musieli stwierdzić, że “Utopia” była miejscem , w którym miło było przebywać i co więcej chciało się do niego wracać.
Tego jednak dnia nikt nie mógł skorzystać z pozytywnego wpływu, jaki dawało to miejsce. Ani z wyśmienitej kawy, która tam była serwowana. Kawiarnia była zamknięta na cztery spusty i klienci, którzy przychodzili pod jej drzwi, odchodzili z kwitkiem. Nikt jednak nie mógł wiedzieć, że nie do końca "Utopia" była pusta. Przy jednym ze stolików siedziała Melanie, która podparła brodę na zgiętej ręce i z nieobecnym wyrazem twarzy patrzyła na Emmę, która siedziała naprzeciwko niej i z największą trudnością powstrzymywała swój gniew.
— Pokaż mi jeszcze raz tę kartkę - warknęła kobieta, wyciągając dłoń w kierunku Mel. - Może jak jeszcze raz ją przeczytam, to uwierzę, że takie dupki, jak Torres, chodzą po tej ziemi.
Melanie posłusznie podała papier przyjaciółce. Był cały zmięty i obszarpany od ciągłego czytania. Dziewczyna tyle razy już go składała i rozkładała, przebiegając wzrokiem po literach, że każde zdanie potrafiła wyrecytować z pamięci. A każda litera powtarzana w jej umyśle, zadawała nową iskrę bólu, która momentalnie uwidaczniała się na jej twarzy. Nie pamiętała ile to razy starała się zrozumieć cokolwiek z tego prawniczego bełkotu. Wiedziała jednak tyle, że jej interes był praktycznie skończony.
— Zgodnie z artykułem bla, bla, bla i ustawą taką, a taką - Em chwilę czytała w ciszy, by po chwili zamaszyście położyć dokument na stole, przy okazji trzaskając ręką w stolik. — Miesiąc. Dał ci cholerny miesiąc, na opuszczenie lokalu! Łaskę ci robi?!
CZYTASZ
Jesteś moim niebem
Romance"Byłeś, jak niebo przed burzą. Nieprzewidywalny." "Byłaś, jak niebo po burzy. Przynosiłaś spokój." ❗❗❗Opowiadanie Wolno Pisane❗❗❗